„Macbeth”  Teatr Pieśń Kozła (fot. Bartłomiej Sowa)

TERROR nowości


Wiedza o przeszłości, kiedy to ryczałtem odrzucano Grotowskiego, Kantora czy Szajnę, by ograniczyć się tylko do polskich doświadczeń, działa paraliżująco na umysły zawodowych recenzentów. W obawie przed popełnieniem kolejnego błędu wolą raczej kogoś przechwalić niż zbyt śmiało zganić.

W każdym drzemie mały cenzor, który ożywia się wtedy, kiedy coś w materii społecznej przebiega w kierunku odmiennym od oczekiwań, co jaskrawo różni się od naszych wyobrażeń, jak być powinno. To namiętności ogarniające nie tylko polityków czy naukowców, ale także artystów – często-gęsto wrogo usposobionych do wszystkiego, co nowe. W głębi duszy idę o zakład, że większość ludzi sztuki ma poglądy zachowawcze i jeży się na widok każdego eksperymentu. Jeży, ale… zazwyczaj tego nie okazuje, bo zapobiegł temu wieloletni trening, udzielane przestrogi i odstraszające przykłady fatalnych błędów w ocenach. Nie bez powodu powiada się, że historia krytyki to historia błędów, rzadko bowiem wartościowa nowość zostaje w porę rozpoznana.

Rozczarowana publiczność
Obawa przed tym, by kogoś zganić, często paraliżuje umysły zawodowych recenzentów. I nie jest to bynajmniej polska specjalność, o czym można się było przekonać podczas niedawnego festiwalu teatralnego we Wrocławiu, przygotowanego z okazji uroczystości wręczenia teatralnego Oscara, czyli Europejskiej Nagrody Teatralnej, która w tym roku przypadła Krystianowi Lupie. Oto bowiem, obok głównego laureata, aż pięciu reżyserów europejskich zostało wyróżnionych pomniejszymi trofeami, zwanymi nagrodami Nowej Rzeczywistości Teatralnej, utożsamianymi z nadziejami teatralnymi Europy. Okazało się wszakże, że laureaci tej właśnie nagrody rozczarowali publiczność, prezentując albo towar z artystycznej wyprzedaży, albo – co gorsza – zwyczajny kicz opakowany we wzniosłe, kontestacyjne słówka. Dotyczy to w szczególności prac hiszpańsko-argentyńskiego artysty, Rodriga Garcii, który zaprezentował we Wrocławiu pokazy mocno kontestowane przez widzów i prasę.

Teatralno-kulinarny skandal
Podczas widowiska „Accident” R. Garcii jeden z aktorów sprawił, podsmażył i zjadł homara. Był to w zasadzie pokaz kulinarny uzupełniony jednak o… czuły mikrofon, który przekazywał reakcje zwierzęcia podczas tej operacji. Niektórzy z widzów uznali to za dręczenie zwierząt, została nawet wezwana policja i zawiadomiona prokuratura. Garcia osiągnął więc zamierzony skutek, bo nic tak nie żywi artysty, jak skandal, chociaż jego pokaz był banalny i tak naprawdę bez sensu.

Z drugim jednak jego pokazem, zatytułowanym wdzięcznie „Zasypcie moimi popiołami myszkę Miki” rzecz już nie jest tak błaha. Działo się tu niemało (polewanie miodem, błotem, itp.), ale jeden z wykonawców najwyraźniej przekroczył granice przyzwoitości, podtapiając na oczach widzów chomiki syryjskie w ogromnym akwarium. Utrudniał im wydostawanie się z wody, a w ostatniej chwili, gdy wydawało się, że utoną, wyławiał je podbierakiem. Tu już mieliśmy do czynienia z jawnym dręczeniem zwierząt i okrucieństwem. Reżyser naruszył granice etyki, która zakłada, że nie zadaje się niepotrzebnych cierpień, zwłaszcza słabszemu. To coś więcej niż głupota, choć – co warto podkreślić – chomiki uszły cało.

W pogoni za nowością
Ten incydent, świadczący o pewnym zagubieniu jurorów Europejskiej Nagrody Teatralnej, potwierdza spostrzeżenie, że nastały czasy terroru nowości. W pogoni za nowością jurorzy gotowi są uczynić wszystko i nagrodzić największe głupstwo, aby tylko nie narazić się na zarzut mieszczańskości albo zapyziałego konserwatyzmu.

Zbawienna dla nich mogłaby okazać się lektura „Rzeźni” Sławomira Mrożka sprzed trzydziestu lat. Wykpił on tego rodzaju postawy czy pozy, ale i przeczuł niebezpieczeństwo osuwania się sztuki w przepaść niekontrolowanej spirali okrucieństwa. „Rzeźni” jednak zapewne nikt z jurorów nie czyta… Tak więc samozadowolenie z odkrywania coraz to nowych rzeczywistości może prowadzić nagrody europejskie na rozdroże, gdzie nie będzie już publiczności.

Jest i druga strona – żerowisko, tanie żerowisko dla popularnych mediów. Dzięki niewczesnym dziwowiskom Garcii znalazły one doskonałą pożywkę do poszturchiwania i pouczania artystów, mówienia, co czynić wolno, a czego nie, wykazywania, jak podejrzane to towarzystwo. Stąd już tylko krok do cenzury, nadzoru, szykan, lekceważenia.

Poza konkursem
Jak to wszystko zważyć i nie dać się ponieść upajającemu wezwaniu do wolności bez granic, ani nie ulec żądaniu wzmożenia czujności? Zdrowy rozsądek nie wystarczy, potrzebny jest jeszcze smak.

Na szczęście we Wrocławiu mogliśmy z tym dobrym, w najlepszym tego słowa znaczeniu, smakiem obcować. Mam na myśli pokazywany poza konkursem, wyrafinowany formalnie, a jednocześnie czysty w swej spójności i przesłaniu spektakl „Macbeth” Szekspira w wykonaniu Teatru Pieśń Kozła. Teatr, istniejący zaledwie od roku 1996, już zyskał światową renomę, dzięki swej dyscyplinie, zespołowości i zachwycającym rezultatom treningu aktorskiego, owocującym integralnością obecności aktora na scenie. W tym treningu aktorzy – wywodzący się z wielu krajów – pod kierunkiem Grzegorza Brala, osiągają jedność słowa, śpiewu, tańca, ruchu, odzyskują swoją organiczność. To nieproste zadanie, ale, jak się okazuje: możliwe, oceniane z dalszej perspektywy, m.in. przez krytyków brytyjskich, jako współczesna wersja poszukiwań laboratoryjnych Grotowskiego. Nie wnikając w tajniki warsztatu, widać jak na dłoni, że ich „Macbeth” to opowieść o złej, ambitnej kobiecie (porywająca rola Anny Zubrzyckiej), która potrafi nie tylko zdominować męża, ale i wysadzić w powietrze cały świat. Ten „Macbeth” trwa zaledwie 80 minut, ale nie roni niczego, co uruchamia spiralę walki o władzę i kolejne etapy drogi Makbeta ku przepaści.

Teatr Pieśń Kozła znalazł się na liście nominowanych do nagrody Nowe Rzeczywistości Teatralne. W tym roku przegrał z homarem… Ale może za rok? Byłby to dobry znak wyjścia z zaścianka nowinkarstwa do świata autentycznych poszukiwań.

4.4/5 - (173 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH