Książki prowadzą nas dalej

Książki prowadzą nas dalej


Z Remigiuszem Grzelą, dziennikarzem, autorem wielu książek i scenariuszy teatralnych, rozmawia Anna Rogala.

Dla wielu osób książki są swego rodzaju ucieczką. Czym dla pana są książki?

Książki są ucieczką. Ale dają mi też motywację do pracy.

Niedawno rozmawiałem z Ag­­nie­sz­ką Holland, która powiedziała, że w dzieciństwie dużo chorowała i czytała wtedy mnóstwo książek. Żyła w świecie literackim. Książki mają ogromną siłę. Może nie leczenia, ale odrywania od rzeczywistości, przenoszenia w inną, kreowania. Książki przynoszą nie tylko poprawę nastroju, ale ten nastrój mogą też zepsuć. Potrafią sprawić, że jakaś noc jest bezsenna, śnią się koszmary. Ale… bez książek nas nie ma. To znaczy – nie ma świadomości historycznej, kulturalnej. Niektórzy się dziwią: „Ile można czytać o Holokauście, drugiej wojnie?”. Można czytać w nieskończoność. To decyduje o naszej świadomości. Książki decydują też o tym, jak mówimy. Jeśli ktoś dużo czyta, ma większy zasób słów, lepiej mówi, wyraża się, umie przekazać to, o czym myśli. Książki są podstawą istnienia – jeśli zakładamy, że człowiek jest istotą myślącą i jego celem jest rozwój.

Oczywiście, miałem też okresy niechęci do czytania, w szkole, kiedy zmuszano nas do lektur. Potem, w liceum w Starogardzie Gdańskim, trafiłem na genialną bibliotekarkę, Krystynę Graban, z którą przyjaźnię się do dzisiaj. Zachęcała nas w trochę inny sposób, dawała do czytania coś, co miało posmak czegoś zakazanego. Pokazała, że książki mogą być ekscytujące.

Bez książek nie wyobrażam sobie życia…

Czy zgodzi się pan z Zafónem, że „książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie”?

Przecież człowiek jest samowystarczalny. Odkryciem dla mnie była rozmowa Agnieszki Drotkiewicz z doktor Hanną Kowalczyk w książce „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam”. Pani doktor powiedziała, że człowiek jest samowystarczalny w leczeniu i że przysłowie „ruch to zdrowie” kryje głęboką mądrość i tajemnicę. To wszystko prawda, bo człowiek który się rusza, ma energię, która go leczy. Poza tym coraz częściej się mówi, że za niektóre choroby odpowiedzialna jest psychika. Porządek w głowie, w sobie – to też zdrowe ciało. A książki mogą nas porządkować wewnętrznie, pokazać kierunek.

Zafón napisał prawdę. W książkach widzimy duszę. Wydaje mi się, że lektura jest w stanie odsłonić w nas pewne sfery, do których byśmy się nie przyznali. Jakieś książki rzucamy, po inne sięgamy. Na swoim blogu prosiłem wybrane osoby, aby podały pięć najważniejszych książek życia. Wniosek z tego był taki, że sięgamy po książki, które mają poprowadzić nas dalej. Np. Henryka Krzywonos, legenda „Solidarności”, opowiada, że w dzieciństwie czytała książkę Wandy Wasilewskiej „Pokój na poddaszu”, w której zobaczyła, że inne dzieci mogą mieć gorzej, niż ona, upokarzana przez ojca, byłego więźnia obozów, który w domu robił dzieciom kacet. Żyła w mroku swojej duszy, w nieszczęściu, które ją spotkało. Anna Łojewska, która przez 10 lat byłą osoba bezdomną, trafiła na popularną książkę psychologiczną „Możesz uzdrowić swoje życie”, z której dowiedziała się, że powinna się uśmiechać, to były takie ćwiczenia psychologiczne, które skrupulatnie wykonywała. Ta książka była dla niej drogowskazem. Ale kiedy udało jej się z bezdomności wyrwać, zauważyła, że ta książka w gruncie rzeczy była infantylna. Nikomu by jej nie poleciła. A wtedy była jedyną nadzieją.

Co pan teraz czyta?

Czytam teraz kilka książek równocześnie. Jest to taki stan, który nie do końca lubię. Zawodowo muszę ciągle czytać, ale staram się też czytać bez terminów, bez obciążenia tematem pracy, po prostu dla przyjemności, swoim rytmem.

Jestem przed paroma wywiadami, spotkaniami, które będę prowadził w najbliższym czasie, przygotowuję też dokumentację do swojej nowej książki – więc czytam bardzo dużo. Chodzę teraz z tomikiem „Gorzkie żale” Julii Hartwig. To jest moja poetka. Cały czas coś w jej wierszach odkrywam. Chodzę z tą książką i ta książka za mną chodzi…

Ale równocześnie czytam listy Lema i Mrożka, które są niezwykle apetyczne. Ci dwaj intelektualiści pokazują się w tych listach, jak zwykli ludzie: kogoś nie lubią, plotkują. Wymieniają myśli na temat życia i literatury, swojego miejsca – jednego rzuca po świecie, drugiego z domu nie ruszysz. Wymieniają listy na temat szycia zasłon, nalewek, naprawy samochodów. Wspaniała lektura!

Czytam nową powieść Mario Vargasa Llosy „Marzenie Celta”, którą choć na chwilę musiałem otworzyć. Strasznie mnie ta historia walki z kolonializmem i niewolnictwem, osnuta wokół dwuznacznej biografii Rogera Casementa, wciągnęła. Jest opowiadana z celi śmierci, w której siedzi. Casement ujawnił światu prawdę o torturach i złu, jakiego w Afryce dopuszczali się Europejczycy. Teraz, kiedy ma być stracony, opinia publiczna dowiaduje się o nim spraw mrocznych, tajemnic, za których spreparowaniem być może stoi Scotland Yard. Przed chwilą przeczytałem „Dom żółwia. Zanzibar” Małgorzaty Szejnert, która dotyka między innymi tego samego tematu, czyli kolonializmu w Afryce i wykorzystywania ludzi w okrutny sposób. Z tym, że Szejnert opowiada również o potomkach „kradzionych i sprzedawanych” na targach niewolników.

Czytam także wspomnienia Krystyny Chiger („Dziewczynka w zielonym sweterku”), która przez 14 miesięcy, mając zaledwie sześć lat, z rodziną była w kanałach lwowskiego getta. Agnieszka Holland zrobiła film o tej historii – „W ciemności”. PWN niedawno wydał wspomnienia Krystyny Chiger oraz pamiętniki jej ojca („Świat w mroku” Ignacy Chiger). Obie książki odsłaniają niezwykłą historię Leopolda Sochy, lwowskiego kanalarza, który przez 14 miesięcy utrzymywał przy życiu grupę Żydów. Czytam też rękopisy.

Czyje są te rękopisy?

To pamiętniki Andrzeja Czajkowskiego, pianisty. Jego listy składają się na książkę „Mój diabeł stróż”. Czytanie rękopisów to dziwna lektura, w jakimś sensie podglądactwo, jakbym się włamał do cudzej szuflady.

Chyba nie jest łatwo czytać tak dużo książek równocześnie?

Nie jest to może proste. W najbliższych dwóch tygodniach prowadzę cztery spotkania, do których muszę się solidnie przygotować. Czuję się, jakbym uczył się do matury! To są oczywiście interesujące książki, ale… Zawsze czytanie z obowiązku jest właśnie… takim czytaniem z obowiązku.

Ma pan pewnie coś jeszcze odłożone do czytania?

Trochę książek jest na biurku, trochę przy łóżku. Dużo książek przysyłają mi wydawcy. Oczywiście niektóre pozycje odkładam na później.

Ryszard Kapuściński mówił, że nie można pisać, nie czytając. Muszę bardzo dużo przeczytać, żeby coś napisać, nawet jeśli jest to fikcja. Ale uważam, że fikcja musi być oparta na prawdzie. Dlatego, kiedy przymierzam się do nowej książki, to robię solidną dokumentację dziennikarsko-reporterską. Może nie musiałbym tego robić, ale nie umiem inaczej.

Wiele razy byłem w pracowni Ryszarda Kapuścińskiego – ilość książek jest porażająca, obezwładniająca. Mogę sobie wyobrazić, ile on czytał, pracując nad swoimi książkami. Te książki nadal służą; wiem, że Małgorzata Szejnert, pisząc „Zanzibar”, korzystała z biblioteki afrykańskiej Kapuścińskiego.

W pana domu też jest sporo książek…

To tylko część księgozbioru. Dużo książek oddałem do bibliotek, gdy się przeprowadzałem. Przekazałem książki do tworzącej się biblioteki w Centrum Onkologii oraz do Instytutu Teatralnego. Po przeprowadzce odłożyłem dwa kartony pełne książek – kiedy przyjaciele przychodzili oglądać mieszkanie, mogli sobie wybrać książki. Tak więc moje książki są w ruchu. Ale muszę mieć miejsce na kolejne pozycje, które chcę kupować.

To dobry pomysł, że te pana książki w jakiś sposób żyją, ktoś jeszcze z nich korzysta…

Ja sam korzystam z takich książek, które są wędrujące, po innych osobach. Uwielbiam te książki. Kiedyś dostałem część księgozbioru po jednej z podopiecznych z fundacji charytatywnej, w której byłem wolontariuszem. Alicja, bo tak się nazywała, odeszła i zostawiła po sobie osierocone książki, których nikt z jej rodziny nie chciał. Czytając je, zacząłem natrafiać na różne zapiski: kartkę z przepisanym wierszem Wisławy Szymborskiej, jakąś notatkę na marginesie, podkreślenie, wykrzyknik. Jest to takie zostawianie tropów przez inną osobę. Dla mnie ma to duże znaczenie.

Czy pan też robi sobie notatki w książkach albo w notesach?

Kiedyś robiłem bardzo dużo podkreśleń i notatek ołówkiem, ale potem przestałem. Z wielu książek rezygnowałem, oddawałem je – pomyślałem, że to sugeruje jakąś interpretację i zacząłem mniej zakreślać. Założyłem sobie zeszyt z cytatami z różnych książek, do których po latach chciałbym wrócić, ale nie robię tego regularnie. Mam też bloga, który też jest swego rodzajem zapisywaniem wrażeń z lektur.

Do jakich książek lubi pan wracać?

Sporo jest takich książek, wiele zależy od nastroju. Zawodowo – to przede wszystkim Ryszard Kapuściński i Hanna Krall.

Na poprawę nastroju sięgam po „Konopielkę” Edwarda Redlińskiego. To genialna książka! Chętnie sięgam też po poezję. „Hanemann” Stefana Chwina to dość mroczna powieść, ale hipnotyczna, czytałem kilka razy. Wychowałem się na Muminkach. „Dolina Muminków w listopadzie” jest rewelacyjną książką – też czasem do niej zaglądam.

A jak szuka pan książek, które chce pan przeczytać?

Po pierwsze, jest grupa pisarzy, których zawsze czytam. Z polskich mogę wymienić: Stefan Chwin, Olga Tokarczuk, Anna Bolecka, Magdalena Tulli, Andrzej Stasiuk, Michał Witkowski, Dorota Masłowska, Agnieszka Drotkiewicz. Z zagranicznych: Paul Auster, Philip Roth, Michael Cunningham. To są takie przyzwyczajenia literackie. Idzie się tymi tropami, nie ma znaczenia: lepsza, czy gorsza książka – ale mój pisarz.

Z drugiej strony są książki polecane przez znajomych, przyjaciół, którymi się zachwycili. Czasem wydawca potrafi do czegoś przekonać. Tak trafiłem na książkę „Mój diabeł stróż”. To jedna z najdziwniejszych i fascynujących lektur, jakie czytałem.

Czasem interesuje mnie jakiś temat, którym od dawna się zajmuję, np. druga wojna światowa, Katyń, Holokaust, „Solidarność, rok 1989. Sięgam też po literaturę emigracyjną – nic nie straciła na aktualności (Józef Czapski, Jerzy Giedroyc) w swojej wizji budowania świadomości europejskiej. Odkrywam książki w PRL-u zakazane. „Madame Frankenstein. Czarna iluminacja” Zyty Oryszyn to jedna z genialniejszych książek podziemia.

W świecie książek pojawiły się audiobooki i e-booki. Czy nie wyprą one papierowych książek?

Nie mam jeszcze takiego czytnika. Ale… nie zamierzam sprzeciwiać się czasom. Lubię książkę papierową, ale nie jest wykluczone, że nie kupię sobie czytnika.

Nie jestem przeciwnikiem technologii, ale – jak na razie – okazuje się, że papier jest najtrwalszy. Do dziś przetrwały rzeczy spisane na papirusie, stare księgi. Choćby listy, które przetrwały stulecia. Technologia, wydaje mi się, nie jest tak trwała. To jest tak, jak ze zdjęciami przechowywanymi w komputerze, który przecież może się zepsuć. Te zdjęcia, które zanoszę do fotografa, robię odbitki – są najtrwalsze.

Gazety, maile czytam w komórce i nie bronię się przed tym. Technologie będą coraz nowsze. Ale książka papierowa zawsze się obroni.


Remigiusz Grzela

  • stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2007)
  • kierownik literacki Teatru na Woli w Warszawie (2007-2011)
  • inicjator Nagrody Poetyckiej Dżonka im. Stachy Zawiszanki
  • swoje wywiady publikuje w „Gazecie Wyborczej” i miesięczniku „Zwierciadło”
  • prowadzi bloga: remigiusz-grzela.pl
  • autor książek, m.in.: „Rozum spokorniał. Rozmowy z twórcami kultury” (2000), „Bagaże Franza K., czyli podróż, której nigdy nie było” (2004), „Bądź moim Bogiem” (WAB, 2007), „Hotel Europa. Rozmowy” (Prószyński i S-ka, 2009), „Spełniony. Marian Kociniak” (Wydawnictwo Trio, 2010).
  • autor wielu sztuk teatralnych i scenariuszy spektakli.
4.5/5 - (111 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH