Maja Włoszczowska – Dać z siebie wszystko!


Z Mają Włoszczowską, najbardziej utytułowaną polską zawodniczką kolarstwa górskiego, rozmawia Krystyna Sygnowska.

Wszystkich Pani sukcesów nie sposób wymienić. Pomoże nam Pani wybrać te najważniejsze, najbardziej satysfakcjonujące?

Bardzo ważne było dla mnie zdobycie wicemistrzostwa świata juniorek, które jakby potwierdziło, że nadaję się do tego sportu. Wprawdzie nie wierzyłam, że w seniorkach też uda mi się zaistnieć, jednak wygrywałam wszystkie zawody w Polsce i w 2000 roku trafiłam do Kadry Narodowej. Zaczęłam trenować pod okiem Andrzeja Piątka. W 2004 roku uczestniczyłam w Igrzyskach Olimpijskich w Atenach – zajęłam szóste miejsce. W tym samym roku zdobyłam srebrny medal na Mistrzostwach Europy, a zaraz po Igrzyskach – srebrny medal na Mistrzostwach Świata.

Skąd zainteresowanie kolarstwem górskim? Nie jest to popularna dziedzina sportu, zwłaszcza wśród dziewcząt.

Wszystko przez mamę, albo raczej dzięki niej. Jest ona osobą bardzo aktywną, amatorsko uprawiała niemal wszystkie dyscypliny sportu. A że mieszkaliśmy w Jeleniej Górze, wyciągała mnie i brata na rowerowe wycieczki po okolicznych górskich ścieżkach, zaś zimą na narty. Gdy miałam trzynaście lat, tak dla zabawy wzięłyśmy z mamą udział w amatorskim wyścigu Family Cup… i wygrałyśmy w klasyfikacji rodzinnej. Wówczas dostałam propozycję współpracy od Zdzisława Szmita – trenera klubu Śnieżka Karpacz. Zaczęłam trenować, spodobało mi się. Potem przyszły zwycięstwa w zawodach, które jeszcze bardziej zachęciły mnie do uprawiania tego sportu. Wielokrotnie pytana, czy nie wolałabym przenieść się „na szosę” – zdecydowanie bardziej docenianą konkurencję kolarstwa – doszłam do wniosku, iż moje serce zawsze pozostanie przy „góralu”.

Poza uprawianiem sportu, w którym wspięła się Pani na same szczyty, jest Pani również studentką wydziału matematyki – jak udaje się to łączyć?

Całkiem nieźle. Zaliczam kolokwia, zdaję egzaminy, jedynie przed Igrzyskami Olimpijskimi – żeby się na nich skupić – wzięłam semestr urlopu dziekańskiego. Wprawdzie nie mam czasu na życie prywatne, rozrywki, a w domu rodzinnym spędzam zaledwie kilkanaście dni w roku, ale już niebawem, gdy ukończę studia, z pewnością będzie lepiej.

Dużo Pani trenuje? Czy ćwiczenia są uzależnione od pór roku?

Jest to sport wytrzymałościowy i wymaga ogromnego wysiłku. Trenuję 6-7 razy w tygodniu po trzy lub trzy i pół godziny, zależnie od okresu przygotowawczego. Zimą są to ćwiczenia ogólnorozwojowe – siłownia, biegi na nartach, a już od połowy lutego jazda na rowerze. Treningi są żmudne, monotonne albo ciężkie, ale jakoś można je przeżyć, natomiast same wyścigi – kosmicznie ciężkie. Bywa, że zastanawiam się, w co ja się wpakowałam. Na szczęście o trudach szybko się zapomina, zwłaszcza gdy przyjdzie sukces!

Zapewne obowiązuje również odpowiednia dieta?

Jem głównie warzywa, mięso czerwone i trochę drobiowego. Przed startem wyłącznie potrawy węglowodanowe – ryż i makaron, bez sosów ani innych dodatków, ewentualnie z niewielką ilością oliwy oraz przypraw. Ciągle trzeba się pilnować, by nie przytyć, bo im mniej jest do wciągania na strome górskie podjazdy, tym łatwiej się po nich wspinać.

Czy swoją przyszłość łączy Pani z obranym kierunkiem studiów?

Raczej nie, mam wiele innych pomysłów na życie, m.in. spróbować swoich sił w dziennikarstwie sportowym. Prowadzę swoją stronę internetową i znajomi mówią, że jest fajna, więc kto wie, może coś z tego wyjdzie?

Tego Pani życzę. Dziękuję za rozmowę.

4.4/5 - (170 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH