Nie wiem, czy ich właśnie nie jest wśród polskich emigrantów najwięcej, choć najmniej je widać. Najczęściej ściągane na stałe przez dzieci, gdy w Ameryce córce czy synowi rodzi się potomek.
Zdarza się, że te kilka miesięcy zamienia się w kilka lat. Zdarza się też, że pobyt po kilku latach staje się stały, gdyż nie bardzo mają one do czego wracać. Zanim ta mama, babcia, teściowa była im w USA niezbędna, syn lub córka przysyłali czasem list, czasem paczkę, niekiedy dolary. Bywały i telefony, ale częściej dzwoniła mama. Koszty! Urodziło się dziecię, więc… „Przyjedź mamusiu kochana, jesteś babcią, jesteś nam bardzo potrzebna, przecież musisz zobaczyć wnuka/wnuczkę. Nie, nie będziemy na ciebie zrzucali prowadzenia domu, w ogóle żadnej roboty. Posiedzisz tylko trochę przy dzidziusiu, bo my oboje musimy do pracy. Zobacz zdjęcie: jaki przesłodki, cudny. To jak? Kiedy przyjedziesz?”. Tym razem nawet zadzwonili: „Najlepiej jak najszybciej. Czekamy na ciebie…”.
A przecież one w kraju mają swoje życie: emerytury, mieszkanka, sąsiadki, ogródki działkowe, kościoły, kółka różańcowe, psy, koty, niektóre jeszcze mężów („No to trudno, przyjedźcie oboje, skoro inaczej się nie da”). Są tam wrośnięte, mają swoje środowisko, rytm krajobrazu (na wsi czy w mieście), rozkład dnia, przyzwyczajenia, nawyki, czasem i inne dzieci oraz ich dzieci („No to druga babcia tam podskoczy do nich, a poza tym tyle tam jest sąsiadek i znajomych, a my tu sami”). Ich płuca przyzwyczaiły się do powietrza, którym oddychają (nawet tego zatrutego), ich przewody pokarmowe funkcjonują w pełnej symbiozie z bakteriami, jakie zawiera jedzenie kupowane od lat w tych samych sklepach. One tam, w kraju, po prostu są sobą, na ich małą, skromną, starą miarę. I teraz mają to wszystko rzucić, oderwać się, zostawić?
Ale taki jest los, więc zbierają się, pakują, przyjeżdżają. Wiadomo: matki. Kochają dzieci. Tęsknią za nimi. Po prostu. Może właśnie ta miłość – ogromna, bezgraniczna i bezwarunkowa – jest energią życia tych rodzin. Latami.
Po jakimś czasie zaczyna im się tu, w USA, podobać. Może więc przyjechały właśnie dlatego, żeby się od tamtego wszystkiego oderwać, łącznie ze starym, nudnym mężem? Kto je tam wie…
Dzidziuś podrósł, a one wracać nie chcą. Choć już potrzebne nie są, choć już zawadzają.
„Oj, chyba trzeba będzie pomyśleć o domu starców dla mamy. Ale to są tak straszne koszty, że doprawdy taniej byłoby w kraju. Nie mów tak głośno, bo jeszcze mamusia usłyszy. No to niech usłyszy…”.