Kocham SWOJE babie lato!

Kocham SWOJE babie lato!

Z Agnieszką Fitkau-Perepeczko, aktorką, autorką książki „Babie lato, czyli bądź szczęśliwa całe życie” rozmawia Anna Piecuch.

Podobno wychowano Panią na „kobietę atrakcyjną”?

Powiedziałam tak kiedyś żartem, ale jest w tym dużo prawdy. Po prostu wyssałam z mlekiem matki poczucie humoru. Bywam nieco złośliwa, nieco sceptyczna, ale ogólnie poczucie humoru mam niezłe. Myślę, że moja atrakcyjność między innymi z tego właśnie wynika.

Mimo że byłam dzieckiem mało urodziwym, moja mama zawsze mówiła, że „nasza Agnisia jest najśliczniejsza”. Gdy z biegiem lat zaczęło mi się z tą urodą trochę poprawiać, słyszałam od mamy: „Widzisz, mówiłam ci”. W każdym razie byłam wychowywana w beztroskim duchu, w przekonaniu, że to co robię jest najlepsze i że najlepiej wyglądam w całym „naszym” Milanówku.

Czy jest Pani także „kobietą luksusową”?

Elementy luksusu są konieczne i musimy umieć je sobie stworzyć. Luksusem jest dla mnie właśnie poczucie humoru, obserwowanie życia i robienie sobie większych i mniejszych „luksusowych” przyjemności. Na przykład kupuję ośle mleko w proszku (18 zł 1 saszetka w Thalgo), wsypuję do wanny, zapalam świeczkę i już mam „pełen luksus” kąpieli. Gdy mieszkałam „Za Żelazną Bramą”, robiłam solarium pod palmą, którą… wynosiłam w doniczce na dach. I tam, nie zwracając uwagi na dziwny zapach rozgrzanej papy, opalałyśmy się z dziewczynami popijając szampana. Życie luksusowe to życie, którym możemy się chwileczkę pobawić. Czy jestem kobietą luksusową? Myślę, że momentami tak!

Jakie znaczenie ma dla Pani uroda?

Ludzie zakłamani albo głupi mówią, że uroda jest nieważna, ale w świecie, w którym żyjemy, ona otwiera wiele drzwi i jest bardzo przydatna. Z urodą i uśmiechem łatwiej jest załatwić wiele spraw. Na studiach uroda bardzo mi pomagała, chociaż spotkałam się też z tezą, że aktorka ładna to aktorka niezdolna. Ale ja zawsze wolałam być niezdolna i ładna (śmiech)!

Gdzie kryje się sekret piękna Agnieszki Perepeczko?

Myślę, że moja „dobra konserwa” (tak mawiał trochę uszczypliwie mój kochany mąż, czasem nazywał mnie także „śliczną starowinką”) to ten błysk w oku, radość z tego, że istnieję, że obserwuję świat, jestem względnie zdrowa i że w ogóle udało mi obudzić. Jestem skrajną optymistką i chyba mam za dużo endorfin i serotoniny (śmiech). Może… ale na pewno bardzo mi to pomaga.

Czy zdecydowałaby się Pani na poprawienie urody, na operacje plastyczne?

Wszystko w naszym życiu polega na właściwych proporcjach. Jeśli kobieta źle się czuje np. z nadmiarem skóry na szyi, to ja ostatnia jej powiem: „Nie operuj tego, trzeba się starzeć z godnością!”. Kiedyś pamiętam, że jakiś pan, tańcząc ze mną, wpatrywał się w mój dość głęboki dekolt i oświadczył, że jego żona nie będzie nigdy brała hormonów, bo musi się starzeć z godnością. A ja, stosująca od dawna hormonalną terapię zastępczą, pomyślałam: „To dlaczego dziadu tak mnie przyciskasz w tańcu i prawisz komplementy?!”. Musimy jednak pamiętać, żeby wszystko robić z umiarem. Tak zwana dzidzia piernik raczej odpada.

Znana jest Pani z fascynacji dobrą kuchnią, jak więc udaje się Pani zachować tak świetną figurę?

Nie mam żadnej diety cud! Jestem strasznie łakoma i uwielbiam gotować, ale muszę poskramiać swój apetyt, przede wszystkim na pyszne, pikantne jedzenie. Na szczęście nie mam słabości do słodyczy i jak się śmieją znajomi, najbardziej z nich lubię śledzie i grzybki w occie. W latach 70. na premiery do teatru mój mąż zamiast kwiatów przynosił mi zawsze grzybki w occie!

Jestem mięsożerna, choć uwielbiam też sałaty i grillowane warzywa. Ale zwracam uwagę, by nie jeść tłusto i unikam śmietany, białego pieczywa, potraw mącznych, cukru. Nie nadużywam alkoholu: 2-3 kieliszki wina to wszystko. Nie piję nawet nalewek, które uwielbiam, bo – niestety – od tego się właśnie tyje.

Czym jest w Pani życiu sport?

Marzeniem, bo bardzo trudno jest mi się zmobilizować. Kiedyś jako młoda dziewczyna biegałam, skakałam w dal, ale zawsze chciałam w każdej dziedzinie natychmiast osiągnąć sukces i być rekordzistką. Wytrwałość i konsekwencja w sporcie niestety mnie nudziła. W Australii przez 20 lat chodziłam do klubu sportowego, pływałam, uprawiałam ćwiczenia rozciągające, bardzo to lubiłam. W Polsce spadło na mnie tyle niespodziewanych spraw, pracy i propozycji, że trudno jest mi znaleźć czas, by poćwiczyć. Zazwyczaj wracam do domu późnym wieczorem i marzę o tym, żeby znaleźć się w łóżku. Ale niedługo odnowię współpracę z moim osobistym trenerem.

A co z duchem? Jak Pani dba o swoje wnętrze, umysł?

Piszę książki! Marzę, wspominam, a obrazki z przeszłości tak wyraźnie siedzą w mojej jaźni, że pamiętam kolorami, zapachami… To jest właśnie ćwiczenie szarych komórek. Mam też bardzo mądrą przyjaciółkę – Krystynę Kisielewską-Sławińską (córkę Stefana Kisielewskiego), która przywołuje mnie do porządku, jeżeli zbyt często oddaję się rozrywkom i żyję życiem „warszawki”. Oprócz książek piszę też felietony, dużo czytam, chodzę na koncerty, do teatru, niektóre filmy oglądam po kilka razy.

Jak zrodził się pomysł na Pani książkę „Babie lato, czyli bądź szczęśliwa całe życie”?

Byłam bardzo smutna po śmierci mojego psa – Bucza. Spędziliśmy razem mnóstwo godzin, dni i lat. Bucz był moim przyjacielem, który odczuwał wszystkie moje nastroje. Kiedy go zabrakło, w 1996 r., zaczęłam pisać pamiętnik-poradnik dla kobiet w każdym wieku. Zapisywałam w nim moje wrażenia z Australii, opisywałam przyjaźnie, niepowodzenia, przygody.

Co chciała Pani w niej kobietom przekazać?

Że życie po pięćdziesiątce to wspaniała sprawa i na pewno nie musimy wolno się turlać w stronę cmentarza. Nareszcie możemy przyjrzeć się sobie starannie. Teraz mamy czas, żeby realizować swoje pasje i marzenia! Kiedyś w „Kurierze Codziennym” z 1938 roku przeczytałam ogłoszenie: „znajduję się w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej, mam na utrzymaniu pięćdziesięcioletnią matkę staruszkę…”. Teraz to w ogóle nie wchodzi w rachubę. W Australii kobiety po 50. bawią się, uczą, grają w golfa, mają swoje życie wewnętrzne, swoich partnerów, przyjaciółki… Owszem, zajmują się wnukami, ale tylko wtedy, gdy same sobie tego życzą, a nie dlatego, że tak wypada i właściwie nie mają nic innego do roboty. I tego pragnę nauczyć polskie kobiety.

Pokochała Pani swoje babie lato?

Tak. „Babie lato, czyli bądź szczęśliwa całe życie” pokochałam za to, że otworzyło mi drogę do czegoś nieoczekiwanego. Zawsze byłam nastawiona na nowe wyzwania, ale nie przewidziałam, co babie lato zrobi dla mnie. To była niesamowita gama możliwości: począwszy od propozycji prowadzenia pisma „Magiczna Quchnia”, dzięki czemu mogłam spędzić z moją mamą trzy ostatnie lata jej życia. Poza tym napisałam cztery nowe książki, no i najważniejsze – propozycja zagrania w serialu, który przewrócił wszystko w moim i tak zwariowanym trochę życiu. Stałam się Simoną, ulubioną bohaterką „M jak miłość”. A wszystko to sprawiło „babie lato”! Moja przygoda z nim trwa już ponad dziesięć lat.

Czy wyjawi nam Pani swoją receptę na radosne życie, zdrowie i wieczną młodość?

Docenianie każdej chwili, nawet tej tu i teraz, gdy rozmawiam z Panią (uśmiech).

Dziękuję za rozmowę.

4.7/5 - (66 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH