Zakazany lek do ratowania życia

Lekarka z przychodni Alfa w Brodnicy podała w sobotę pacjentowi zakazany
corhydron. Mężczyzna ma się dobrze, ale sprawą zajęła się policja i prokuratura.

Dr Anna Sipak-Olszewska z Bronicy opowiada na łamach “Gazety Wyborczej” co
stało się w sobotę. “Przyszedł pacjent z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc.
Miał umiarkowane duszności, jego stan określiłabym jako średnio ciężki.
Podałam mu hydrocortizon valeant (czeski odpowiednik corhydronu) oraz dexaven
(lek o działaniu przeciwzapalnym i przeciwalergicznym)” – mówi. Kiedy stan
pacjenta zaczął się pogarszać, lekarka sięgnęła po corhydron.

Lekarka wyjaśnia, że to “była ampułka z serii, którą bez żadnych kłopotów
stosowaliśmy przed wprowadzeniem zakazu”. Dodaje, że gdyby miała cień
podejrzenia, nie wstrzyknęłaby tego leku. Zapytana przez dziennikarza, co
myślała robiąc ten zastrzyk, odpowiedziała łamiącym się głosem: “Sama już nic
nie wiem. Ratowałam mu życie. On wymagał natychmiastowej interwencji”. Jak
dodaje Jadwiga Bartoszewicz, wicedyrektor Alfy, “nikt nie zwraca uwagi, że
pacjentowi nic się nie stało. Zasłabł, ale kiedy Ania poszła wezwać karetkę,
doszedł do siebie. Gdyby wstrzyknięto mu scolinę, bez sztucznego oddychania
umarłby przed przyjazdem karetki. A on dojechał do szpitala w dobrym stanie”.

Po ostatnim pytaniu dziennikarza, czy gdyby można było cofnąć czas, podałaby
pacjentowi corhydron, lekarka odpowiada: “Podałabym corhydron swojemu dziecku, gdyby się dusiło. A obcemu? Nie”.

Cały artykuł na stronach “Gazety Wyborczej”