Dokąd zmierza polska farmacja

Dokąd zmierza polska farmacja


Praca w aptece i na uczelni jest nieatrakcyjna dla młodych absolwentów farmacji. Czy za 5-10 lat nie zabraknie wykładowców na wydziałach farmaceutycznych? Kto stanie za pierwszym stołem w 13 tysiącach polskich aptek?

Mimo że studia farmaceutyczne w Polsce cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem młodzieży (każdego roku o jedno miejsce walczy od kilku do kilkunastu kandydatów), a rocznie około 1300 osób kończy ten kierunek studiów, na farmaceutycznym rynku pracy nie widać przesycenia. W gazetach roi się od ogłoszeń dla magistrów farmacji, ponieważ w aptekach brakuje kadry. Absolwenci coraz częściej wolą podjąć pracę w firmach farmaceutycznych. Do pracy w aptece zniechęca ich system zmianowy, niższe wynagrodzenie, brak pakietów socjalnych, a także, a może przede wszystkim, niska ranga zawodu aptekarza. Złośliwi określają ludzi wykonujących ten zawód „inteligentnymi sprzedawcami”, a jest to nieadekwatne do wiedzy oraz wysiłku włożonego w ciężkie studia. Sami farmaceuci również nie dążą do podnoszenia rangi zawodu farmaceuty. – Zatrudniłam się w firmie farmaceutycznej, ponieważ nie odpowiadała mi atmosfera pracy w aptece – mówi mgr farm. Ewa Wrzesińska. – W moim odczuciu farmaceuci w Polsce nie dążą do profesjonalizacji swojego zawodu i pragną zachować status quo.

Dziura pokoleniowa
Na przestrzeni minionych dwóch dekad znacząco wzrósł odsetek ludzi, dla których farmacja była wymarzonym kierunkiem. Młodzi ludzie dostrzegli szerokie perspektywy, jakie daje ukończenie tak interdyscyplinarnych studiów. Nie zabrakło wśród nich osób ukierunkowanych naukowo.

Kiedy weszła w życie ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym z dnia 27 lipca 2005 roku, a studia doktoranckie zyskały miano studiów trzeciego stopnia (mających stać się naturalną kontynuacją kształcenia po uzyskaniu tytułu zawodowego magistra), wydawało się, że polska farmacja ma szansę zwiększyć swoją aktywność naukową. Na wielu wydziałach zwiększono limity przyjęć na studia doktoranckie, by zachęcić młodych ludzi do wyboru tej ścieżki kariery. Być może jednak zryw ten nastąpił za późno w stosunku do zagrożenia, jakim stała się dla polskiej farmacji dziura pokoleniowa.

Schemat kadrowy
Na polskich wydziałach farmaceutycznych brakuje samodzielnych pracowników naukowych, czyli mających co najmniej stopień doktora habilitowanego. Wiąże się z tym niedobór promotorów i opiekunów doktoratów, a także następców obecnych kierowników katedr i zakładów, którzy w najbliższym czasie odejdą na emeryturę. – Coraz częściej daje się zauważyć pewien schemat kadrowy panujący na naszej uczelni – mówi mgr farm. Emilia Trzaska, doktorantka Zakładu Farmakodynamiki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – Doświadczonej kadrze, zbliżającej się do wieku emerytalnego, towarzyszy dosłownie kilka osób w średnim wieku (najczęściej doktorów), a reszta to ludzie młodzi: doktoranci lub asystenci żyjący ideałami pracy naukowej – dodaje.

Zamiast kształcić własną kadrę naukowo-dydaktyczną, sprowadza się pracowników z zewnątrz, w tym z innych uniwersytetów oraz instytutów naukowych mających niewiele wspólnego z farmacją. Oczywiście, zjawisko naboru kadry reprezentującej inne dziedziny medycyny oraz nauk przyrodniczych jest pozytywne, pod warunkiem jednak, że nie zdominuje ona kadry farmaceutycznej.

– Niedobory kadrowe mogą świadczyć o tym, że ludzie po zrobieniu doktoratu uciekają z uczelni, gdyż nie jest to dla nich atrakcyjne miejsce ani pod względem możliwości naukowych, ani finansowym – podsumowuje Emilia Trzaska. – Dobrze byłoby, gdyby na uczelni zostawało więcej niż garstka osób, co zapewniłoby płynność kadrową. Brak ciągłości w przekazywaniu wiedzy i umiejętności najmłodszym pracownikom powoduje, że młodzi ludzie muszą uczyć się wszystkiego sami, wyważając otwarte drzwi. O ile prościej i skuteczniej byłoby konsultować pewne sprawy z osobami bardziej doświadczonymi, do których dostęp w obecnej chwili jest bardzo ograniczony – dodaje doktorantka.

Zdaniem prof. Elżbiety Makulskiej-Nowak z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, istotą działań uczelni powinno być to, by nie zmarnować entuzjazmu młodych ludzi, którzy stanowią przyszłość szkolnictwa wyższego i polskiej nauki. Nawet najbardziej genialny młody człowiek, aby móc się rozwijać naukowo, musi trafić do prężnie działającego zespołu – zdany sam na siebie nie da sobie rady.

Płaca nierówna pracy
Liczba doktoratów bronionych co roku na polskich wydziałach farmaceutycznych jest stanowczo za niska. Brak zainteresowania ze strony promotorów oraz nieatrakcyjne warunki zatrudnienia na uczelniach powodują, iż wielu ludzi zniechęca się w trakcie realizacji projektu badawczego lub nawet jeszcze przed jego rozpoczęciem. – Przez dwa lata byłam na studiach doktoranckich na jednym z wydziałów farmaceutycznych – opowiada farmaceutka chcąca zachować anonimowość. – W tym czasie złożyłam kierownikowi katedry cztery propozycje projektów naukowych, moich własnych pomysłów, o które zostałam poproszona. Żaden z nich nie został przyjęty, nie otrzymałam też konkretnych wskazówek, które pozwoliłyby mi napisać zarys projektu tak, aby miał on szansę realizacji – dodaje rozżalona.

Stypendia doktoranckie oraz wynagrodzenia niesamodzielnych pracowników naukowo‑dydaktycznych znacząco odbiegają od średniej krajowej. Jednocześnie kadra jest przeciążona zarówno obowiązkami dydaktycznymi, jak i organizacyjnymi. Młodzi pracownicy naukowi nierzadko czują się pokrzywdzeni sposobem naliczania wynagrodzeń. Anonimowa farmaceutka ujawnia: – W ciągu roku akademickiego oprócz 90 obowiązkowych godzin dydaktycznych dla słuchaczy studiów doktoranckich przydzielono mi dodatkowe 60, z czego zapłacono tylko za 30. Resztę rozdzielono pomiędzy pracowników katedry.

Według mgr farm. Ewy Wrzesińskiej wynagrodzenie za pracę naukową i dydaktyczną na uczelni nie daje perspektyw na przyszłość. Dodatkowym problemem jest wielokrotne podpisywanie przez uczelnie umów na czas określony ze wszystkimi tego konsekwencjami. Miesięczne przerwy w zatrudnieniu po wygaśnięciu drugiej z kolei rocznej umowy na czas określony, brak zdolności kredytowej powodują, że pracownik akademicki nie ma poczucia bezpieczeństwa i stabilności finansowej. Wielu z nich podejmuje dodatkowe zatrudnienie, a to nie sprzyja rozwojowi naukowemu.

Nieatrakcyjna uczelnia
Wprowadzony do programu studiów obowiązkowy sześciomiesięczny staż apteczny sprawia, że wielu zdolnych ludzi w okresie między kwietniem (koniec stażu) a październikiem (rozpoczęcie studiów doktoranckich) podejmuje zatrudnienie w aptece bądź firmie farmaceutycznej i rezygnuje z pracy na uczelni*. Część młodych adeptów farmacji podejmuje także pracę za granicą. W przypadku aptekarzy konkurencyjność pracy w krajach takich jak Wielka Brytania wynika zarówno z nieporównywalnie wyższych pensji, jak i niekwestionowanego prestiżu zawodu farmaceuty. Jest to związane ze znakomicie rozwiniętą opieką farmaceutyczną w tych krajach. W polskich aptekach obowiązki młodych ambitnych ludzi sprowadzają się do dyspensowania leków, ich zamawiania, metkowania oraz układania na półkach. Nic dziwnego, że czują się oni sfrustrowani.

Podobnie jest w przypadku pracowników naukowych. Brak funduszy na badania naukowe, skomplikowane i długotrwałe procedury ich pozyskiwania, stary, zużyty sprzęt bądź jego brak, a także niedobór odczynników sprawiają, że rodzime uczelniane projekty badawcze są mało atrakcyjne. Na porządku dziennym jest segregacja przeterminowanych odczynników na zdatne i niezdatne do użytku – jakby określenie „przeterminowane” nie mówiło samo za siebie. To wszystko sprawia, że chętnych na studia doktoranckie jest coraz mniej. Jak podaje prof. Iwona Wawer, w 2009 roku na warszawskim wydziale farmaceutycznym na 12 miejsc zgłosiło się tylko sześciu kandydatów.

Dokąd zmierzamy?
W Polsce brakuje specjalistów z zakresu farmacji stosowanej oraz technologii postaci leku. Dwa silne ośrodki – Gdańsk i Kraków – to zdecydowanie za mało, jak na 10 wydziałów farmaceutycznych w kraju. Na poprawie warunków kadrowych w katedrach o tym profilu mogłaby skorzystać zarówno polska, jak i światowa farmacja – nie tylko środowisko naukowe, lecz także przemysł.

Polska jest obecnie na 19. pozycji na świecie pod względem liczby publikacji naukowych – daleko za Włochami, Indiami, Brazylią czy Tajwanem. Polscy farmaceuci wolą zasilać laboratoria badawcze oraz apteki na wyspach brytyjskich i w wielu innych zakątkach świata, gdzie są cenionymi specjalistami. A zatem: quo vadis, polska farmacjo?

*Pisaliśmy o tym w „Managerze Apteki”, nr 01/09 (artykuł prof. Iwony Wawer „Młodzi naukowcy uciekną za granicę”)

4.5/5 - (351 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH