Wywiad z dr. Stanisławem Piechulą, Prezesem Rady Śląskiej Izby Aptekarskiej w Katowicach
Jakie są aktualnie największe bolączki śląskich aptekarzy?
Śląscy aptekarze nie mają innych bolączek niż pozostali aptekarze w Polsce. A nawet powiedziałbym, że dzięki działalności naszej izby – która jest jedną z aktywniejszych – te bolączki są u nas trochę mniejsze. W niektórych regionach Polski, gdzie izby kiepsko działają, nieetyczna walka marketingowa o pacjenta jest o wiele mocniej zaznaczona.
Ogólnie należy powiedzieć, że pod względem ekonomicznym w Polsce jest za dużo aptek i wiele z nich nie wytrzymuje konkurencji na rynku. Sprzedają się, a zyskują na tym sieci, które często skupują te apteki. Powstaje bardzo niedobry trend przechodzenia indywidualnych aptek na własność sieci.
Kto (co) jest według Pana największym wrogiem prywatnych aptek?
To głównie sieci aptek, które zabierają nam rynek. A przede wszystkim hurtownie farmaceutyczne, które tworzą własne sieci aptek. Są to firmy, które przez lata pracy poznały nas, naszą ekonomię; można powiedzieć, że mają najlepszy wywiad gospodarczy. No i wiedzą, kogo warto przejąć, kogo kupić, jak się ustawić, gdzie warto otworzyć aptekę. Często apteki sieciowe są otwierane w pobliżu już funkcjonującej apteki, bo ktoś wie, jakie ona ma obroty i wie, że warto właśnie tam otworzyć nową placówkę.
Swoją drogą aptekarze, którzy współpracują z hurtowniami farmaceutycznymi tworzącymi własne sieci aptek, dostarczają im pieniędzy, za które hurtownie otwierają kolejne apteki. Z ekonomicznego punktu widzenia głupotą jest zasilać swojego konkurenta, który rywalizuje z nami na rynku aptekarskim.
Sieci są wrogiem prywatnych aptek. A kto jest ich przyjacielem?
Chyba wszyscy na rynku już się nauczyli, że w biznesie przyjaciół nie ma, a raczej należy mówić o sprzymierzeńcach lub zbieżnych interesach. Do niedawna hurtownie sieciujące rynek przedstawiały się jako najwięksi przyjaciele polskich farmaceutów. Dzisiaj dostaliśmy takiego kopa od tych hurtowni, że w tych przyjaciół chyba każdy zwątpił. Występuje tu bardzo niebezpieczna gra, gdyż z jednej strony jest bardzo dobry PR i hurtownie wiedzą, jak mącić aptekarzom w głowach, a z drugiej strony są farmaceuci – w większości starsi – którzy są na to podatni. Często aptekarz – mimo że rozumie, iż nie powinien w takiej hurtowni zamawiać – nie potrafi zerwać z nią współpracy.
Patrząc na te niebezpieczeństwa, można powiedzieć, że naszymi naturalnymi sprzymierzeńcami są w tej chwili wszystkie hurtownie, które nie tworzą sieci aptek.
Spotkałem się z Pana ostrą wypowiedzią, że aptekarze są głupi przed szkodą i po szkodzie. Słowa te padły w kontekście współpracy prywatnych aptek z hurtowniami mającymi własne sieci aptek. Czy ta wypowiedź jest wciąż aktualna? Czy jako Prezes OIA podejmuje Pan jakieś działania edukacyjne, mające na celu ochronę interesów niezależnych aptek?
Nie było to tak… Powiedziałem, „że jak tak dalej pójdzie, to będzie można powiedzieć, że aptekarze zarówno są głupi przed szkodą, jak i po szkodzie”. To wynika z tego, o czym mówiłem przed chwilą. Jeśli ktoś widzi, że hurtownia tworzy sieć aptek, otwierając je pod nosem aptekarzy, i dalej w tej hurtowni kupuje dostarczając jej zysków, to cóż można o kimś takim powiedzieć? Jest wielu farmaceutów, którzy popadli w ten sposób w kłopoty finansowe. To chyba największa tragedia naszego środowiska, że dwie największe hurtownie, które tworzą sieci aptek, ciągle mają tylu odbiorców. Jedna ma 20 proc. rynku, druga
– kilkanaście.
Nasza izba aptekarska najmocniej się w ten temat angażuje. Głównie można to realizować poprzez uświadamianie aptekarzy, aby kierowali swoje zakupy do hurtowni bezpiecznych, które nie tworzą sieci aptek. Co chwila podejmujemy inicjatywy, żeby farmaceuci zmienili sposób patrzenia na swój interes w dłuższej perspektywie czasowej.
Zaproponowaliśmy także aptekarzom, żeby zachęcili hurtownie, z którymi współpracują, do podpisania zobowiązania. Brzmi ono: „Hurtownia, z którą współpracuję, zobowiązuje się wobec mojej spółki, że w okolicy 3 km nie otworzy żadnej apteki, która będzie do niej należała, będzie z nią powiązana itd. A jeżeli nie, to zapłaci 100 tys. zł odszkodowania”. Taki pomysł rozesłaliśmy i do hurtowni, i do środowiska. No i rusza to. Już jedna hurtownia, która bardzo mocno opowiada się za wspieraniem indywidualnego aptekarstwa, podpisuje zobowiązania, że nie otworzy w ciągu 10 lat swojej apteki w RP. A jeżeli ktoś taką znajdzie, to hurtownia wypłaci 100 tys. zł odszkodowania. Ciekaw jestem, co zrobią inne.
Trzeba podkreślić, że mamy wygrane małe bitwy, ale niestety batalię nasze środowisko jak na razie przegrywa dzięki własnej głupocie. Zobaczmy, że największa hurtownia w Polsce ma już pewnie około 2 tys. aptek, a nie zwiększyła swojego udziału w rynku (tzn. że mniej więcej tyle obrotu zapewniają jej własne apteki, ilu kontrahentów jej odeszło). Czyli mimo większej liczby swoich aptek, nie zwiększa udziału w rynku hurtowym. Tak samo druga co do wielkości hurtownia. Jednak wziąwszy pod uwagę wyniki finansowe tych dystrybutorów, można się przekonać, że to własne apteki dają im mocniejszą pozycję i zyski. To dowody, że aptekarze powoli – i oby nie za wolno – mądrzeją, ale niestety dzieje się to zbyt wolno w stosunku do ekonomicznie wrogich działań tych firm.
Kandydował Pan do parlamentu, żeby stworzyć siły wspierające prywatny rynek aptekarski. Czy z tej strony jest jakieś wsparcie?
W sejmie zawsze brakowało nam kogoś, kto by nie tylko znał nasze problemy, ale kogo by one bezpośrednio dotyczyły. Wynika to z tego, że rynek farmaceutyczny od strony ekonomicznej nie jest aż tak zagmatwany, ale jak zaczyna się wchodzić w różne niuanse i szczegóły związane z lekami, jest to temat bardzo skomplikowany. I jeżeli my próbujemy posłom coś wytłumaczyć, okazuje się, że trzeba tyle napisać, że nie chce im się tego pewnie przeczytać.
Widzę, że w obecnej koalicji rządzącej nasze problemy i bolączki mają jakieś poparcie, bo mówiono o wspieraniu małych przedsiębiorstw i utrzymano zakaz handlu wysyłkowego, czyli aptek internetowych. Rząd pomaga nam też w kwestii ograniczania konkurencji, a szczególnie reklamy leków. Wiele aptek robi wszystko, żeby reklamować leki na receptę – choć jest to zabronione. Bezsensownie napędza to wydatki z refundacji. Jest to walka o wspólny cel, o oszczędności w służbie zdrowia. Nie jest tajemnicą, że Polska jest jednym z krajów, w których jest największe spożycie leków na jednego mieszkańca. To też świadczy o jakimś wypaczeniu. Także tutaj mamy wsparcie rządzących, ale tylko wtedy, kiedy te interesy są wspólne, czyli w zakresie leków refundowanych.
A do Sejmu chciałem kandydować, żeby był tam jakiś przedstawiciel farmaceutów. Zabrakło trochę głosów, choć miałem najwięcej ze wszystkich startujących aptekarzy, bo aż 5070 (w tym około 600 głosów osób przyjezdnych związanych z farmacją z różnych stron Polski). Niestety zabrakło 1770, może następnym razem…
Co Pan sądzi o pomyśle ograniczenia liczby aptek? Czy nie jest to podcinanie skrzydeł młodym, którzy jeszcze nie zdążyli dorobić się własnej apteki?
Aptekarze od początku opowiadali się za tym, by właścicielem jednej apteki mógł być jeden farmaceuta. Tak jest w wielu krajach i uważam, że jest to najlepsze i najprostsze rozwiązanie. Dzięki temu są wspierani drobni przedsiębiorcy, a apteka jest w rękach kogoś, kto ma odpowiednie kwalifikacje. Na pewno byłoby to z dużą korzyścią dla pacjenta. Wiem, jak funkcjonują farmaceuci w sieciach aptek. Tam właściciel mówi, co ma być sprzedawane – liczy się biznes i pieniądze.
Ogół społeczeństwa widzi tylko jedną stronę medalu i myśli, że aptekarze chcą sobie stworzyć monopol na apteki. A w rzeczywistości monopol dzisiaj powstaje, kiedy do jednej hurtowni farmaceutycznej zaczyna należeć np. 2,5 tysiąca aptek (a wszystkich jest w Polsce 12,5 tysiąca). Jeżeli sieci się rozwiną, to dopiero będzie monopol!
Kiedy nikt nie chciał zgodzić się na zapisy ustawowe, żeby jedną aptekę miał jeden farmaceuta, postanowiliśmy pójść w stronę ograniczenia liczby aptek. Są to specyficzne przedsiębiorstwa; jeżeli na aptekę nie przypada określona liczba mieszkańców, to ekonomicznie kiepsko ona stoi i przez to zaczyna gorzej wypełniać swoje obowiązki i służyć pacjentowi.
Jeśli wejdzie zapis ograniczający liczbę aptek, to rzeczywiście w wielu miejscowościach zostanie całkowicie zablokowana możliwość otwierania nowych placówek. Nie uważam jednak, żeby młodym magistrom farmacji coś zablokowano. Dzisiaj i tak mało kto będzie miał aptekę, nawet jeśli te przepisy nie wejdą, bo sieci i tak opanują rynek. Nikt młody, kto będzie chciał otworzyć aptekę, nie sprosta ekonomicznie tym sieciom.
Ktoś wyciągnął argument, że młody farmaceuta nie będzie mógł otworzyć apteki. Otwarcie apteki to jest kilkaset tysięcy złotych i tu mam pytanie: który młody farmaceuta jest w stanie otworzyć aptekę? Czy to nie jest argument umyślnie wyciągnięty przez naszą opozycję, żeby jakichś zapisów nie udało się wprowadzić? Natomiast jeśli młody farmaceuta ma pieniądze, to będzie mógł kupić już istniejącą aptekę, a nawet – zgodnie z proponowanymi zapisami – przenieść ją w dowolne miejsce w danym powiecie.
Czy jest Pan zwolennikiem sztywnych marż na leki?
Nie jestem zwolennikiem sztywnych marż, ale sztywnych cen. Jeżeli ministerstwo zdrowia ustaliłoby, że cena leku refundowanego musi być stała i taka sama w całej Polsce, to by się to rzeczywiście nie zmieniało. Natomiast obecna propozycja sprowadza się do tego, że producent sprzedaje w jakiejś nieokreślonej cenie, a hurtownia i apteka muszą zastosować stałą i tę samą marżę. Spowoduje to, że producent w porozumieniu z różnymi sieciami aptek lub hurtowniami będzie regulował cenę i okaże się, że sieć aptek kupuje leki taniej, bo wynegocjowała lepsze warunki. I tu jest największy problem. Nikt nie będzie w stanie tego kontrolować.
Na jednym z forów internetowych nazwano Pana Janosikiem. Podoba się Panu to porównanie?
(śmiech) Czasami próbuję ostro mieszać aptekarzom w głowach, żeby wreszcie zrozumieli, o co gra się toczy i pomogli w ratowaniu aptekarstwa. Ale część z nich rozumie tyle, co ten Kwiczoł z „Janosika”, natomiast duża grupa aptekarzy świetnie wszystko rozumie, ale dba wyłącznie o swój interes i nie potrafi spojrzeć dalej niż do progu własnej apteki.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadził
Robert Stoliński