To, co najbardziej pasjonuje prof. Zbigniewa Fijałka w farmacji, to zawartość substancji czynnych i zanieczyszczeń w lekach oraz elektrochemiczne metody badania leków. Profesor nie tylko bada, ile jest „leku w leku”, ale także tropi lekowe fałszerstwa.
Z Instytutem Leków Zbigniew Fijałek związany jest niemal od początku swojej pracy zawodowej (od 1977 r.). Od 2005 r. jest jego dyrektorem. Lata 2002-2005 były dla Instytutu Leków okresem trudnym, właściwie nie było wiadomo, co się dalej stanie z tą instytucją. „Została zmieniona nazwa na Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, która była całkowicie nieadekwatna do tego, czym Instytut się zajmował. Zostało do nas przyłączone Centralne Laboratorium Surowic i Szczepionek, które prowadzi zupełnie inną działalność” – wspomina prof. Fijałek. Dodaje: „identyfikowałem się z Instytutem. Miałem nadzieję, że uda mi się wyprowadzić go na jakieś spokojniejsze wody i powrócić do tego, czym się zajmował przez 50 lat”.
Zainteresowania naukowe
Głównym przedmiotem zainteresowań naukowych i badawczych prof. Fijałka była analiza instrumentalna (badania polarograficzne) i zastosowanie metod elektrochemicznych w farmacji. Wybrał tę dziedzinę celowo, bo niewielu badaczy się nią zajmuje. „Elektrochemia nieustannie się zmienia, rozwija i to jest fascynujące” – twierdzi Zbigniew Fijałek. Profesor zajmował się m.in. zastosowaniem metod elektrochemicznych w badaniach preparatów przeciwnowotworowych oraz wprowadzał nowoczesne metody polarograficzne do rutynowych badań wielu leków.
Profesor Fijałek opracował i wprowadził do metod badania leków nowoczesne metody woltamperometryczne, polarografię zmiennoprądową oraz pulsową. Metody te są stosowanie m.in. w badaniach leków cytostatycznych i przeciwnadciśnieniowych. Zajmował się także opracowaniem nowych nośników dla systemów terapeutycznych. Nowością było tu zastosowanie elektrochemicznej mikrowagi kwarcowej. Tą metodą posłużono się m.in. w badaniach selenu i złota.
Na tropie fałszerstw
Pasją profesora jest tropienie lekowych fałszerstw. Naukowiec tłumaczy, że stopień fałszerstwa może być różny, począwszy od całkowitej, niemal idealnej kopii specyfiku już zarejestrowanego, aż do produktu, który w ogóle nie zawiera substancji aktywnej. Podrobienie jest niejednokrotnie tak dobre, że odróżnienie leku oryginalnego od sfałszowanego jest bardzo trudne dla pracownika laboratorium kontrolnego, a z pewnością niemożliwe dla pacjenta. „Śmieję się, że robimy Nobla przy każdym podejrzanym leku. Trzeba tu stosować wszystkie metody, jakie posiadamy w Instytucie, żeby w ogóle stwierdzić, jaka w tym preparacie jest substancja, czy są zanieczyszczenia, czy ich nie ma. To nawet nie jest takie trudne. Gorzej, gdy trafiamy, a jest tego dużo, na produkty, które nas zalewają, np. chińskie, ziołowe czy pochodzenia naturalnego. Często niemożliwe jest stwierdzenie, co taki preparat zawiera. To znaczy możliwe jest, ale byłoby to badanie bardzo długotrwałe i kosztowne” – dodaje Zbigniew Fijałek.
Obecnie prawie każdy lek można kupić na targowiskach i w internecie. Zdaniem profesora to, co dzieje się obecnie na rynku, wzbudza przerażenie specjalistów. Najwięcej „fałszywek” jest w państwach afrykańskich i azjatyckich – do 60 proc, a w krajach wysoko rozwiniętych około 1 proc. „Na spotkaniach europejskich rządowych laboratoriów kontrolnych zawsze są przedstawiciele Interpolu. Podają oni, że Polska jest obecnie krajem przerzutowym sfałszowanych leków – ze Wschodu do Europy Zachodniej” – informuje prof. Fijałek.
Z jego inicjatywy w Instytucie została powołana grupa ludzi różnych profesji, której zadaniem jest demaskowanie fałszerstw. „Od półtora roku postulujemy stworzenie zespołu międzyresortowego – przygotowaliśmy odpowiedni projekt dla ministra zdrowia, ale niestety nie wszedł on w żadne tory realizacyjne. Nieoficjalnie taka grupa spotyka się w Instytucie. Są w niej osoby z różnych instytucji: organy ścigania, policja, urzędy celne, ABW, inspekcja farmaceutyczna itd. To stało się wręcz moim hobby” – mówi profesor.