Pytania o przyszłość

Pytania o przyszłość


Zadaniem każdego państwa jest wykorzystanie do maksimum potencjału społeczeństwa i wybieranie rozwiązań, które nie blokują jego dalszego rozwoju. W przypadku Polski mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Polskie społeczeństwo jest unieruchomione.

Z jednej strony mamy ogromny potencjał społeczny, z drugiej – jest on w sposób dramatyczny niewykorzystywany. Ludzi legalnie zatrudnionych – poza szarą strefą – jest u nas tylko około 50 proc. To mniej niż w końcówce komunizmu, bo w 1989 roku było ich prawie 63 proc. Nastąpiło wygaszenie potencjału gospodarczego w sensie produkcyjnym, zmniejszeniu uległa ilość miejsc pracy w sektorze wysoko technologicznym, gdyż doszło do tąpnięcia także w sensie strukturalnym.

Wzrost degradacji
Za cały ten kryzys region Europy Środkowej zapłacił bardzo poważnym drenażem finansów. Jest tutaj tak niewiele pieniędzy, że to praktycznie – bez zewnętrznego zasilania – nie stwarza szans na rozwój. Tymczasem Unia chce jeszcze bardziej ograniczyć swoje środki na pomoc, bo ma własne problemy i prawdopodobnie przejdzie głębokie zmiany. A to, co dzieje się w naszym regionie, zeszło na drugi, czy jeszcze dalszy, plan.

Tymczasem w Europie Środkowej (także w naszym kraju) rosną zróżnicowania społeczne, państwa szukają oszczędności w różnych dziedzinach (m.in. w ochronie zdrowia, edukacji, opiece społecznej), obniżają się standardy. Niekontrolowane relacje czy interakcje między pozornie niezależnymi decyzjami prowadzą do degradacji, polegającej na unieruchomieniu potencjału ludzi, emigracji, pracy na czarno czy zapaści demograficznej.

Doraźne decyzje
Decyzje dotyczące choćby budowania autostrad, centrów kulturalnych, placówek oświatowych i szpitali, podejmowane przez polski rząd, podporządkowane są doraźnym interesom politycznym. To odcina całe regiony kraju od siebie i od stolicy, nawet w sensie komunikacyjnym. Wiadomo, że koszty życia i działania zawodowego znacznie rosną, jeżeli nie ma odpowiedniej infrastruktury. To wszystko każe mówić o zablokowaniu szans społeczeństwa (mimo jego niesamowitego wysiłku) na nauczenie się nowych reguł funkcjonowania i myślenia oraz umiejętności podejmowania ryzyka potrzebnego do rozwoju. Państwo nie tworzy instytucji, które mogłyby ten wysiłek wspomagać.

Działania rządu są nie tylko doraźne, ale i chaotyczne. Uderzający jest brak koordynacji prac, podejmowanie decyzji ad hoc, czy w sposób nieformalny (wtedy, w razie niepowodzenia, trudno pociągnąć kogokolwiek do odpowiedzialności). Dużą rolę odgrywają tu ludzie, którzy nie byli wybierani, ale nadani z urzędu.

Obserwuję, jak Polska staje się obecnie państwem, które ucieka od odpowiedzialności. Minęło już prawie półtora roku od tragedii smoleńskiej i otrzymaliśmy w końcu oczekiwany raport. Ale nie było w nim nazwisk osób odpowiedzialnych za to, co się stało. Dlaczego? Być może ci ludzie będą kandydowali w wyborach z wysokich miejsc, a my o tym nie wiemy? To rodzi poczucie bezradności i przekonanie, że w Polsce demokratyczne mechanizmy działają słabo albo w ogóle nie działają.

Brak społecznej kontroli
Demokratyczne mechanizmy to także kontrola społeczna nad władzą. A tego u nas też nie ma. Władza żyje w świecie pewnych fikcji statystycznych, które tworzy rząd, żeby lepiej wyglądać w Europie. Choćby sprawa OFE, gdzie środki zostały zetatyzowane z przesunięciem rozwiązania problemów na przyszłość. Dlaczego? Bo przy takiej antyrozwojowej polityce, jaka jest obecnie, nie będzie pieniędzy dla przyszłych emerytów. Nastąpi więc dalsza etatyzacja, dalsze obniżenie przyszłych wypłat i zadłużanie kraju. To spirala wiodąca prosto w dół.

A w Unii Europejskiej przecież widzą, jak u nas jest. Nieprzypadkowo, gdy premier wygłaszał w Parlamencie Europejskim przemówienie inaugurujące naszą prezydencję, wystąpił parlamentarzysta z Holandii i powiedział m.in.: „Nie chcemy waszych emerytur”. To był wyraźny zarzut pod adresem polityki Polski. Złudzeniem, naiwnością i fikcją jest przekonanie, że w Unii nie widać tego, co się faktycznie u nas dzieje. Widać, ale tak naprawdę nikogo to za bardzo nie obchodzi, gdyż zarządzający krajami strefy euro mają w tej chwili bardzo poważne własne problemy.

Walka o przetrwanie
Nie wykorzystuje się zdolności i wiedzy wielu bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni. Co więcej, znaczenie Polaków na rynku pracy spadło do poziomu technologicznego, na którym nie są potrzebni ludzie z kwalifikacjami, a tylko tania siła robocza. Dochody rodzin to często tylko prowizje od obsługi finansowej banków i zagranicznych instytucji finansowych, od pracy w supermarketach, gdzie także w większości jest kapitał zagraniczny. Najbardziej prężni Polacy szukają indywidualnego ratunku w emigracji.

Stopień pozbycia się własnego majątku państwa jest także groźny, gdyż są to aktywa, które stanowią pewien fundament bezpieczeństwa finansowego. U nas tymczasem sprzedaje się wszystko i to tak, że nawet Australijczykom opłaca się kupić warszawskie ciepłownictwo. Mimo tych wyprzedaży mamy wciąż niezamykający się budżet. Tymczasem władza jest cały czas uprzywilejowana. Rozbudowany aparat rządzący: pół miliona urzędników to za dużo przy tak niewielkiej aktywności państwa. Bo państwo stało się pewnego rodzaju przytułkiem dla młodzieżówek partyjnych, dla „znajomych i krewnych królika”. Nie działa sprawnie, bo w tych warunkach jest to niemożliwe.

Społeczeństwo, które oczekuje coraz mniej od państwa, pozostaje bierne. Każdy walczy dziś o przetrwanie, myśli o dzisiaj, a nie o przyszłości. I to jest dramat. Opozycja zaś w zbyt małym stopniu proponuje konkretne alternatywy i projekty dotyczące możliwości wyjścia z obecnej zapaści. Jej energia skoncentrowana jest głównie na rozgrywkach partyjnych i osobistych. Quo vadis? – staje się dziś dramatycznym pytaniem o najbliższą przyszłość naszego kraju. 

4.5/5 - (54 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH