Elisabeth Duda - Polsko-francuski mix

Elisabeth Duda – Polsko-francuski mix


Elisabeth Duda, aktorka, konferansjerka, w Polsce znana przede wszystkim z programów „Europa da się lubić” i „Taniec z gwiazdami”.
Skończyła studia aktorskie w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi z najlepszymi wynikami na swoim roku i jako pierwszy obcokrajowiec na tym wydziale.

Moje polskie korzenie
Kiedyś byłam tylko paryżanką. Teraz czuję się zarówno Francuzką, jak i Polką. Moje wspomnienia z dzieciństwa związane są z przyjazdami do Świebodzina. Raz w roku z bratem odwiedzaliśmy tam dziadków, rodziców mamy. Niewiele pamiętam z tego okresu, raptem kilka barwnych obrazków. U dziadków spędzaliśmy dwa tygodnie wakacji, mniej więcej do 12. roku życia. Potem nastąpiła dłuższa przerwa w naszych kontaktach z rodziną w Polsce.

Dla mnie Polską był Świebodzin, a głównie małe podwórko przy domu babci, gdzie jako dzieci szaleliśmy na rowerach. Wtedy nie przypuszczałam nawet, że będę mieszkać tu, w Polsce, że tu zapuszczę korzenie. A jednak tak się stało.

Po maturze dwa lata studiowałam stosunki międzynarodowe w Paryżu. Dość szybko jednak zorientowałam się, że to nie dla mnie. W końcu podjęłam decyzję o zmianie kierunku studiów, co wiązało się z wyjazdem do Polski. Zapragnęłam powrotu do moich korzeni. Postanowiłam zdawać na bardzo szanowaną we Francji uczelnię – Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną w Łodzi. Wybór padł na wydział aktorski. Na początku rodzice nie aprobowali tej decyzji w obawie, że kompletnie sobie nie poradzę na bądź co bądź nieznanym sobie gruncie. Ja jednak w siebie wierzyłam.

To był czas, kiedy z Francji wyjeżdżało mnóstwo ludzi; większość do USA, Maroka czy Ameryki Południowej. Moi znajomi decydowali się nawet na egzotyczne dla nas Chiny. A ja wtedy zapragnęłam lepiej poznać swoją rodzinną historię.

Powrót do Polski po wielu latach był dla mnie podróżą sentymentalną. Chodziłam, wspominałam w zdumieniu, jak bardzo się tu wszystko zmieniło. W dzieciństwie wszystko wydaje się dużo większe – i studnia na podwórku dziadków, i jezioro, w którym się kąpaliśmy, i pijawki, które tam były, a których okropnie się wówczas bałam. Teraz już sobie nie wyobrażam życia bez Polski. Chyba nieprzypadkowo mam polskie korzenie, bo znakomicie się tu czuję.

Właściwa decyzja
W Polsce mieszkam od 2001 roku. Najpierw była Łódź, potem Warszawa. Już tak długo jestem tutaj, że chyba częściej myślę po polsku niż po francusku. Choć początki były trudne. Musiałam pracować nad językiem, nad wymową, akcentem, zrozumieniem tekstu. Nie było łatwo. Moja pani profesor od wymowy do dziś przyznaje, że do łez rozśmieszały ją moje neologizmy, które tworzyłam łącząc polski i francuski.

Czytałam bardzo dużo gazet, książek i słuchałam radia. Trzeba było nadrobić zaległości, bo w porównaniu z innymi miałam spore braki. Ale wysiłek się opłacił. Studia bardzo dużo mi dały, a ja samej siebie też nie oszczędzałam. Miałam to szczęście, że na moim roku była spora grupa wspaniałych osób, która zostawała po zajęciach, żeby sobie „przegadać” rolę. Wspólnie się zastanowić, jak najlepiej, ciekawiej byłoby zagrać jakąś postać.

