eRecepta na eZimę


Wywiad z dr. Wojciechem Glinkowskim, adiunktem w Zakładzie Anatomii Prawidłowej oraz w Katedrze i Klinice Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu AM w Warszawie, a także prezesem Polskiego Towarzystwa Telemedycyny

Choć zi­mę ma­my na ra­zie wir­tu­al­ną, or­to­pe­dom nie gro­zi chy­ba bez­ro­bo­cie?

O nie. W gó­rach „za­dba­ją” o nas na pew­no nar­cia­rze, w mie­ście na na­szych po­ten­cjal­nych pa­cjen­tów nie­ustan­nie czy­ha ko­mu­ni­ka­cja, no i w koń­cu po­ja­wią się nie­od­śnie­żo­ne al­bo śli­skie uli­ce i chod­ni­ki, na któ­rych moż­na so­bie zro­bić krzyw­dę.

Jed­nak nie z każ­dym ob­ra­że­niem idzie­my do or­to­pe­dy. Nie­któ­re ba­ga­te­li­zu­je­my. Ja do dziś mam krzy­wy pa­lec u rę­ki, z któ­rym przez mie­siąc po zła­ma­niu pró­bo­wa­łam ra­dzić so­bie sa­ma, aż w koń­cu – za na­mo­wą le­ka­rza ro­dzin­ne­go – za­sto­so­wa­łam… okła­dy z ka­pu­sty. Nie po­mo­gło. Czy zna Pan ta­ką me­to­dę?

Sły­sza­łem od pa­cjen­tów o róż­nych spo­so­bach sa­mo­le­cze­nia, ale bę­dąc wy­znaw­cą me­dy­cy­ny aka­de­mic­kiej nie do­ra­dzam le­cze­nia li­ść­mi ka­pu­sty. Naj­waż­niej­szy czyn­nik le­czą­cy, któ­ry tkwi w ka­pu­ście, to przy­pusz­czal­nie wie­rze­nia lu­do­we. Ten le­karz naj­wy­raź­niej nie miał do czy­nie­nia z chi­rur­gią ura­zo­wą i me­dy­cy­ną ra­tun­ko­wą. Nie­ste­ty, kur­sy do­szka­la­ją­ce dla le­ka­rzy ro­dzin­nych z me­dy­cy­ny ra­tun­ko­wej, z te­ma­ty­ki ob­ra­żeń cia­ła, są or­ga­ni­zo­wa­ne bar­dzo rzad­ko. Czę­ściej do­ty­czą ze­spo­łów bó­lo­wych zwią­za­nych z de­for­ma­cja­mi cia­ła i krę­go­słu­pa. A prze­cież nie­któ­re ob­ra­że­nia mo­gą być po­waż­nym za­gro­że­niem dla ży­cia. Ra­dzę nie ba­ga­te­li­zo­wać żad­nych ura­zów i w każ­dym wy­pad­ku szu­kać po­mo­cy u spe­cja­li­sty.

A kie­dy już spe­cja­li­sta zdia­gno­zu­je nas i po­usta­wia wszyst­ko na miej­scu, zo­sta­je­my sam na sam z bó­lem. Ból to­wa­rzy­szy też lżej­szym, mniej nie­bez­piecz­nym ob­ra­że­niom, np. stłu­cze­niom że­ber. Jak mo­że­my so­bie wów­czas po­móc, jak mo­że nam po­móc far­ma­ceu­ta?

W przy­pad­ku stłu­cze­nia że­ber, a więc i stłu­cze­nia okost­nej, któ­ra jest sil­nie uner­wio­na, do­le­gli­wo­ści są bar­dzo du­że, a le­cze­nie wy­ma­ga przede wszyst­kim cza­su. Oczy­wi­ście wspo­ma­ga się ten pro­ces sto­su­jąc le­ki prze­ciw­bó­lo­we – prze­ciw­o­brzę­ko­we i prze­ciw­za­pal­ne. Je­śli jed­nak doj­dzie do zła­ma­nia, zwłasz­cza ko­ści dłu­gich, trze­ba pa­mię­tać, że nie wszyst­kich le­ków prze­ciw­bó­lo­wych moż­na uży­wać. Te, któ­re dzia­ła­ją prze­ciw­za­pal­nie, a do nich mo­że­my za­li­czyć np. ibu­pro­fen, ke­to­nal i in­ne nie­ste­ry­do­we po­chod­ne dic­lo­fe­na­ku, w po­cząt­ko­wym okre­sie po zła­ma­niu mo­gą opóź­niać me­cha­ni­zmy go­je­nia się ko­ści, któ­rych sta­bil­ny zrost po­wi­nien być uzy­ska­ny jak naj­szyb­ciej. Wte­dy na­le­ży sto­so­wać le­ki opar­te na in­nym me­cha­ni­zmie dzia­ła­nia, np. pa­ra­ce­ta­mol lub – je­śli do­le­gli­wo­ści są bar­dzo du­że – py­ral­gin. Ale zwy­kle w przy­pad­kach zła­mań pra­wi­dło­wo le­czo­nych, a więc ze sta­bil­nym unie­ru­cho­mie­niem, do­le­gli­wo­ści są już w znacz­nym stop­niu uśmie­rzo­ne przez chi­rur­ga. Na­to­miast przy zła­ma­niach że­ber ból jest tak du­ży, że ogra­ni­cza głę­bo­kość wde­chu, co mo­że na­wet pro­wo­ko­wać po­wsta­wa­nie ognisk nie­do­dmy w ob­rę­bie płuc. Wów­czas tem­po go­je­nia się jest mniej istot­ne, a sku­tecz­ne spo­so­by ła­go­dze­nia bó­lu wska­za­ne. W koń­cu że­bra nie słu­żą nam do cho­dze­nia…

**Czy te za­sa­dy do­ty­czą tak­że „sma­ro­wi­deł”? **

Oczy­wi­ście. Roz­ma­itych ma­ści i że­li ma­my na ryn­ku far­ma­ceu­tycz­nym mnó­stwo, ale ge­ne­ral­nie za­sa­dy ich dzia­ła­nia są ta­kie sa­me, jak tych do „ły­ka­nia” – jed­ne od­dzia­łu­ją na śród­bło­nek na­czyń i zmniej­sza­ją obrzęk (dzia­ła­nie prze­ciw­o­brzę­ko­we), in­ne ma­ją cha­rak­ter prze­ciw­za­pal­ny i prze­ciw­bó­lo­wy. Rów­nież miej­sco­we dzia­ła­nie tych dru­gich, po­chod­nych dic­lo­fe­na­ku, wpły­wa ne­ga­tyw­nie na prze­bieg go­je­nia w po­cząt­ko­wym okre­sie zła­ma­nia. Nie do­ty­czy to in­nych ob­ra­żeń na­rzą­du ru­chu – skrę­ceń, na­de­rwań mię­śni. Le­ki prze­ciw­o­brzę­ko­we, po­pra­wia­ją­ce wa­run­ki go­je­nia, są jak naj­bar­dziej wska­za­ne – prak­tycz­nie bez za­strze­żeń. Są to np. le­ki po­cho­dzą­ce z wy­cią­gów z kasz­ta­now­ca, któ­re uszczel­nia­ją śród­bło­nek, za­po­bie­ga­ją prze­są­cza­niu się pły­nu do prze­strze­ni po­za­na­czy­nio­wej i dzię­ki te­mu nie do­pusz­cza­ją do zwięk­szo­ne­go obrzę­ku tka­nek, bar­dzo czę­sto to­wa­rzy­szą­ce­go ob­ra­że­niom.

Jest Pan or­to­pe­dą, ale wiem, że Pa­na dru­gą za­wo­do­wą pa­sją jest te­le­me­dy­cy­na. Du­żo osób py­ta, co to ta­kie­go?

Te­le­me­dy­cy­na jest dzie­dzi­ną in­ter­dy­scy­pli­nar­ną, w któ­rej efek­ty pra­cy le­ka­rza za­le­żą od róż­ne­go ro­dza­ju po­śred­ni­czą­cych ogniw – zdo­by­czy no­wo­cze­snych tech­no­lo­gii in­for­ma­tycz­nych i in­for­ma­cyj­nych. W „czy­stej” me­dy­cy­nie le­karz bez­po­śred­nio świad­czy usłu­gę i po­no­si od­po­wie­dzial­ność za skut­ki swo­je­go dzia­ła­nia. W te­le­me­dy­cy­nie usłu­ga mo­że być świad­czo­na na od­le­głość. Oczy­wi­ście przy za­ło­że­niu, że wia­do­mo, kto jest be­ne­fi­cjen­tem ta­kich dzia­łań oraz kto jest za nie od­po­wie­dzial­ny. Mak­sy­mal­nie uprasz­cza­jąc, pod te­le­me­dy­cy­nę pod­cią­gnąć moż­na już te­le­fo­nicz­ną kon­sul­ta­cję dwóch le­ka­rzy, a naj­więk­szym jej osią­gnię­ciem są zro­bo­ty­zo­wa­ne ope­ra­cje na od­le­głość.

Po­za tym jest wie­le róż­no­rod­nych dzia­łań, nie­któ­re do­ty­czą sy­mu­lo­wa­nia po­stę­po­wa­nia z pa­cjen­tem, in­ne
– zdal­ne­go pla­no­wa­nia przed­ope­ra­cyj­ne­go, a jesz­cze in­ne za­pew­nia­ją „te­le­obec­ność” bar­dziej do­świad­czo­ne­go chi­rur­ga pod­czas za­bie­gu wy­ko­ny­wa­ne­go przez oso­bę z mniej­szym do­świad­cze­niem. I nie ma wów­czas zna­cze­nia od­le­głość mię­dzy ni­mi – to mo­że być kil­ka­na­ście ulic al­bo kil­ka­na­ście ty­się­cy ki­lo­me­trów.

Te­le­me­dy­cy­na to te­le­edu­ka­cja, te­le­opie­ka, te­le­dia­gno­sty­ka, te­lew­spo­ma­ga­nie róż­nych dzia­łań me­dycz­nych,
no i wresz­cie te­le­chi­rur­gia. To śro­do­wi­sko, w któ­rym za­czy­na dzia­łać ca­ła aka­de­mic­ka me­dy­cy­na. Jed­nym z roz­wi­ja­ją­cych się nur­tów te­le­me­dy­cy­ny jest tak­że ePre­scrip­tion (eRe­cep­ta). Po­le­ga to na tym, że na ko­niec wi­zy­ty le­karz, za­miast wy­pi­sy­wać tra­dy­cyj­ne re­cep­ty, or­dy­nu­je le­ki wy­sy­ła­jąc elek­tro­nicz­ną in­for­ma­cję do kon­kret­nej ap­te­ki, zwy­kle tej, któ­ra da­ne­go pa­cjen­ta ob­słu­gu­je. To już funk­cjo­nu­je w wie­lu miej­scach, a cza­sa­mi na­wet na za­sa­dzie „te­le­piz­zy”, a więc ap­te­ka do­star­cza le­ki bez­po­śred­nio do do­mu pa­cjen­ta. Po­za wy­go­dą pa­cjen­ta do­dat­ko­wym plu­sem sys­te­mu eRe­cep­ty jest to, że le­karz i far­ma­ceu­ta mo­gą elek­tro­nicz­nie wy­ja­śnić ja­kieś nie­do­mó­wie­nia, np. brak daw­ki, licz­by opa­ko­wań czy moż­li­wość za­sto­so­wa­nia in­ne­go le­ku, gdy wska­za­ne­go przez le­ka­rza chwi­lo­wo bra­ku­je.

Dziękuję za rozmowę.

4.4/5 - (238 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH