Tegoroczna jesień przyniesie nam wiele filmów, których nie można pominąć, wybierając się do kina.
Warto chociażby zobaczyć, czym zaskoczy nas Pedro Almodóvar – jeden z najbardziej znanych i cenionych na świecie reżyserów kina autorskiego.
Skóra, w której żyję
To najnowszy obraz Pedro Almodóvara, niekwestionowanego mistrza współczesnego kina. Film ten, prezentowany w tegorocznym konkursie canneńskim, jest adaptacją powieści „Tarantula” Thierry’ego Jonqueta, co stanowi ewenement w twórczości Almodóvara – po raz pierwszy bowiem w swojej karierze sięgnął on po materiał literacki. Powstał thriller, którego głównymi bohaterami są: wzięty chirurg plastyczny i jego tajemnicza partnerka, którą przetrzymuje w swoim mieszkaniu. Almodóvar od początku filmu mnoży pytania: „Kim jest tajemnicza kobieta? Jakie stosunki łączą ją z lekarzem?”. Przez cały seans trzyma widzów w napięciu.
Prawda okaże się bardziej szokująca niż najśmielsze przypuszczenia.
W ostatnich latach reżyser realizował klasyczne melodramaty, a tym razem hiszpański mistrz bawi się filmowymi gatunkami, przywołując obrazy Buñuela, Langa, Hitchcocka. „Próbuję pójść nową drogą – mówi Almodóvar. – Poczułem, że muszę zrobić obraz formalnie odległy od mojej dotychczasowej twórczości. Odkryć siebie na nowo.”
Główne role w tym mrocznym i niepokojącym filmie zagrali Antonio Banderas, który wystąpił u Almodóvara 21 lat temu („Zwiąż mnie!”) oraz Elena Anaya. Aktorka ma szansę stać się nową muzą hiszpańskiego mistrza. W obsadzie filmu znaleźli się m.in.: Marisa Paredes, Blanca Suárez, Eduard Fernández i José Luis Gómez. Muzykę, tradycyjnie już, napisał wieloletni współpracownik reżysera – Alberto Iglesias.
Habemus Papam – mamy papieża
Szczególnie oczekiwany przez polską publiczność włoski film Nanniego Morettiego „Habemus Papam – mamy papieża”, z Jerzym Stuhrem w jednej z głównych ról. To fikcyjna opowieść o nowo wybranym papieżu (w tej roli świetny francuski aktor – Michel Piccoli), który boi się pełnić posługę, gdyż nie czuje się na siłach wziąć odpowiedzialność za Kościół, świadomy, jak wiele rzeczy należałoby zmienić. Do Watykanu zostaje wezwany profesor psychoanalizy (w tej roli Nanni Moretti), by pomóc papieżowi w uporaniu się z jego ciężkim kryzysem psychicznym. Zadanie to okaże się wyjątkowo trudne, zwłaszcza, że jego pacjent próbuje nawet uciec i wstąpić do trupy teatralnej, gdyż czuje się niespełnionym aktorem. Sytuacja wymyka się spod kontroli i grozi wielkim, światowym skandalem.
Mimo że na początku filmu oglądamy dokumentalny materiał z pogrzebu polskiego papieża, a nad tłumem powiewa tylko biało-czerwona flaga, i choć główny bohater, nowo wybrany papież, tak jak Polak, chciał w młodości być aktorem, „Habemus Papam” nie jest filmem o Janie Pawle II. Nie jest też filmem obrazoburczym czy antyklerykalnym, jak to niektóre polskie media pisały, zanim film pojawił się we włoskich kinach. Moretti, zadeklarowany lewicowiec, nie szokuje widzów, ani nie pozwala sobie na łatwą krytykę Kościoła i religii. Rzecznik Watykanu uznał film za „głęboko ludzki”.
– Kiedy kręciłem film, wciąż pojawiały się informacje o aferach seksualnych i malwersacjach finansowych – mówi reżyser. – Ale zamiast angażować się w bieżące spory, wolę zadawać uniwersalne pytania.
Tadeusz Sobolewski pisał w „Gazecie Wyborczej”: „W tej filozoficznej przypowiastce Kościół zestawiony z teatrem, sportem, popkulturą, psychoanalizą, medycyną paradoksalnie został potraktowany bezceremonialnie, ale za to poważnie – jako jedna z wielu ludzkich instytucji, podatna na te same ułomności, wymagająca wielkich zmian, przed którymi trwożliwie – po ludzku – się cofa.”
Rozstanie
Irańskie „Rozstanie” to bezdyskusyjnie najlepszy film tegorocznego festiwalu w Berlinie, nagrodzony tam główną nagrodą – Złotym Niedźwiedziem. Jury przyznało także nagrodę aktorską ośmiorgu głównym wykonawcom ról żeńskich i męskich. Reżyserem „Rozstania” jest Asghar Farhadi, znany polskim widzom ze znakomitego filmu „Co wiesz o Elly?”. Tu, podobnie jak poprzednio, reżyser kreśli złożony obraz irańskiego społeczeństwa. Pokazuje ludzi należących do różnych klas społecznych, którym przyszło żyć w społeczeństwie o sprzecznym systemie wartości – po zachodniemu nowoczesnym i liberalnym albo opartym na tradycyjnych normach i zakazach. Reżyser w subtelny sposób opowiada o indywidualnych tragediach i rozpadzie związku, prowadzi grę o prawdę, którą odsłania nam stopniowo, ale nigdy do końca. Historia osadzona jest we współczesnym Iranie, ale powstał film uniwersalny, który wszędzie będzie zrozumiany. Dowodem na to jest Francja, gdzie kilka tygodni temu „Rozstanie” trafiło do kin i święciło triumfy.