Muzyka jako towarzysz podróży

Muzyka jako towarzysz podróży


Zwykle unikamy słuchania muzyki poważnej w podróży. Wymaga ona poświęcenia, czasu, uwagi, dobrej woli i uczucia. Można powiedzieć „darujmy sobie”, a można wytracić pęd, zjechać na chwilę i zamilknąć w skupieniu.

Po gwałtownym crescendo nadszedł okres wakacji i niech mi podróżujący urlopowicz nie próbuje wmówić, że siedząc za kierownicą i gnając ku wymarzonym grajdołkom nie wykonuje odruchowego gestu włączającego samochodowe radio albo odtwarzacz, skoro tylko osiągnie pierwszą słoneczną prostą. Oczywiście życzę wszystkim szerokiej drogi, ale moją rzeczą nie jest pisać o malowniczych serpentynach i rozkosznych plażach, lecz o muzyce, i to raczej o poważnej i współczesnej. To ta, która – niefortunnie przyłapana przez przycisk search – jakże często zdaje się odstraszać, każąc uciekać czym prędzej ku innym stacjom, jak zjeżdża się z wyboistych bezdroży na szerokie autostrady, highwaye i inne Autobahny. Nie, nie, proszę się nie zastrzegać – wiem, jak to działa i w pełni to rozumiem. Na jedną szansę trafienia radiem w muzykę poważną jest dwadzieścia szans na gładki ślizg po muzyce lżejszej, której bitumiczna masa płynie zewsząd wszelkimi kanałami. Posłuchać muzyki w pędzącym samochodzie to przecież ma być przyjemność, a nie trud, zawalidroga, przed którą zaraz należałoby czmychnąć, zmieniając pas(mo). Słuchanie muzyki jest jak podróż i o te odruchy ja, jako współpasażer, nie mogę mieć pretensji.

Niezobowiązująca muzyczka
Swego czasu jeździłem pasjami po Europie autostopem i gdy w kolejnych kabinach obcych mi ludzi kończyły się wymuszone dialogi w językach obcych, przychodził czas pokładowego radia. Przez wiele lat chcąc nie chcąc wysłuchiwałem wakacyjnych hitów wielu europejskich radiofonii, ale nie to – co roku identyczne – tło było dla mnie wówczas najbardziej dojmujące, lecz fakt, że muzykę czy muzyczkę puszczano właśnie po to, by nie musieć jej słuchać.

Nic to w sumie dziwnego – w dziewięciu przypadkach na dziesięć gra się ją w takim przecież celu i stoi za tym taka marketingowa machina, że człowiekowi nawet nie chce się mieć pretensji. Zresztą podczas jazdy pięknymi szosami z muzyką jest jak z kompanem: nie jest potrzebny towarzysz wymagający ciągłego skupienia, lecz uroczy trzpiot, niezobowiązująco płytki, i broń Boże nie inteligentniejszy od kierowcy. I tu przypomina mi się jedna z moich autostopowych sytuacji, której bez zawodowego skrzywienia pewnie bym nie zapamiętał.

Koncert na parkingu
Choć jako autostopowicz preferowałem zawsze TIR-y, tym razem był to samochód osobowy, luksusowy, błyszczący i klimatyzowany – prawdziwy prezent dla kogoś, kto pokonał właśnie Iberię w jazgotliwych camiones z jazgotliwymi, niepomnymi na bariery językowe camioneros. Przed oczyma przesuwała mi się boska panorama przedgórza Alp; odziany w garnitur kierowca, który beze mnie nudziłby się w samotnej podróży, wrócił radiowej audycji poprzednią głośność, zmniejszoną na czas gasnącej już konwersacji. I wtedy, po krótkiej zapowiedzi spikera, pojawiły się przedziwne nieoczekiwane dźwięki… Mój kierowca zmarszczył brwi, horror vacui kazał mu kilkoma krótkimi zdaniami podtrzymywać rozmowę jeszcze przez chwilę, ale wobec tego, co płynęło z głośników, zamilkliśmy zgodnie. Należało sądzić, że taka przedziwna muzyka uruchomi znów obronny ruch pokrętłem wyszukiwania, ale stało się coś innego. Zwalnialiśmy stopniowo, zjechawszy na prawy pas, aż wreszcie – zatrzymaliśmy się na bezludnym małym parkingu wśród przedalpejskich lasów. Tam w skupieniu i ciszy kierowca słuchał i słuchał, czasem tylko zwracając ku mnie zamyślony wzrok. Wreszcie „I koncert skrzypcowy” Szymanowskiego dobiegł końca, ale wykonawcy już nie poznałem, bo kierowca, przetarłszy oczy, zaczął się tłumaczyć, wyjaśniać, że jakoś tak go wciągnęło i nie mógł się skupić na prowadzeniu, albo droga albo cette musique, pokręcił głową, roześmialiśmy się i wróciliśmy na autostradę.

Zamilknąć w skupieniu
O ile pamiętam, zdradziłem mu, że jestem muzykiem „poważnym” – oczywiście teraz konwersacja ruszyła na tyle, na ile radziliśmy sobie razem w jakimś wspólnym języku i nie pamiętam już, czy to on stwierdził, czy to ja pomyślałem sobie, że skoro już dzielić muzykę na płytszą i głębszą, to ta ostatnia do pewnych rzeczy się nie nadaje. Albo przełączyć, albo wysłuchać z pełnym poświęceniem, inwestując w nią czas, uwagę, dobrą wolę i uczucie. To, co manifestacyjnie głębokie, dość automatycznie traci odbiorców w pewnym paśmie. Można sobie powiedzieć „darujmy sobie”, a można wytracić pęd, zjechać na chwilę i zamilknąć w skupieniu.

I tego życzę użytkownikom życiowych dróg – wakacyjnych, a potem i tych codziennych: rzeczy z natury głębokie zdarzają się czasem i, gdy już je z nimi nasza podróż zetknie, nie bójmy się ich przeżyć, bo warto. Bo te z natury płytkie i nie wymagające są i tak wszędzie, dostępne bez pytania.

4.4/5 - (181 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH