Autorytet (od łac. auctor) to ten, co powiększa dobro własnym wysiłkiem twórczym. Kto nie powiększa dobra, nie może być uznany jako autorytet (augere – powiększać).
Wychowany zostałem w środowisku obdarzającym wielkim szacunkiem osoby zasługujące na miano Autorytetu. Życie jednak nauczyło mnie dostrzegać również i jego ograniczenia. Kto powołuje się na autorytet, ten posługuje się pamięcią, a nie rozumem. To Leonardo da Vinci tym zwrotem dał kolejny dowód swojej Wielkości, rozumiejąc ograniczenia swojego geniuszu. Podobnie prof. Barbara Skarga, odwołując się do Św. Augustyna, stwierdziła, że „tylko rozum powinien mieć autorytet – on rzadziej zawodzi”. Tak więc tylko rozum, będący wyrazicielem myślowych kompetencji i prawdy, jest istotą autorytetu.
Kryzys autorytetu
W przebiegu procesu zmagań z przeciwnościami utrudniającymi codzienne życie i pracę oraz blokującymi badawczy entuzjazm młodego naukowca dochodzi do rozchwiania i zrelatywizowania postaw moralnych, ponieważ ułatwiać to może osiągnięcie sukcesu. Dodatkowo ujawniające się problemy moralne – ze względu na ich wysoki stopień złożoności – prowadzą do tego, że sumienie traci orientację, a autorytet musi być nie tylko intelektualnie i naukowo perfekcyjny, ale nade wszystko uczciwy, a nie tylko przyzwoity. W przeciwnym wypadku traci na tym zarówno badacz, jak i autorytet uczelni, który jest między innymi pochodną sumy autorytetów poszczególnych jej pracowników. Autorytet osoby lub organizacji jest wyrazem społecznego prestiżu i uznania opartego na cenionych w danym społeczeństwie wartościach. Tylko co zrobić, gdy i wartości zostały rozchwiane, zatarte?
Autorytet ma dawać wsparcie nadziei i oparcie zwątpieniu, a posługując się właściwą argumentacją bywa niezastąpiony w dostrojeniu toru myślowego społeczności do prawidłowej metody rozwiązania dręczących ją problemów. Autorytety są bardzo potrzebne, ale nie jako wyrocznie. Autorytety, a zwłaszcza mianowane, jako wyrocznie są szczególnie niebezpieczne w przypadku wyrażenia błędnej opinii, zwłaszcza gdy są przez media – w ramach ich interesu – zabezpieczone przed wszelką krytyką, z czym dzisiaj mamy do czynienia nagminnie. Najczęściej to mianowanym autorytetom przyznaje się patent na doskonałość, ponieważ werbuje się je potem jako autorytety „do wynajęcia”.
Mianowane i rzeczywiste
Największe niebezpieczeństwo w rozwoju nauki i myśli pojawia się wówczas, gdy osoby ambitne, często z pomocą prasy i innych mediów, same mianują siebie autorytetami, uznając się za nieomylne, a tendencja do mianowania siebie autorytetem wzrasta wraz z wiekiem, kiedy to: „On obojętny na dobro i zło …nie potrzebuje nic prócz chwały swego trwania” (Czesław Miłosz), oraz gdy osoby zajmujące wysokie stanowiska poczują się z tego tytułu wręcz automatycznie również autorytetami, a „Nie ma gorszej herezji niż ta, według której stanowisko uświęca osobę, która je zajmuje”. (J. E. E. Dalberg Acton). Ponadto „Non aetate, verum ingenio apiscitur sapientia – Nie wiekiem, lecz rozumem zdobywa się mądrość” (Titus Maccius Plautus, ok.250-184 p.n.e).
Mianowane autorytety z biegiem lat zatracają samokrytycyzm i przyzwyczajają się do życia w samopoczuciu autorytetu dożywotniego. Są ludźmi mocno i niezłomnie wierzącymi… we własną nieomylność i doskonałość. Przyzwyczajenie to jest bardzo destruktywne, zwłaszcza w odniesieniu do tzw. autorytetów mianowanych przez wszelkiego typu władze. Dalsze niebezpieczeństwo wynika z faktu, że autorytety takie w praktyce obdarzone są immunitetem gwarantującym bezkarność, która z kolei prowadzi do braku odpowiedzialności. Tak rodzi się niekontrolowana autokrytycyzmem i brakiem krytyki, niepohamowana „twórczość” autorytetu, niezależnie od jej wartości i kultury jej przekazywania.
Autorytet rzeczywisty najprościej odróżnić od mianowanego na podstawie oceny kultury metodyki sporu. Autorytety rzeczywiste posługują się wyłącznie prawdą i rzeczowymi argumentami, a ponadto, kwestionując cudze poglądy, nie podważają godności adwersarza i jego prawa do posiadania racji. Dyskutują, nie wygłaszają „zestawów” swoich racji jako jedynych nieomylnych prawd.
Autorytet naukowy
Bezrefleksyjne przyjmowanie stwierdzeń autorytetów grozi co najmniej bezruchem myśli i sądów, a w następnych etapach – ich degeneracją. A już wieje grozą, gdy wybitni nawet pracownicy naukowi bardzo wąskich specjalności poczują się autorytetami moralnymi, zapominając o prostej prawdzie, że w żadnej dziedzinie nikt autorytetem nie staje się automatycznie, na zasadzie: jest autorytetem jako fizyk kwantowy, to tym samym jest autorytetem moralnym.
Uwagi powyższe odnoszą się do każdego, w tym również do naukowego środowiska, w którym zarówno koniunkturalizm, jak i swoisty narcyzm nie są zjawiskami obcymi, zwłaszcza że środowisko to nie jest odczulone na finansową presję. Historia poucza, że postęp naukowy często jest następstwem buntu młodych przeciwko autorytetom naukowym, a zwłaszcza przeciwko „autorytetom naukowym”, które zakończyły działalność naukową, a sprawują funkcje door keepers lub menadżerów nauki.
W dyskusjach nad stanem nauki polskiej często dominuje atmosfera narzekania na rzeczywiste trudności w realizacji naukowych zamierzeń i planów. I choć destruktywna siła niedostatku i biedy bywa niedoceniana, to jednak taka atmosfera potrafi skutecznie zagłuszyć, przytłumić, wręcz zatrzeć i przykryć świadomość „endogennych” zagrożeń dla naukowego środowiska. Jakże łatwo jest usprawiedliwiać własny brak pasji naukowej niedostatkami finansowymi. Jakże łatwo zapominamy (bo to wygodniej) o tym, w jakich warunkach dokonywano wielkich odkryć i wynalazków, także w medycynie, jeszcze 50 czy 100 lat temu. Naukowcy nie mieli wtedy do dyspozycji całego oprzyrządowania, maszynerii, instrumentów, wspaniałej techniki, szerokiego dostępu do informacji. A jednak, często w zaciszu laboratorium czy swojego gabinetu, dokonywali rzeczy wielkich.
Dziś – spłycając wszystko, ceniąc bardziej fajerwerki niż rzetelną, często mozolną pracę – marnotrawi się nie tylko autorytet uczelni, ale również autorytet i godność naukowca.
W sumie dyskusja o autorytetach jest dyskusją o wartościach. Tylko… co dzieje się dzisiaj z wartościami?