Adam Woronowicz

Adam Woronowicz


Nie boję się już żadnej roli


Najważniejsze pana doświadczenie teatralne wiąże się z…

Piotrem Cieplakiem. Mnie to spotkanie naznaczyło. Przyszedł do szkoły teatralnej, gdy byłem na trzecim roku. Wtedy jego najważniejszym przedstawieniem była „Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim” Mikołaja z Wilkowiecka. Ten staropolski dramat Cieplak inscenizował dwukrotnie: w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu i w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Myśleliśmy, że będziemy pracować nad tym albo podobnym tekstem. Tymczasem Cieplak zaproponował nam… „Kubusia Puchatka”. Szok. „Kubuś Puchatek” na trzecim roku?! Gdy jesteśmy przygotowani do grania alkoholików, profesorów po pięćdziesiątce, mężczyzn po przejściach…

A „Kubuś Puchatek”?

Bardzo intensywnie przygotowywałem się do roli Tygryska. Niestety, nie zagrałem w przedstawieniu, zagrał tę rolę Marcin Dorociński.

Tygrysek jednak pana nie ominął. Zagrał go pan w bajce „Ach, jak cudowna jest Panama”.

Byłem bardzo tygrysim Tygryskiem! W tym zawodzie tak jest. Czasami przychodzi zagrać Tygryska
w „Ach, jak cudowna jest Panama” Janoscha, czasami księdza Popiełuszkę. To jest taka rozpiętość. Naprawdę, trzeba czasami – dla ochrony swojego zdrowia psychicznego – zagrać Tygryska.

Czy nie jest to jednak dobre przygotowanie do zagrania poważnej roli?

To jest bardzo dobra szkoła! Pod każdym względem. Ten zawód rodzi się z ciekawości i to nie jest głupie, żeby się pobawić na początku, żeby od tego wyjść. Traktujemy ten zawód bardzo serio, ale rzeczy, którymi się zajmujemy, często są przecież banalne. Przez dwie godziny np. deliberujemy, czy daną kwestię powinienem powiedzieć od razu jak wchodzę, czy po jakiejś pauzie, czy jak zamknę drzwi. A ludzie w tym czasie odkrywają nowe związki, planety, walczą z wirusami, z chorobami…

Wielokrotnie pan podkreślał, że najważniejsza w teatrze, w granej postaci, jest prawda. Na czym ta prawda polega?

Na pewno nie na byciu na scenie, na pewno nie na prywatnym demonstrowaniu Adama Woronowicza. Praca nad rolą, rozwój roli, rozmowy o roli sprawiają, że wchodzi się w pewnym sensie w postać, którą się ma grać, ale jednocześnie trzeba zachować własną naturalność. Trochę nauczył mnie tego na zajęciach z Czechowa Zbigniew Zapasiewicz. Koledzy dostali wówczas do zagrania Astrowa, wujaszka Wanię, Sonię, Helenę, a mnie zaproponowano prof. Sieriebriakowa. Byłem zrozpaczony! Miałem wtedy 20 lat. Gdy tak się biedziłem z tą postacią, Zapasiewicz powiedział: „Nie bój się. Nie ma co grać starego. Musisz oddać w tej postaci rozgoryczenie swoim losem”. Przełożyłem to sobie na rozgoryczenie, że nie dostałem roli Astrowa, Wujaszka Wani. Zapasiewicz dał mi niezwykle mądrą podpowiedź. Zacząłem szukać swojego sposobu, swojej metody. Doszedłem do wniosku, że najważniejsze, by zawsze czerpać z autora, być mu wiernym.

Ma pan za sobą rolę niezwykle trudną: księdza Jerzego Popiełuszki. Jak aktor może taką rolę „ugryźć”, by nie stała się ona plakatem?

Uświadomiłem sobie w pewnym momencie pracy nad tą rolą, że muszę zrezygnować ze wszystkich tzw. sposobów aktorskich, pomysłów na rolę. Z takich pomysłów, że np. zagram tę rolę w czapce albo kulejąc itp. Tu nie było na to szans – od razu porażka. Zacząłem od poznawania człowieka, oglądania zdjęć, rozmów z ludźmi, którzy go znali, odwiedzania miejsc, w których był. I powoli, powoli zacząłem sobie uświadamiać, że w ogóle nie mogę „grać” tej roli. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że ta postać musi jakoś zaistnieć.

Z tych rozmów, oglądanych obrazów, szczegółów, drobiazgów w jego pokoju zaczął mi się wyłaniać żywy człowiek. Bardzo zwyczajny, normalny – żaden święty. Chłopak, który przyjechał do Warszawy i został księdzem. Tryby historii go zagarnęły i on dał się im ponieść. Najlepiej czuł się wśród ludzi prostych. Strajk w Hucie Warszawa to była woda na jego młyn, bardzo zżył się z ludźmi i iskra odpaliła. Dojrzał. W budowaniu postaci mniej interesowało mnie to, jaki on był dla ludzi, a bardziej np. to, jak się zachowywał, jak chodził, jak słodził herbatę, jakiej słuchał muzyki. Nie chodziło o naśladowanie, ale o poznawanie. Zawsze mnie fascynowało takie lepienie człowieka w całej jego złożoności, wewnętrzne dramaty, rozdarcia, pęknięcia, codzienne, banalne czynności, gesty, zachowania w zależności od sytuacji. Zupełnie inaczej rozmawiamy z kimś, na kim nam nie zależy, a inaczej z panem czy panią, od których zależy otrzymanie wizy do USA itd. Po tej roli nie boję się już żadnej innej. Jednak granie postaci autentycznej i granie postaci wymyślonej przez dramatopisarza to dwie różne sprawy. To zupełnie inna odpowiedzialność za postać.

Jakie role są dla pana najciekawsze?

Fascynuje mnie pokazywanie z jednej strony jakiegoś geniuszu, z drugiej, często, upadku człowieka jako człowieka. Nie ma tak, że ktoś ma porządek w pokoju i jest jednocześnie Albertem Einsteinem.

Jak wiele z życia zawodowego przenosi pan na życie prywatne?

Chyba nic. Dom jest dla mnie bardzo ważny, daje mi siłę, uodparnia na stresy, pomaga znieść zarówno porażki, jak i sukcesy. Pomaga zachować dystans i odpowiednie proporcje. W domu nie ma aktorstwa, nie ma teatru. Totalnie się w nim resetuję. Nie opowiadam o tym, co na próbie, co na spektaklu itp. Oczywiście, rozmawiamy o literaturze, o teatrze, o sztuce, ale nie bezpośrednio o mojej pracy.

Dziękuję za rozmowę.

4.7/5 - (268 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH