Siedząc w Studio Radiowym im. Witolda Lutosławskiego i czekając na koncert, już po drugim dzwonku, usłyszałem dialog siedzącej za mną pary młodych ludzi.
– Uwielbiam, gdy dyryguje Tadeusz Wojciechowski. Taki przystojny. Raz jest tancerzem, to znów jak torreadorem.
– Zwariowałaś. Przychodzisz dla dyrygenta? A ten koncert fortepianowy Es – Dur Liszta to arcydzieło.
– Chciałam, żebyś był choć trochę zazdrosny. Żartowałam.
– A ty, czemu się uśmiechasz? Cieszysz się na Liszta, czy na Dworzaka? – spytano mnie.
– Uwielbiam ten koncert fortepianowy, ale uśmiecham się, też z innego powodu. Radość sprawiło mi zdanie, które usłyszałem przechodząc obok kasy: – „niestety, biletów i wejściówek już nie ma, przepraszamy”. To właśnie mnie cieszy. Może wreszcie sale koncertowe będą pełne, ludzie zaczną czytać książki, a wieczór w teatrze będzie świętem…
– Oj, ty marzycielu.