Słomiany Teatr

Słomiany Teatr


W centrum Tallina pokaźnych rozmiarów billboardy i tablice informacyjne kierują teatromanów do Słomianego Teatru (Straw Theatre). Nieopodal zachowanych murów obronnych Starego Miasta, na niewielkim wzgórzu wybudowano tu… teatr ze słomy.

Pomalowany na czarno, prostokątny kolos, przy którym przytulił się kawiarniany ogródek, przyciąga dzisiaj setki mieszkańców miasta i turystów. Każdy jest ciekaw teatru ze słomy, toteż miejsce stało się modne i żywe.

Kulturalna stolica Europy
Słomiany Teatr to jeden z 250 projektów (spośród 600 zgłoszonych), które przyjęto do realizacji w roku 2011, kiedy to Tallin pełni zaszczytną rolę kulturalnej stolicy Europy. Pomysły mógł zgłaszać każdy, nie tylko organizacje czy instytucje artystyczne, ale i poszczególni obywatele, którzy wpadli na jakiś niebanalny pomysł. Miasto, państwo i dotacje Komisji Europejskiej złożyły się na pokaźny fundusz 17 mln euro, które zasiliły budżet kulturalny miasta, a że Tallin nie należy do gigantów wśród miast europejskich, pieniądze te widać na każdym kroku. Przy czym nie chodziło o wsparcie już działających instytucji czy festiwali, ale o projekty całkiem nowe, jak wspomniany Słomiany Teatr, w którym odbywają się rozmaite spektakle i koncerty. Wybudowano go z materiału nader nietrwałego, tak więc wraz z końcem kulturalnej prezydencji Tallina teatr zniknie.

– To swego rodzaju metafora – wyjaśnia młody entuzjasta z biura organizacyjnego Kulturalnej Stolicy Europy. – Teatr jest przecież sztuką ulotną, nietrwałą, taką, jak ten materiał, z którego wybudowano pawilon teatralny.

Metafora metaforą, ale jednak z namacalnym efektem – już dzisiaj ruch turystyczny wzrósł o około 20 proc. w stosunku do roku ubiegłego, co organizatorzy wymiany turystycznej, zacierając ręce i licząc wpływy, wiążą (i słusznie) z aktywnością kulturalną miasta, w tym z aktywnością teatralną. Nie pierwszy to dowód na lekceważoną prawdę, iż kultura może być siłą napędową gospodarki.

Niepowtarzalne polskie monodramy
Do tego pokaźnego zespołu pomysłów i programów realizowanych w Tallinie swój niebanalny wkład dorzucił Wrocław. Wraz z nastaniem polskiej prezydencji w Unii Europejskiej (i w parę tygodni po wyborze Wrocławia stolicą kulturalną Europy na rok 2016) w Tallinie obył się pokaz polskich monodramów, nagradzanych podczas Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora, a także na innych festiwalach w Europie. Do Tallina przyjechali: Bogusław Kierc ze swoim monodramem według poezji Adama Mickiewicza „Mój trup”, Janusz Stolarski z cenionym spektaklem jednoosobowym „Ecce homo” Fryderyka Nietzschego, Krzysztof Grabowski z „Piaskownicą” Michała Walczaka oraz Piotr Kondrat ze swoim „Hamletem”.

Pomysłodawca tego minifestiwalu, Wiesław Geras, od początku (tj. od 45 lat) związany z festiwalem wrocławskim nie od dziś owładnięty jest ideą zarażania teatrem jednego aktora – gdzie się da i kogo się da. Na swoim koncie ma udany patronat nad festiwalem monodramu w Kownie (Monobaltija), teraz proponuje monodram Tallinowi, a w przyszłości pewnie przyjedzie czas na Rygę.

Spotkanie polskich aktorów z tallińską publicznością, choć na początek zaplanowane skromnie, niemal symbolicznie (tylko cztery spektakle), daje możliwość wymiany między krajami bałtyckimi ciekawego nurtu teatralnego. Tak czy owak, spektakle, zwłaszcza „Hamleta” i „Piaskownicy”, zrealizowane w oryginalnych przestrzeniach, obiektach przyklasztornych, w plenerze miały swój niepowtarzalny smak. Grabowski modyfikuje swój spektakl w zależności od otoczenia – na podwórku szkoły przyklasztornej wykorzystał nawet rozwieszone pranie i sadzawkę, wspiął się na dach, skąd prowadził „wojny Batmana”, ba, wykorzystał nawet odgłos przelatującego samolotu. Widać, że spektakl żyje, wchłania w siebie, jak gąbka, otaczającą rzeczywistość. Krzysztof Grabowski wyrasta na jednego z najciekawszych aktorów sceny jednoosobowej w Polsce. Nic dziwnego, że jury międzynarodowego festiwalu w Moskwie w ubiegłym roku przyznało mu główną nagrodę.

Tradycja Teatru Miejskiego
Wrocławski akcent teatralny w Tallinie, któremu patronowała ambasada polska w Estonii, to naprawdę dobry początek – mam nadzieję – czegoś, co potrwa dłużej, mimo że lipiec nie jest najbardziej teatralnym miesiącem. Sierpień jest bardziej teatralny – zgodnie z tradycją przez cały miesiąc w amfiteatrze wybudowanym na zapleczu Teatru Miejskiego prezentowane są wtedy spektakle premierowe. Amfiteatr pobudowano już w roku 1992 i od tego czasu w każdym sezonie wystawia się tutaj jedną, najczęściej bardzo popularną sztukę lub adaptację znanego dzieła. Nie tak dawno grano tutaj z wielkim powodzeniem „Trzech muszkieterów” Aleksandra Dumasa. Teraz planowane są Molierowskie „Szelmostwa Skapena”.

Teatr Miejski wyróżnia się jeszcze jedną ciekawą tradycją. Przed jego frontonem w chodniku wmurowuje się tablice poświęcone pamięci poszczególnych spektakli. Kiedy schodzą z afisza (a więc na swój sposób umierają), pozostaje po nich materialny ślad wykuty w marmurze: zapisuje się na pamiątkę tytuł, autora, datę premiery i, co nie bez znaczenia, liczbę przedstawień. Jedyna to chyba nekropolia przedstawień w Europie.

Swoją drogą to ciekawe: z jednej strony pamięć wykuwana w kamieniu, z drugiej – teatr jak słomiany wiatr. Trwałość i ulotność – dwie strony teatralnego życia.

4.9/5 - (170 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH