wywiad z prof. dr. hab. Tomaszem Pasierskim, Ordynatorem Oddziału Kardiologii i Chorób Naczyń Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie i Sekretarzem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego
Zgodnie z ostrzeżeniami synoptyków nie powinniśmy w ogóle ruszać się z domu. Jak to jest naprawdę? Co szkodzi naszemu sercu?
Bezpośredni związek chorób serca ze zmianami pogodowymi jest słabo udokumentowany. Wiadomo na przykład, że więcej nagłych zgonów jest zimą niż latem, że gorzej na ostrą zimę reagują ludzie, którzy normalnie żyją w ciepłym klimacie, że ostre zespoły wieńcowe mają związek z epidemiami grypy itp. Na pewno podczas mrozów ciśnienie krwi jest wyższe, bo chłód obkurcza naczynia wieńcowe, zwłaszcza przy gwałtownej zmianie np. wyjściu z przegrzanego pomieszczenia na mróz. Z kolei podczas upałów może nastąpić odwodnienie, a wtedy występuje większa skłonność do zakrzepów. Mróz, upał, wyż, niż – wszystkie ekstremalne zmiany są dla człowieka niekorzystne i musimy, w miarę możliwości, stwarzać sobie „mikroklimat” – przy pomocy odpowiedniego ubrania, regulowania temperatury w pomieszczeniu czy picia odpowiedniej ilości płynów.
A początek wiosny? Czy to mit, że jest tak niekorzystny dla „sercowców”?
Nie byłem w stanie wyłowić tego w swojej praktyce. Oczywiście pojedyncza praktyka niczego nie dowodzi…
Czy przyjmując w takich gorszych okresach aspirynę można zapobiegać kłopotom z sercem?
Aspirynę – jeśli są lekarskie wskazania – należy albo stosować stale, albo w ogóle jej nie stosować. Słyszałem niedawno o pewnym pięćdziesięciolatku, który lubi od czasu do czasu biegać i przed treningiem bierze aspirynę, bo to według niego zdrowo. Bzdura! Aspiryna jest lekiem działającym długofalowo. Nie ma zresztą leków kardiologicznych do krótkoterminowej redukcji ryzyka.
Zalecając stosowanie aspiryny, opieramy się na tzw. ryzyku sercowo-naczyniowym. Mamy specjalne tabele, które pozwalają określić ryzyko danej osoby. Ten lek ma przecież pewne działania niepożądane i dawanie go osobom mało zagrożonym minimalnie chroni je przed zawałem, a naraża na powikłania. Nikt nie powinien sam ordynować sobie aspirynowej kuracji „na wszelki wypadek”.
Ale nie można też bez powodu zawracać głowy kardiologowi. Jakie objawy powinny potencjalnego pacjenta do tego skłonić?
Przede wszystkim nieproporcjonalne do wieku ograniczenie tolerancji na wysiłek fizyczny. Kiedy człowiek czuje, że do tej pory mógł np. wchodzić po schodach, podbiegać do autobusu, a zaczyna go „przytykać” podczas takich wysiłków – powinien pójść do lekarza. Przyczyny mogą być różne, ale choroby serca nie można od razu wykluczyć. Jedna, dwie silne zadyszki jeszcze o niczym nie świadczą, ale gdy objaw nie ustępuje, a jego częstość wzrasta, wtedy niepokój jest uzasadniony. Poza tym lekarz powinien weryfikować każde zasłabnięcie czy występowanie obrzęków kończyn dolnych, bo to oznacza, że serce nie „przepompowywuje” właściwie płynów.
I powinien zlecić konkretne, specjalistyczne badania?
Nie zawsze i nie od razu. Często, żeby wykluczyć sprawy wieńcowe, wystarczy rozmowa. Miewam sytuacje, gdy ludzie przychodzą do mnie z rozpoznaną od kilku lat chorobą wieńcową i po dłuższej rozmowie okazuje się, że… to coś innego. Wielu lekarzy woli mówić niż słuchać, albo wręcz nie „tracić” czasu na rozmowę z pacjentem. To najprostsze wyjście: szybka rozmowa, kwalifikacja chorego narządu i badanie. Tymczasem wydłużenie rozmowy z pacjentem o 5-10 minut sprawia, że nie musimy robić pewnych dodatkowych badań.
A bóle w lewej ręce i klatce piersiowej? Biec czy iść z tym do lekarza?
Jest bardzo dużo przyczyn bólu w klatce piersiowej. To miejsce, w którym krzyżują się różne drogi nerwowe, głównie z układu kostno-mięśniowego klatki piersiowej, ale również z kręgosłupa piersiowego, serca, płuc, przełyku. Najczęstszy jest tzw. ból trzewny, który ma zdecydowany, a nie „rozmyty” charakter i pochodzi z wszelkich narządów klatki piersiowej. Natomiast dla choroby wieńcowej charakterystyczny jest ból dławicowy – nieprzyjemne uczucie zatykania, połączone np. z drętwieniem ręki, „dziwnym” jej odczuwaniem, bo nawet nie można powiedzieć, że ona boli. Gdy budzimy się w nocy z takim dziwnym bólem, to bardzo często może być on sygnałem zawału serca. Nie należy wtedy czekać za długo. Jeżeli stan narasta, a na dodatek jesteśmy zdenerwowani, spoceni – trzeba jak najprędzej wezwać pogotowie, bo wówczas szybka interwencja lekarza ratuje życie.
Parę razy zdarzyło mi się, że obudził mnie w nocy ból w śródpiersiu, poleciałam do kuchni wypiłam szklankę wody i…
I przeszło. Oczywiście nie trzeba natychmiast wzywać pomocy, ale jeśli ból nie przechodzi po „odbiciu się” czy szklance wody – bo może to być przecież dolegliwość gastryczna albo związana ze złym ułożeniem się w czasie snu – należy wezwać pogotowie.
Wróćmy do leczenia farmakologicznego. Co Pan profesor sądzi o projektach, by statyny sprzedawano bez recepty?
Jestem zwolennikiem statyn bez recepty, bo uważam, że pozwoliłoby to na leczenie dużo większej grupy chorych w prewencji pierwotnej. Ale, tak jak w przypadku aspiryny, konieczna jest wcześniejsza konsultacja z lekarzem, który ustali wyjściowe wskazania.
Uważam, że statyny to jedne z najlepszych leków w historii świata, jeśli idzie o skuteczność i zmniejszenie liczby chorób układu sercowo-naczyniowego. W wielu krajach zaobserwowano w ciągu ostatnich lat obniżkę zapadalności na zawały serca i dość dokładnie wiąże się to ze zwiększeniem stosowania statyn. Ich działanie polega na tym, że obniżają „zły” cholesterol LDL, bo nasilają jego katabolizm.
Za dostępnością statyn bez recepty przemawia też to, że jedne osoby chcą i są w stanie zapłacić za dodatkowy lek, żeby się zabezpieczyć, a inne nie. Te pierwsze, po wyjściowych wskazaniach, mogą przejąć na siebie finansowy ciężar prewencyjnej terapii i odciążyć państwo, które powinno być odpowiedzialne za leczenie chorych, ale za prewencję już nie. Poza tym jedni wolą sobie kupić piwo albo papierosy – inni statynę. Trzeba dać im prawo wyboru.
Dziękuję za rozmowę.