Kamerun to prawie Polska

Kamerun to prawie Polska (częsć 2)


Pierwsza część wywiadu

Wywiad z prof. dr. hab. med. Zbigniewem Chłapem, przewodniczącym Stowarzyszenia Lekarze Nadziei.

Stowarzyszenie współpracuje z mniejszością polską na dawnych Kresach Południowo-Wschodnich, w byłych republikach radzieckich…

Tak. Staramy się dotrzeć do wszystkich byłych republik, w których są Polacy. Ich los jest różny. Na Litwie, Białorusi, Ukrainie mają głównie problemy społeczno-polityczne; w Kazachstanie, Mołdawii, Rumunii raczej materialne. Wszędzie jest bardziej lub mniej dojmująca bieda, samotna starość, przewlekłe, nieleczone choroby. Aby dostać się do szpitala na zabieg, trzeba przynieść ze sobą leki, bandaże, strzykawki itp. To dotyka wszystkich, ale Polacy są w zdecydowanie gorszej sytuacji.
Staramy się przekazać leki i materiały medyczne dla Polaków na dawnych Kresach za pośrednictwem Związków Lekarzy Polaków, Domów Polskich, ośrodków katolickich. Z niektórymi ośrodkami nawiązujemy bliższą współpracę, np. z polskimi lekarzami w Mołdawii. Na czele tamtejszego Polskiego Towarzystwa Medycznego w Bielcach stoi niezmordowana dr Andżela Bogucka, która prowadzi hospicjum. Znajdują tam opiekę osoby starsze, samotne. Duży procent z nich to Polacy.

Lekarze ze stowarzyszenia jeżdżą też regularnie do Kamerunu.

Tak, Kamerun to prawie Polska – działa tam wiele polskich ośrodków misyjnych, medycznych, edukacyjnych. Staramy się szczególnie wesprzeć jeden z najbiedniejszych regionów Kamerunu – Garoua Boulaï, znajdujący się kilkaset kilometrów od stolicy Yaounde. Od ponad 20 lat działa tam m.in. misja Sióstr Dominikanek z Krakowa, a od 13 lat siostra Józefina Grabowska, która jest lekarzem, prowadzi ośrodek zdrowia. W 2007 roku otwarty został oddział położniczy, w którym przeprowadzał szkolenia jeden z naszych wolontariuszy – specjalista ginekolog-położnik. Pacjentami są niewyobrażalnie biedni członkowie pobliskich plemion, głównie Bororo. Niekiedy przebywają bardzo długą drogę, by otrzymać pomoc medyczną. W Kamerunie opieka zdrowotna jest płatna, a ceny usług szpitalnych przekraczają możliwości biednego obywatela. Dlatego korzystają oni z pomocy w misjach. Tamtejsi chorzy zwykle cierpią jednocześnie na wiele dolegliwości i niełatwo podjąć decyzję, co w pierwszej kolejności leczyć.

Podstawowym problemem są chorujące dzieci. Najgroźniejsza jest malaria?

Malaria zbiera obfite żniwo, ale najgroźniejsze dla dzieci jest AIDS. Walka z AIDS jest tam szalenie trudna. Podejmujemy akcje, żeby uratować przynajmniej część dzieci. Noworodki izoluje się od matek chorych na AIDS, by nie były karmione przez nie. Może w ten sposób uda się je uratować.

Czy jest prowadzona jakaś akcja uświadamiająca?

Naturalnie, ale lepiej od nas robią to zadomowieni tam misjonarze, którzy znają nie tylko dobrze język francuski, ale i narzecze, jakim mówi miejscowa ludność. Nasze Stowarzyszenie w 2006 roku podpisało umowę z kameruńskim Stowarzyszeniem Koalicja, Edukacja i Zdrowie dla Wszystkich (CEST), prowadzonym przez pp. Kamtoh. Wśród studentów Krakowskiego Wydziału Lekarskiego znalazł się Kameruńczyk – Georges Kamtoh. Specjalizuje się w chirurgii i organizuje wyjazdy lekarzy do Kamerunu.

W działalność prozdrowotną i edukacyjną bardzo zaangażowana jest Pierwsza Dama Kamerunu – Chantal Biya.

Tak. Centrum Chantal Biya jest jednym z najnowocześniejszych w środkowej Afryce. Jego celem jest opieka nad najmłodszymi. Są bezpłatne leki, opieka lekarska, możliwość wykonania cesarskiego cięcia w pobliskim szpitalu położniczym, leki dla maluchów i mleko w proszku.

Wyjazdy z pomocą medyczną do Kamerunu mają charakter charytatywny, a w dodatku mogą być niebezpieczne. Pan Profesor też przeżył tam chwile grozy…

Udałem się tam celem nawiązania współpracy medycznej z tamtejszymi ośrodkami szkoleniowymi, a przy okazji z transportem leków dla niewielkiego szpitala. Dotarliśmy do małej miejscowości Salapounde, przy granicy z Kongiem. W drodze powrotnej miałem w stolicy Yaounde nawiązać kontakty z pracownikami miejscowego uniwersytetu, aranżowane przez ks. rektora A. Kryńskiego (wieloletniego zasłużonego organizatora ośrodków edukacyjnych). Kierujący toyotą Kameruńczyk chciał po drodze wpaść do domu na przedmieściach Yaoundy. Zgodziliśmy się, więc zjechał z głównej drogi. Nagle przed samochodem wyrosły trzy czarne postacie uzbrojone po zęby. Wywlekli kierowcę, ja na wstępie dostałem pięścią w twarz, a księdza Kryńskiego uderzyli kolbą. Przepadła cała moja dokumentacja, zabrali nam też wszystkie pieniądze, które były przeznaczone na misje.

Dużo?

Kilka tysięcy dolarów. Potem przyłożyli nam pistolety do głów, kazali wsiąść do samochodu i jechać w nieznanym kierunku. Była noc. Po długiej jeździe wyrzucili nas do rowu. Nagle usłyszałem przeładowywanie broni, zobaczyłem światło latarek. Sądziłem, że to koniec. Ku naszemu zdziwieniu bandyci pozostawili nas żywych. Spłoszeni nadjeżdżającymi autami zabrali jednak nasz samochód z całym bagażem.

To nie wystraszyło pana profesora? Jeździ pan dalej?

Oczywiście, że jeżdżę i będę jeździł, póki mi starczy zdrowia i sił. U nas też są chuligani, którzy napadają… Tylu ludzi nadal czeka na naszą pomoc i leki. Nie można ich zawieść.

Jak się pracuje w takim miejscu?

Warunki są trudne, np. jedna z naszych lekarek w Salapounde operowała chorych w izdebce, w której po ścianach chodziły jaszczurki. Natomiast nasze kontakty z miejscową ludnością, zwłaszcza z dziećmi, są znakomite. Do dziś piszą do nas dzieci z Garoua Boulaï, że bardzo żałują, iż doktor Justyna L. (organizatorka naszych misji do Kamerunu) wyjechała i niecierpliwie czekają na jej ponowny przyjazd. To rekompensuje wszystkie niedogodności i niebezpieczeństwa. Oczywiście nasze podejście do pacjentów musi być inne niż do chorych w Polsce. Tam nie można pacjenta po prostu zbadać i puścić do domu. Trzeba z nim porozmawiać, poznać jego potrzeby, powiedzieć, by zażywał leki regularnie, np. gdy pierwszy kur zapieje…

Z tamtejszymi szamanami też musicie żyć w przyjaźni?

Naturalnie. To są ludzie o ogromnej, praktycznej wiedzy, na przykład jeśli chodzi o właściwości lecznicze roślin. I znakomici psychologowie. Lepiej mieć w nich przyjaciół.

4.4/5 - (64 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH