Windows 7, czyli 6.1


Microsoft wypuścił na rynek kolejną wersję swojego systemu operacyjnego. To dobry sposób na poradzenie sobie ze złym wrażeniem, jakie zrobił Windows Vista.

Wyobraźmy sobie, że mamy do czynienia ze wspaniałym, aromatycznym i soczystym owocem. Cieszy oko, jest przyjemny w dotyku i bardzo smaczny. Jest tylko jeden drobiazg: u wielu osób powoduje uciążliwą wysypkę.

Nowa nazwa
Plantator początkowo ignoruje wszystkie doniesienia o alergii, ale z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Wysypki dostają zarówno kucharze, jak i konsumenci. Co gorsza, wysypki dostają również dziennikarze, którzy nie wahają się o tym pisać. Producent obraża się na media, mówiąc, że są niesprawiedliwe, a przy tym ukrywa ślady wysypki na własnej twarzy.

Producent szybko hoduje nową odmianę owoców, która jest pozbawiona wady. Jednak wrażenie pozostaje tak złe, że jedynym sposobem na zdobycie rynku jest nowa nazwa handlowa. Ci, którzy nigdy nie widzieli poprzednika, nie będą mieli złych skojarzeń. A ci, którzy skosztowali i dostali wysypki, będą myśleli, że mają do czynienia z czymś innym i kupią, skuszeni reklamą.

Tak jest z Windows 7, najnowszym dzieckiem Microsoftu, systemem operacyjnym do komputerów osobistych, który właśnie trafił na rynek. Firma nie mówi tego głośno, ale powoli w środowisku fachowców roznosi się fama, że największą zaletą Windows 7 jest to, że nie jest Vistą.

Jak to było z Vistą?
Dwa lata temu Windows Vista to była największa premiera wszechczasów największego producenta oprogramowania. Microsoft twierdził, że wydał na opracowanie Visty więcej pieniędzy, niż kosztował amerykański program lotów na Księżyc. Złośliwi twierdzą, że lepiej byłoby, żeby firma poleciała na Księżyc, zamiast wypuszczać nowy system operacyjny ku rozpaczy wszystkich użytkowników komputerów.

Problemy z Vistą były trzy: dwa poważne, jeden nie. Ten ostatni to dość mocno zmieniona filozofia obsługi systemu, która doprowadzała do furii wszystkich administratorów. Ludzie, którzy od lat posługiwali się komputerem, nagle odkrywali, że choć Vista ma „intuicyjną obsługę”, to jednak ich intuicja leży w zupełnie innym miejscu. To był pierwszy alergen.

Drugi Microsoft nazwał poetycko „kontrolą konta użytkownika”. To były wieczne pytania, czy na pewno chcemy zrobić to, co chcemy zrobić. W przykładowym pytaniu: „Czy na pewno chcemy zmienić tapetę pulpitu?” nie byłoby nic złego, gdyby nie fakt, że system pytał wyjątkowo spektakularnie. Gdy robiliśmy coś, w opinii systemu, nielegalnego, cały ekran stawał się czarny, a po dwóch sekundach – wystarczająco długich, żebyśmy zaczęli nerwowo zastanawiać się „co do jasnej Anielki…” – pojawiał się napis z pytaniem, czy naprawdę chcemy uruchomić np. Gadu Gadu.

Trzecim problemem Visty było to, że zainstalowana na komputerze, pożerała całe jego zasoby, nie zostawiając miejsca dla innych programów. Głównie chodziło o pamięć operacyjną komputera. Rzecz w tym, że Vista trafiła dokładnie w zmianę epoki, czyli w przejście z komputerów 32-bitowych na 64-bitowe. Chodzi o to, że 32-bitowe maszyny są w stanie zobaczyć 4 GB pamięci operacyjnej RAM. Tylko i aż. Dziesięć lat temu 4 GB wydawały się wielkością kosmiczną, dziś to nikogo nie dziwi. Tyle, że Vista w wersji 32-bitowej „łykała na dzień dobry” 2 z tych potencjalnych 4 GB. A żeby było zupełnie źle – widziała najwyżej 3,5 GB, niezależnie od tego, ile zainstalowaliśmy, więc programom było ciasno. W wersji 64-bitowej mogliśmy instalować tyle pamięci, ile chcieliśmy, ale mało kto takiej wersji Visty używał.

Oprogramowanie siódme: poprawione
W Windows 7 stępiono pazury „kontroli konta użytkownika”: system znacznie rzadziej pyta, czy naprawdę chcemy coś zrobić. A jak już pyta, to z sensem, na przykład gdy instalujemy program z nieznanego źródła. Vista zdążyła już przyzwyczaić użytkowników do nowej filozofii obsługi, a co do „zasobożerności” – ponoć Windows 7 ma mniejsze wymagania niż Vista. Trudno to jednoznacznie określić, bo przez dwa lata, które minęły od premiery Visty, komputery stały się szybsze, więc Windows 7 zostawia po sobie po prostu dobre wrażenie.

Windows 7 nie jest tak naprawdę siódmą odsłoną systemu Windows. Gdy zajrzymy głęboko w jego trzewia, system przedstawia się jako 6.1, a Vista przedstawiała się jako 6.0. Windows 7 jest raczej poprawką Visty niż czymś zupełnie nowym. Poprawką, za którą można zgarnąć dodatkowe pieniądze, sprzedając ją jako zupełnie nowy produkt (upgrade z Visty do Windows 7 nie jest darmowy).

Sekret Windows
Czy warto kupować Windows 7? Jeśli kupujemy nowy komputer, to i tak mamy do wyboru tylko Windows 7 (Visty już nikt przy zdrowych zmysłach nie sprzedaje). Możemy wprawdzie zmienić system na Windows XP, bo zakup Windows 7 daje nam takie prawo, ale procedura jest dość skomplikowana, a poza tym… Windows XP jest brzydki. Wystarczy popracować z Windows 7 przez tydzień, by Windows XP wydawał się siermiężny. Na dodatek Microsoft odgraża się, że nie będzie już rozwijał Windows XP. Wreszcie, jeśli mamy nowoczesny komputer, Windows 7 wie, jak go używać, a Windows XP potrzebuje tysiąca różnych drobnych dodatków, sterowników i kogoś, kto potrafi to wszystko ogarnąć (zwykle kolega szwagra znajomego sąsiada).

Osobiście nie zamieniłbym mojego Windows 7 na XP. Często gdy pracuję, mam uruchomione dwa programy do obróbki zdjęć, do składu komputerowego, przeglądarkę internetową (kilkanaście okien), Gadu Gadu, edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, program pocztowy i jeszcze kilkanaście innych drobiazgów. I… wszystko działa!

Na czym polega sekret? Używam 64-bitowego Windows 7 na komputerze, który ma 8 GB pamięci RAM. Nie warto kupować Windows 7 z poprzedniej epoki 32 bitów. Ona odchodzi w przeszłość, a wraz z nią Windows XP…

Można się zastanawiać, po co w ogóle zmieniać filozofię działania systemu. Cóż, pewnych zmian nie zatrzymamy. Od wielu lat w samochodach używamy eklektycznych rozruszników i chyba nikt nie tęskni za czasami, kiedy odpalaliśmy auta na korbę. 

4.4/5 - (135 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH