Gdy umiera przyszłość

Gdy umiera przyszłość


Z dr. hab. Robertem Cieślą, śpiewakiem, psychologiem, wykładowcą na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina, szefem Poradni dla Rodziców Osieroconych przy kościele Wniebowstąpienia Pańskiego na warszawskim Ursynowie, rozmawia Ewa Barciszewska.

Skąd pomysł na założenie Poradni dla Rodziców Osieroconych?

Z taką poradnią spotkałem się w Niemczech, gdzie mieszkałem i pracowałem przez 16 lat. Sam jestem osieroconym ojcem i postanowiłem pomóc innym. Zacząłem się interesować tą sprawą od strony profesjonalnej – rozpocząłem studia psychologiczne o specjalności psychologia kliniczna i osobowości.

Jak wygląda sytuacja osieroconych rodziców w Polsce?

Generalnie są pozostawieni sami sobie. Czasem trafiają do psychologa lub psychiatry, ale oni nie zawsze wiedzą, co z tym robić.

Tymczasem nieleczona żałoba po stracie dziecka może trwać w ostrym stanie nawet 20 lat.

Wbrew pozorom to nie seks, ale śmierć jest największym tabu naszych czasów. Przypomina ona o przemijaniu, o tym, że każdy z nas może zostać zraniony. Śmierć, zwłaszcza dziecka, budzi w nas potężny lęk. Tym większy, im bliższa była nam osoba, która odeszła.

W początkowym okresie po śmierci dziecka znajomi i przyjaciele osieroconych rodziców są bardzo poruszeni tym faktem. Jednak z upływem czasu oczekują od rodziców szybkiego powrotu do normalnego funkcjonowania. Gdy to nie następuje, znajomi przestają podtrzymywać kontakty, bo nie są w stanie unieść tego ciężaru. Według danych z Niemiec, dzieje się tak w 95 proc. przypadków.

Znajomi osieroconego rodzica przeważnie mówią: „Jakbyś czegoś potrzebował, to zadzwoń”. Ale on nie dzwoni, bo nie jest w stanie. Warto wtedy dawać sygnały swojej obecności, nawet jeżeli pozostają one przez długi czas bez odpowiedzi. Po latach, jeżeli żałoba przebiega w miarę „zdrowo”, kontakty mogą ożyć na nowo lub pojawiają się nowe znajomości i przyjaźnie.

Najgorsze jest tzw. przyklepywanie żałoby, kiedy rodzice albo nie są w stanie jej przeżyć, bo środowisko na to nie pozwala, albo tworzą sobie taką „oficjalną wersję” i mówią, że jakoś funkcjonują. Wiadomo jednak, że od tego nie można uciec i może stać się tak, jak z syndromem postaborcyjnym – „nieprzepracowany” daje objawy somatyczne. Na przykład osoba osierocona, która nie przeżyła żałoby, zapada na jakąś poważną chorobę somatyczną o podłożu psychicznym.

Czego rodzice oczekują od poradni?

Rodzice, którzy stracili dziecko, nie widzą dla siebie przyszłości, ratunku, więc szukają go u fachowców. Znaleźli się w sytuacji, w której żaden trik nie pomaga, tj. wyjazd na wczasy, zmiana pracy, nowy samochód, nowa aktywność życiowa.

Amerykanka Catherine Sanders (osierocona matka) opracowała i przeprowadziła program badawczy, który miał na celu zebranie jak największej ilości danych na temat osieroconych rodziców. Opracowała pięciostopniowy schemat zmian, jakie zachodzą w ich życiu: na początku jest szok, potem uświadomienie sobie straty, następnie wycofanie się z życia, a dalej powrót do zdrowia i odnowa. Niektóre osoby zatrzymują się na którymś etapie. Jeśli jest to etap wycofania się, pojawiają się choroby, o których przed chwilą mówiłem, bo wówczas bardzo spada odporność.

Co może psycholog?

Dużo, jeżeli wie, z czym ma do czynienia. To jest proces długofalowy. Oczekiwania są takie, by dana osoba się „wyleczyła”. Ale co znaczy w tej sytuacji wyleczenie? Nie można takiego przeżycia traumatycznego „przepracować” na tyle, by ono jakoś istotnie nie oddziaływało na nas. W przypadku śmierci dziecka życie zaczyna się dzielić na dwa etapy: przed i po. Nie ma i nie będzie płynnego przejścia między nimi. Im większe dziecko, tym bardziej jest to wyraźne. Są zdjęcia z dzieckiem i są bez niego i trzeba tę dwuetapowość uznać.

Szansą na powrót rodziców do normalnego życia jest przejście przez żałobę z otwartymi oczami. To znaczy, że przyjmujemy do wiadomości fakt śmierci dziecka i próbujemy nauczyć się z tym żyć. Nie myląc akceptacji z radością trzeba uznać, że jest się rodzicem osieroconym i że z tego wynikają różne konsekwencje, takie jak zmiana poglądów, środowiska, znajomych. Powrót do zdrowia może nastąpić dopiero wówczas, gdy bierze się zmarłe dziecko do życia ze sobą.

Dzieci umierają w różnym wieku. Czy wiek dziecka ma wpływ na sposób przeżywania żałoby?

Śmierć małego i dużego dziecka jest na pewno inna. Ale każda jest wydarzeniem, który nie podlega schematom. Jesteśmy w stanie zaakceptować to, że umierają starsi od nas. Jednak wraz ze śmiercią dziecka umiera przyszłość. Mieliśmy przecież zobaczyć, jak dziecko dorasta, kończy szkołę, studia, zakłada rodzinę…

Oczywiście ina­czej przeżywa się śmierć starszego dziecka, po którym mamy więcej wspomnień, inaczej tego małego, tak bardzo zależnego od swoich rodziców. W przypadku śmierci małego dziecka, pojawiają się pytania o winę, zaniedbania itp.

Osieroceni rodzice nie potrafią sami sobie wytłumaczyć swoich przeżyć. Wyjaśnienia typu: „a może tak miało być, a może to dobrze”, mogą ich tylko dodatkowo zranić. Podobnie jak informacje o innych dzieciach – rówieśnikach tego zmarłego – bez wspominania o dziecku, które odeszło. W wielu przypadkach śmierć dziecka, pogarsza relacje małżeńskie. Niemieckie statystyki pokazują, że w 75 proc. prowadzi ona do rozwodu.

Nawet gdy umrze jedno dziecko, a są jeszcze inne?

Nawet wtedy. Trauma jest traumą.

Ale przecież dawniej niemal regułą były wielodzietne rodziny, w których jedno dziecko, a nawet więcej dzieci, umierało i nikt z tego powodu się nie rozwodził.

Tak, ale to były inne społeczeństwa. W tamtych czasach rozwody były czymś abstrakcyjnym, bo kobieta porzucona ginęła z głodu. To mężczyzna przecież utrzymywał dom. Poza tym, słowa przysięgi małżeńskiej były wówczas poważniej traktowane. Na pewno też w społeczeństwie, w którym śmiertelność dzieci była tak wysoka, reakcją na śmierć własnego dziecka mogło być myślenie: „no trudno, na mnie też to padło”. W ten sposób łatwiej było taką stratę przeżywać. Teraz pytamy: „dlaczego właśnie ja?!”.

A sprawa niedawno zmarłej Eluany Englaro, która 17 lat żyła w śpiączce? O jej śmierci zadecydował ojciec.
Co pan sądzi na ten temat?

Tragedia. To nie było odłączenie ciała od urządzeń sztucznego podtrzymywania funkcji życiowych, np. rozrusznika serca czy respiratora. Ta Włoszka była właściwie w doskonałej kondycji fizycznej, jej organizm funkcjonował, tylko miała silnie obniżony stan świadomości, którego dzisiaj, przy obecnym poziomie wiedzy i techniki, nie jesteśmy w stanie ocenić. Encefalograf mówi nam, że nie ma aktywności umysłowej, ale to dalej nic nie znaczy.
Nie wiemy, co to urządzenie jest w stanie wykryć.

W historii medycyny wiele było takich przypadków, że nie wiedzieliśmy o czymś, co teraz jest dla nas oczywiste. Współczuję temu ojcu, bo chyba czeka go ciężkie życie, z myślą, że spowodował śmierć z głodu i pragnienia swojej córki. Mogę zrozumieć 17 lat jego udręki, ale nie jest to dla mnie wystarczająca udręka, by nie pozwolić dziecku dalej żyć.

Dziękuję za rozmowę.

4.7/5 - (293 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH