Od maja ubiegłego roku można zgodnie z polskim prawem sprzedawać leki za pośrednictwem internetu.
Przepis dopuszczający e- handel jest bardzo ogólny, konkretne warunki wysyłania leków zamawianych w sieci resort zdrowia ma ustalić w specjalnym rozporządzeniu. Prace nad nim trwały kilkanaście miesięcy i właśnie się kończą.
W opinii e-aptekarzy projektowane zapisy są wyjątkowo restrykcyjne i niejasne, przez co mocno zwiększają koszty ich działalności.
- Byłoby dziwaczne, gdybyśmy wprowadzili bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące wysyłania leków niż te, które funkcjonują na bardziej zaawansowanych rynkach jak Niemcy, Wielka Brytania czy USA – twierdzi na łamach “Gazety Wyborczej” Sławomir Dudek z Cefarmu. I straszy: pacjenci, również niepełnosprawni, będą skazani na drogie tradycyjne apteki.
Zwolennicy e-aptek twierdzą, że legalna internetowa konkurencja zbić ceny leków. Polacy kupują ich dużo – tylko od stycznia do października ub.r. za 13,4 mld zł – i płacą za nie średnio nawet o 20 proc. więcej niż w innych krajach UE.
A ponieważ e-apteki mają duże obroty i nie muszą magazynować towaru, ceny mogą tam być o 20-30 proc. niższe niż w tradycyjnych aptekach.
Jak pisze “Gazeta Wyborcza” minister zdrowia Ewa Kopacz jest bardzo wstrzemięźliwa wobec sprzedaży leków przez internet. W ubiegłej kadencji parlamentu komisja zdrowia jednogłośnie nie zgodziła się na e-handel. Szefową komisji była wtedy właśnie Ewa Kopacz.