Atramentowe serce

Najważniejszy rozdział

„Tamtej nocy – nocy, od której tyle się zaczęło i która tak wiele zmieniła raz na zawsze – Meggie jak zwykle miała pod poduszką jedną ze swych ulubionych książek. (…) Kiedy ją otworzyła, strony zaszeleściły obiecująco. Meggie uważała, że ten pierwszy szept kartek jest za każdym razem inny, w zależności od tego, czy już wie, co książka jej opowie, czy też jeszcze nie”. („Atramentowe serce” C. Funke, Wydawnictwo Egmont)

Wolałbym NIE

Wolałbym NIE

Pani Aniu*, przepraszam, że w formie niby-listu czy też niby-rozmowy, ale już od wielu miesięcy winien jestem pani tekst o kolejnych przygodach z książkami, i nie potrafię swoich przyrzeczeń spełnić. Co gorsza, od wielu miesięcy (jeśli nie od ponad roku) siedzę nad pustą kartką (metaforycznie) wciąż z tym samym tematem, bohaterem czy też książką/książkami w głowie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, iż być może to wybrana przeze mnie – już dawno temu – książka, powstrzymuje mnie od pisania, wręcz hamuje moje pisanie. Książka fascynująca. Arcydzieło, ale arcydzieło zdecydowanie przekraczające ramy literatury (pewnie na tym przekraczaniu zresztą polega każde arcydzieło), ingerujące bardzo agresywnie w intymność i autonomię czytelnika. „Kopista Bartleby” Hermana Melville.

Magia Barcelony

Sukces „Cienia wiatru” mógłby wymóc na jego autorze napisanie dalszych dziejów Daniela Sempere. Carlos Ruiz Zafón wielokrotnie powtarzał, że „Cień wiatru” jest częścią zamierzonej tetralogii barcelońskiej – każda następna powieść nie będzie ani kontynuacją, ani historią poprzedzającą, tylko jedną z czterech bram prowadzących do tyleż magicznej, co rzeczywistej Barcelony. „Gra anioła” pokazuje, że autor konsekwentnie realizuje swój pisarski zamysł.

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH