Coraz częściej mówi się o automatyzacji aptek. Niestety w Polsce to wciąż niezrealizowane marzenie. Edward Kasza, farmaceuta z Rybnika, już 20 lat temu zaprojektował system podajników sterowany komputerowo. Do dziś stara się o dotacje – bezskutecznie.
W Polsce w pełni funkcjonalny i rewolucyjny wynalazek może czekać ponad 20 lat, zanim zostanie powszechnie wykorzystany. Wykorzystany, ale nie w rodzimej produkcji, lecz w przemyśle zagranicznym drogo importowanym do Polski. Czy tak musi być?
Dobre, bo polskie
Edward Kasza, farmaceuta i właściciel apteki „Apotheca Pacis” w Rybniku, z dumą pokazuje stare zdjęcia. Na jednym z nich stoi wśród światowych sław nauki na Kongresie w Szwajcarii. Były lata 80., w Polsce trwały protesty robotników, wprowadzano stan wojenny. Wyjazd do krajów zachodnich był prawie niemożliwy.
Komputery w tych czasach stanowiły ciekawostkę. Ich koszt przewyższał funkcjonalne wykorzystanie, a powszechne zastosowanie tych urządzeń dopiero planowano. Dlatego wykorzystanie komputera w sterowaniu apteką wzbudzało zdumienie. Była to innowacja na światową skalę. Na dodatek nowoczesny system podajników został wymyślony przez Polaka – właśnie Edwarda Kaszę – i wytworzony w komunistycznej Polsce, o której wszyscy mówili „biedny, zacofany kraj”.
Wspominając tamte czasy, pan Kasza uśmiecha się. – Wynalazek chwalony był wszędzie, m.in. w Szwecji, Niemczech. Wiele krajów chciało nawet przejąć projekt – opowiada wynalazca. Do apteki w Rybniku, gdzie zainstalowano podajniki, przyjeżdżało wielu gości z Polski i zagranicy. Oglądali nowatorski system, gratulowali konstruktorowi i obiecywali pomoc.
Jednakże realnej pomocy Edward Kasza nie otrzymał do dziś… Walczy o możliwość stworzenia podajnika według nowego projektu, w pełni wykorzystującego nowoczesne technologie. Głównym celem jest umożliwienie osobie niepełnosprawnej samodzielnej pracy w aptece. Pan Kasza pisze listy, walczy o dotacje. Jest odsyłany do kolejnych instytucji, ale jak każdy wizjoner nie poddaje się. W ostatnich dniach otrzymał odpowiedź Komisji Europejskiej ds. Zatrudnienia, Spraw Społecznych i Równości Szans w Brukseli. Znowu żadnych konkretów.
Jak to działa?
Schemat działania podajników jest genialny w swojej prostocie. Farmaceuta, siedząc przed komputerem przodem do pierwszego stołu, z prawej i z lewej strony widzi poziome walce, których ściany stanowią półki z podziałkami na pojedyncze leki. Gdy w komputer zostaje wpisana nazwa leku i wielkość opakowania bądź dawka, odpowiedni walec obraca się, aż półka z medykamentem znajdzie się na wyciągnięcie ręki. Opakowanie wystarczy wyjąć z podajnika i wydać pacjentowi. Dla bezpieczeństwa pracy w urządzeniu zamontowane są czujniki ruchu. Jeśli dłoń znajdzie się zbyt blisko poruszających się półek, są one automatycznie zatrzymywane. Podajniki obsługuje uniwersalna nakładka na program apteczny – nie jest więc konieczne specjalistyczne oprogramowanie.
Marzenia a rzeczywistość
Gdy ponad 20 lat temu projekt podajnika sterowanego komputerowo został po raz pierwszy zaprezentowany publicznie, uznano go za rzecz niemożliwą do zrealizowania i nieopłacalną. Tylko upór konstruktora pozwolił na wykonanie prototypu. Co ciekawe, do dziś pracuje on bezawaryjnie w aptece Edwarda Kaszy.
Coraz częściej mówi się o automatyzacji aptek. Od 2007 roku coraz więcej międzynarodowych firm oferuje automatyczne podajniki o działaniu analogicznym jak prototyp mgr. Kaszy. Warto przemyśleć zalety i wady tego typu systemów oraz zastanowić się, czy podajnik wymyślony przez polskiego farmaceutę może z powodzeniem konkurować z produktami zagranicznymi.
Czy to się opłaci?
Głównym atutem komputerowego podajnika jest skrócenie czasu wydawania leków i obsługi pacjenta. Obliczono, że aptekarz w ciągu jednego dnia pracy przemierza minimum siedem kilometrów i spędza na stojąco około 80 proc. czasu pracy. Często na krzesła lub fotele w izbie ekspedycyjnej zwyczajnie brakuje miejsca – najważniejszym wyposażeniem są szafy z lekami.
Wykorzystanie podajników nawet trzykrotnie skraca proces wydawania leku. Pojedyncze opakowanie jest dostarczane w około 5-7 sekund. Zaoszczędzony w ten sposób czas farmaceuta może wykorzystać na rozmowę z pacjentem. Jeśli obsługa trwa trzy razy krócej, można ograniczyć zatrudnienie w aptece, bez obawy o to, że pacjenci będą stali w kolejkach. Ponadto możliwe jest zatrudnienie osób niepełnosprawnych, co wiąże się z częściową refundacją kosztów organizacji i prowadzenia apteki.
System podajników ma kształt litery C, w centrum której siedzi farmaceuta. Przestrzeń trzy na trzy metry wystarczy, aby pomieścić całą ekspedycję! Zagraniczne podajniki najczęściej przypominają większe automaty na napoje – są mniej ergonomiczne, ponieważ wymagają pustej przestrzeni wokół siebie (są uzupełniane od tyłu). Ponadto nie są przystosowane do obsługi przez osoby niepełnosprawne. Zwykle obsługują od 2 do 10 tys. leków. Podajnik zaprojektowany przez Edwarda Kaszę mieści ich około 6,5 tys. Zaletą zarówno polskich, jak i zagranicznych podajników jest ich niezawodność – zawsze dostarczany jest odpowiedni produkt, komputerowe sterowanie ogranicza możliwość pomyłki w dawce lub opakowaniu.
Inną korzyścią jest zmniejszenie u pracowników apteki prawdopodobieństwa chorób zawodowych, takich jak żylaki, płaskostopie, zwyrodnienie stawów i skrzywienie kręgosłupa.
Jedyną wadą podajników jest ich cena. Nowy podajnik według projektu pana Kaszy to koszt rzędu 200-300 tys. złotych. Podajniki zagranicznych firm kosztują od 250 do 900 tys. złotych.
Niepewna przyszłość
Słuchając opowieści Edwarda Kaszy, trudno nie zauważyć pewnej sprzeczności. Z jednej strony do aptek wprowadzane są programy partnerskie, aparaty diagnostyczne, dodatkowe usługi mające zachęcić pacjenta do lojalności wobec danej placówki. Z drugiej strony bardzo ważny jest czas obsługi – kolejka może odstraszyć potencjalnego pacjenta.
Zagraniczne firmy dostrzegły potencjał podajników i w nie zainwestowały. Natomiast w Polsce 20 lat to za mało, aby ekonomicznie opłacalny wynalazek wprowadzić na rynek.
#Korzyści z podajników
Zastosowanie podajników znacząco obniża koszty prowadzenia apteki: umożliwia zmniejszenie powierzchni ekspedycji, skrócenie czasu obsługi pacjenta, redukcję zatrudnienia. Ponadto stwarza warunki do zatrudnienia niepełnosprawnych farmaceutów, co poza pozytywnym wydźwiękiem społecznym niesie znaczące dodatki finansowe (zwrot kosztów zatrudnienia od 75 do 110 proc. najniższego wynagrodzenia oraz nawet 50 tys. zł na przystosowanie miejsca pracy dla osoby niepełnosprawnej). Zbędny jest także zakup dodatkowych mebli do izby ekspedycyjnej.