W niektórych krajach istnieją statystyki mówiące o tym, ile osób zmarło w wyniku nieczytelnie wypełnionych przez lekarzy recept. W USA np. rocznie jest to kilka tysięcy ludzi. I myliłby się ten, kto sądzi, że podobny problem nie istnieje w naszym kraju, mimo, że w Polsce tego typu statystyk brak.
Jak czytamy w “Super Nowościach” pismo naszych lekarzy przyprawia o ból głowy pacjentów i – głównie – farmaceutów.
Bazgroły na receptach to odwieczny problem. Już dawno temu farmaceuci prosili lekarzy, by wypisywali recepty maszynowo. Prośby przeszły bez echa.
Ówczesny opór lekarzy rozumie dyrektor Podkarpackiego Wojewódzkiego Inspektoratu Farmaceutycznego w Rzeszowie Monika Urbaniak. “Kiedyś to byłoby kłopotliwe, ale teraz są specjalne programy komputerowe, do tego pliki z drukami recept i wykazem leków. Wszystko można wydrukować” – mówi reporterowi “Super Nowości”.
Monika Urbaniak przyznaje, że niektórzy lekarze już korzystają z tego typu programów. Jednak do pełni szczęścia jeszcze daleko. Nadal więc aptekarze postępują według pewnego schematu – pisze gazeta.
“Kiedy farmaceuta sobie nie radzi z odczytaniem recepty, prosi innego farmaceutę o pomoc” – tłumaczy Urbaniak. “Przedwczoraj np. w czasie kontroli w jednej z aptek, we trzy czytałyśmy jedną z recept. Nie udało się” – dodaje.
W takich sytuacjach zostaje telefon do lekarza. A jeśli go już nie ma, pogłębiony wywiad z pacjentem. Jeśli i to nie pomoże, pacjent musi wrócić do lekarza, by ten przepisał receptę.
Teoretycznie, na niechlujnie wypisującego receptę lekarza istnieje pewien bat. Można go nawet pozbawić prawa do wypisywania recept na leki refundowane. Ale skuteczność tych przepisów jest właściwie żadna.