Jestem pierwszą cudzoziemką w historii szkoły, która skończyła wydział aktorski. Do dziś pamiętam ulgę w oczach mojego ojca i wzruszenie mamy, kiedy zaczęliśmy grać dyplomy. Byli ze mnie tacy dumni! Wtedy już wiedziałam, że podjęłam właściwą decyzję.

Magię się czuje
Odkąd zamieszkałam w Polsce, mnóstwo rzeczy mnie dziwiło. Na przykład to, że musiałam chodzić na pocztę, żeby zapłacić rachunki. A jeszcze pan, który wynajmował mi mieszkanie, ciągle mnie przestrzegał, żebym zbierała wszystkie paragony, rachunki, faktury, że nie wolno ich wyrzucać. Zupełnie nie rozumiałam, czemu ma to służyć, ale skoro miałam je zachować, stwierdziłam, że dobrze by było zrobić to w jakiś pożyteczny sposób. Wykonałam z nich więc collage a’la Andy Warhol. Kiedyś okazało się, że faktycznie muszę donieść jakiś papierek do urzędu, zabrałam więc całą tę płachtę metr na metr i położyłam przed urzędniczką. Zaczęła się śmiać i zarządziła przerwę obiadową…

O samych różnicach między Polską a Francją mogłabym opowiadać parę godzin. Moich znajomych szokowało, że zachwycam się brudną, zaniedbaną Łodzią. Przypominali mi, że to Paryż jest piękny. A ja odkryłam magię Łodzi: cudne architektoniczne perełki, klimatyczne uliczki, ukryte podwórza i dziedzińce, które uwieczniałam na tysiącach fotografii. No i tu, w Łodzi, na pierwszym roku studiów przeżyłam prawdziwą polską zimę! Pamiętałam, jak mama opowiadała mi o swoim dzieciństwie, kiedy w zimowe dni szła do szkoły specjalnie usypanymi tunelami. Wtedy w ogóle nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. I w końcu sama przeżyłam mróz -17ºC. Patrzyłam jak zaczarowana na miasto, które pokryło się bielą. Byłam zachwycona. Jak na skrzydłach leciałam na zajęcia i pytałam znajomych: „Widzieliście? Jak cudownie!”. A oni pytali, o co mi chodzi. Przecież to nic nadzwyczajnego, przecież tak teraz będzie przez najbliższe miesiące.

Par excellence
Polacy, których spotykałam, nie byli w stanie zrozumieć mojej decyzji o wyjeździe z Paryża. Często mnie prosili, abym coś opowiedziała o Francji: jak tam jest, jak żyją ludzie, jak wysoka jest Wieża Eiffla, jak smakują ślimaki… Czasami chcieli tylko posłuchać języka francuskiego. Wystarczyło wówczas wygłosić monolog o pogodzie. Zdarzało się też, że starsi ludzie dzielili się ze mną swoimi przemyśleniami na temat mojej ojczyzny. Kiedyś w pociągu usłyszałam, że Napoleon obiecywał Polakom złote góry i nic z tego nie wyszło, innym razem, że na przykład Mitterrand to dopiero był prezydent! Do tej pory wiele osób mnie pyta, co sądzę na temat związku prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego z Carlą Bruni. Jednych to szokuje, innych fascynuje.

Francja jest bardzo otwartym, tolerancyjnym krajem, jeśli chodzi o związki. Nikogo nie szokują liczne rozwody.
Polacy są pod tym względem zdecydowanie bardziej konserwatywni – rodzina jest na pierwszym miejscu. Francuz w naturalny sposób odda niedołężnego ojca czy schorowaną matkę do domu starców. W Polsce nadal takie zachowanie jest społecznie piętnowane, właśnie ze względu na mocne więzy rodzinne.

Zrozumieć kobietę
Film, nad którym zaczynam właśnie pracę, opowiada o pełnym turbulencji życiu wielkiego niemieckiego kompozytora Ryszarda Wagnera. To fascynująca historia. Natchnienia, inspiracji do tworzenia swoich dzieł szukał w wielu kobiecych ramionach. Często znajdował tam także zapomnienie. Mam nadzieję, że uda nam się pokazać w tym filmie całą złożoność tej postaci. Wielu wybitnych ludzi mówi, że artyści to osoby nadwrażliwe. Ja się z tym zgadzam. Ten bohater jest personifikacją nadwrażliwości.

Rola żony Wagnera jest najbardziej złożona. Na początku miałam problemy ze zrozumieniem motywów jej postępowania. Myślałam: czy nie prościej byłoby opuścić męża, przez którego tak cierpiała? Wiedząc o zdradach męża, była głęboko nieszczęśliwa, a jednocześnie gotowa do największych poświęceń. Wspierała go, by tworzył. Godziła się na jego wybryki, wiodła smutne życie, powoli wpadała w depresję, a była przecież matką kilkorga dzieci. Musiała być silna. To fascynująca postać mająca wszechstronne, jak na tamte czasy, zainteresowania.

Ja również dążę do szczęścia w miłości. Dlatego próbowałam zrozumieć motywy działania tej kobiety, gotowej poświęcić życie genialnemu egocentrykowi, krytykowanemu za nonszalancję i brak ogłady, fascynującego, a zarazem trudnego w codziennym życiu.

To, jak dotąd, moje największe wyzwanie aktorskie. Na razie planuję powrót do Francji na dłużej. Wiem, że nie będę godzić się na żadne zawodowe kompromisy. Idealnie byłoby, gdybym mogła tylko grać: na scenie czy w filmie. Czas pokaże, czym będzie ten powrót do Francji. Jak na to wszystko spojrzę, przez pryzmat Polski i tego, co od niej dostałam – studia, doświadczenia zawodowe i przede wszystkim grono fantastycznych przyjaciół. Wiem na pewno, że bez kontaktów z Polską nie będę potrafiła się spełnić.

Flirt z telewizją
Ostatnie półtora roku poświęciłam głównie telewizji. Spróbowałam i już wiem, że różnie to smakuje: raz bardzo słodko, innym razem jak gorzka, zbyt mocna kawa. A ja wierzę, że można tak działać, by móc codziennie jeść słodką tartę z owocami. I do tego dążę.

Udział w każdym z programów telewizyjnych pozwolił mi zdobyć nowe doświadczenia. Dzięki cyklowi „Europa da się lubić” zyskałam grono przyjaciół, a nawet więcej – rodzinę, bo traktujemy się jak rodzina. Czasami śmieję się z tego, że nikt by nie pomyślał, że jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej na terenie Warszawy poznają się, polubią i zaprzyjaźnią Niemiec, Anglik, Włoch, Hiszpan i ja, Francuzka. A my naprawdę utrzymujemy ze sobą bliskie kontakty: dzwonimy, mailujemy, spotykamy się. Poza tym miałam okazję poznać cudownych ludzi. Nigdy nie zapomnę spotkania z Hanką Bielicką, która była wyjątkową, charyzmatyczną, niezwykle ciepłą kobietą. Temu programowi zawdzięczam również przyjaźń z poetą i tekściarzem Jackiem Cyganem. To fenomenalny człowiek! Uwielbiam z nim i jego żoną dyskutować, rozmawiać, śmiać się, żartować.

Dzięki występom w „Tańcu z gwiazdami” odkryłam w sobie kobietę. Dostrzegłam, że przez taniec, język ciała można siebie niezwykle sugestywnie wyrazić. Zawsze mi się zdawało, że tylko aktorstwo daje takie możliwości. Zrozumiałam, że w tańcu każdy ruch jest pełen ekspresji, coś wyraża. To mnie zafascynowało. Naprawdę lepiej poznałam siebie. To tak, jakbym całe życie chodziła tylko w dżinsach i nagle odkryła, że fantastycznie czuję się także w sukienkach i na szpilkach.

Do ważnych epizodów zaliczam także programy „Projekt Plaża” oraz „Goście, goście”. To było naprawdę spore wyzwanie, bo okazało się, że praca dziennikarza jest wyczerpująca i wymaga sporej dozy improwizacji. To było niesamowite doświadczenie. Najtrudniej było prowadzić rozmowę w ten sposób, aby mój gość chciał się otworzyć, powiedzieć coś osobistego i prawdziwego o sobie. To była fascynująca praca, ale nie porzuciłabym nigdy aktorstwa na rzecz dziennikarstwa. Nie każdy flirt przeradza się od razu w romans.

Polsko-francuski mix
Mam trochę z ojca, trochę z mamy, czyli w jakiejś części jestem Francuzką, a w innej Polką. Po ojcu odziedziczyłam fascynację historią, poczucie humoru i apetyt, a po mamie staranność, zaufanie do ludzi, perfekcjonizm i to, że potrafię pielęgnować przyjaźń.

Jako typowa Francuzka mocno angażuję się w rozmowy na tematy polityczne, o sztuce, literaturze, kulturze czy kinie Nowej Fali. Francuzi uwielbiają debaty i nieustanne dyskusje. Wiem, że to czasem może być denerwujące dla postronnych obserwatorów, ale tak jest naprawdę. To nie jest kwestia jakiegoś snobizmu, tylko mentalności.

Jako Polka czuję się przede wszystkim kobietą. Lubię o siebie zadbać, pójść do kosmetyczki czy zrelaksować się w salonie SPA. Niekoniecznie oznacza to, że przez cały czas się maluję i tylko w pełnym makijażu czuję się piękna i zadbana. Dużą wagę przykładam do pozytywnej energii, która mnie radośnie nastraja każdego dnia. Dzięki temu mam okazję spotykać fajnych ludzi i codziennie czekam, żeby się coś miłego wydarzyło.

Uwielbiam także dobre jedzenie. Lubię, kiedy na moim talerzu przenikają się smaki i aromaty kuchni z najróżniejszych zakątków świata. Słucham też potrzeb swojego ciała. Mój organizm podpowiada, kiedy ma ochotę na szpinak albo na rybę. Zdarza się, że zjem ponad kilogram golonki. Wtedy następnego dnia sięgam tylko po jogurt.

Poza tym bardzo lubię sport – pod tym względem nie jestem typową Francuzką. One akurat nie lubią zbyt dużo ruchu. A ja fitnessu nie odmówię sobie na pewno. Podobnie jest ze snem. Statystycznie Francuzki śpią najdłużej w Europie. Ja przeciwnie. Tu też jestem bardziej Polką. W tym czasie wolę coś poczytać, obejrzeć, pomarzyć.

Klucz do mojego szczęścia
Współczesne kobiety mają pasje, marzenia, czasem jakieś dzikie pragnienia. Chcą się realizować na wszystkich poziomach, a właściwie frontach życia: zawodowo, w związku, towarzysko oraz w macierzyństwie. Ciężko to osiągnąć. Ale jednocześnie im więcej odnosimy sukcesów na różnych polach, tym nasze życie wydaje się ciekawsze. Zawsze marzyłam, żeby na starość być taką babcią, która będzie tak zajmująco opowiadać o swoim życiu, że wnuki nie będą chciały wracać z rodzicami do domu. Będą prosiły: „Babciu, opowiedz nam coś jeszcze!”. Wiem, że brzmi to trochę naiwnie, infantylnie, ale to prawdziwa radość móc pielęgnować w sobie dziecko i mieć marzenia, nawet jeśli nie będą się od razu spełniać. Dla mnie szczytem szczęścia będzie, kiedy u kresu życia powiem, tak jak Edith Piaf: „Niczego nie żałuję…!”.

4.6/5 - (206 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH