Pisząc ostatnio o W.G. Sebaldzie, wyznałem, że o istnieniu niemieckiego pisarza dowiedziałem się dzięki moim hiszpańskim mistrzom: Javierowi Maríasowi i Enrique Vila-Matasowi. Popadłem w grzech gadulstwa i dygresji. Pocieszam się, iż pióro moje posłuszne było szeroko pojętej poetyce obu pisarzy
Jak wspomniałem w owym tekście, Javier Marías jest od roku 1997 królem Redondy. Wypadałoby więc dodać co nieco o owym królestwie i „mariasowym” królowaniu. Wbrew pozorom, więcej nam to może powiedzieć o pisarstwie Javiera Maríasa niż najobszerniejszy felieton o jego twórczości.
Człowiek, który został królem
W roku 1985 hiszpański pisarz był już znanym (w wąskich, niemniej opiniotwórczych, kręgach) autorem trzech powieści oraz chętnie czytanym (w szerszych kręgach) felietonistą. W jednym z felietonów, zatytułowanym „Człowiek, który mógł być królem”, Javier Marías (wyborny znawca literatury angielskiej) zapoznał czytelników z nieznanym pisarzem angielskim, Johnem Gawsworthem.
Marías właściwie niewiele mógł o nim napisać. Gawsworth w latach dwudziestych był aktywnym uczestnikiem awangardowych grup literackich, wiele literackich autorytetów pokładało w nim ogromne nadzieje, ale nie zostały one spełnione. Pośród strzępów informacji, jakie Maríasowi udało się zdobyć, pojawiła się również wzmianka o tym, że ponoć Gawsworth miał tytuł króla Redondy, który odziedziczył po innym pisarzu angielskim. Charakterystyczny dla Maríasa styl sugerował, że opowieść o Gawsworthym równie dobrze jest literacką fikcją, punktem wyjścia czy odniesienia dla innej historii. W rzeczy samej – w roku 1989 hiszpański pisarz publikuje powieść „Wszystkie dusze”. Pojawia się w niej znowu postać angielskiego pisarza widmo, choć już bardziej obudowana i dopowiedziana.
Dzięki „Wszystkim duszom” Javier Marías przestał być autorem znanym tylko w wąskich kręgach. A jego kolejne powieści: „Serce tak białe” (1992) i „Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl” (1994) w kilku krajach europejskich znalazły się nawet na listach bestsellerów. Nic dziwnego, że te książki trafiły do rąk angielskiego pisarza Johna Wynne-Tysona, który w 1997 roku zaproponował Maríasowi, by przejął od niego tytuł króla Redondy. Dopiero wtedy hiszpański pisarz dowiedział się, że to, co sam traktował jako literacki żart i anegdotę, jest czymś znacznie poważniejszym.
Wyspa literatury
Redonda leży na Morzu Karaibskim, nieopodal wyspy Antigua. Należy do małego państwa Antigua i Barbuda, w konsekwencji przejęcia jej w roku 1860 przez Wielką Brytanię. Ale tylko formalnie, gdyż w roku 1865 wyspę nabył (dla urodzonego właśnie syna) niejaki Matthew Dowdy Shiell, bankier z wyspy Montserrat. Od razu wystąpił do królowej Wiktorii z prośbą o nadanie mu tytułu króla Redondy. Brytyjska królowa pozytywnie ją rozpatrzyła, królestwo Redondy nie miało tylko nigdy prowadzić polityki sprzecznej z interesami brytyjskiej korony.
Shiell przekazał królestwo swojemu synowi Matthew Phipps Shiellowi. Gdy ten został pisarzem, zlikwidował jedno „l” z nazwiska, a jako drugi król Redondy przybrał imię Filipa. M.P.Shiel był znanym w swoim czasie autorem opowiadań, powieści grozy i science fiction. Za życia najsłynniejszą jego książką była powieść „Żółte niebezpieczeństwo”. Powieść „Purpurowy obłok” zainspirowała Stephena Kinga do napisania „Apokalipsy”. W roku 1931 młody poeta John Gawsworth pomógł mu w uzyskaniu pomocy finansowej. W podzięce Gawsworth otrzymał od Shiela nie tylko prawo do dysponowania prawami autorskimi do jego dzieł, prawo do występowania jako współautor wielu niedokończonych przez Shiela utworów, ale również tytuł króla Redondy.
Niestety, obiecujący za młodu poeta roztrwonił swój talent. Gawsworth zmarł w roku 1970, w całkowitym zapomnieniu i nędzy. Prawa do swoich dzieł, do dzieł Shiela i tytuł króla Redondy przekazał kolejnemu pisarzowi, Johnowi Wynne-Tysonowi, który objął tron jako Jan II. Okazało się, iż Gawsworth kilkakrotnie tytuł królewski przehandlował lub przekazał w inne ręce.
Niech żyje król!
Wynne-Tyson, zmęczony użeraniem się z fałszywymi pretendentami czy samozwańcami, postanowił abdykować i przekazać berło. Rozglądając się za godnymi tytułu króla Redondy, natrafił na „Wszystkie dusze” Javiera Maríasa. W roku 1997 autor „Serca tak białego” został ogłoszony królem Redondy, jako Xavery I. Jak nikt przed nim wypełnia wszystkie, spoczywające na nim, obowiązki.
W serii wydawniczej Królestwa Redondy publikuje m.in. hiszpańskie przekłady dzieł swych poprzedników na tronie. Ustanowił doroczną nagrodę literacką Królestwa Redondy, przyznawaną przez jury, w skład którego wchodzą liczni i sławni hrabiowie z nadania Xaverego I. Frank O. Gehry, hrabia Nervionu, naszkicował wstępny projekt pałacu królewskiego Redondy, Xavier Mariscal jest autorem flagi, Alessandro Mendini zaprojektował monety, a Massimo Vignelli – paszport.
Bohaterowie Maríasa
Niewątpliwie współudział tylu znakomitości w tej cudownej fieście Javier Marías zawdzięcza swej literackiej maestrii, reputacji i sławie, jaką zyskał dzięki powieści „Serce tak białe”. Marías jest jednym z tych pisarzy, którzy z premedytacją, pisząc dla niewielu, nagle doświadczają sławy autora bestsellerów.
Żadna z jego powieści nie ma w stopniu najmniejszym atrybutów „masowości”. Jego powieści dzieją się przede wszystkim w słowie i w myśli, wszelkie „dzianie się” jest właściwie poza myślą, by nie rzec, bezmyślne. Bohater i zarazem narrator „Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl” postępuje cały czas bezwolnie, wręcz absurdalnie. W trakcie randki umiera jego przygodna i niedoszła partnerka seksualna, o której właściwie nic nie wie. Może, oczywiście, zniknąć bez śladu i zapomnieć o wszystkim. Ale niefortunny amant za wszelką cenę pragnie dowiedzieć się, kim właściwie była jego niedoszła kochanka; co się stało, gdy wymknął się niczym przestępca z mieszkania, w którym pozostawił nie tylko nieboszczkę, ale i jej małe, nieświadome nieszczęścia, dziecko. Każdy ruch bohatera przypomina ucieczkę ku miejscu, gdzie ma spaść bomba, a nie w stronę przeciwną. Oczywiście dzięki temu nieprzewidywalność bohatera starcza za akcję samą w sobie. Owa „bezmyślność” działań narratora wynika zresztą z nadmiaru myśli, z meandrów myśli, z niezwykłości myśli.
Bohaterowie Maríasa to przede wszystkim ludzie myśli: lektor języka hiszpańskiego w powieści „Wszystkie dusze”, tłumacz żywego słowa w „Sercu tak białym”, pisarski „Murzyn” w „Jutro, w czas bitwy o mnie myśl”. Zawodowo nie całkiem spełnieni, życiowo szukający dopiero spełnienia. Osaczeni banalnością życia, przerażeni nią i odkrywający wraz ze swą opowieścią, z opowieścią o sobie, że za rogiem banalności czają się niebanalne ludzkie tragedie.
Intelektualna przygoda
Proza hiszpańskiego pisarza wymaga cierpliwości, oddania się całkowitego jej frazie, szalonej zmienności tonów, rytmów, wątków. To bardzo wymagająca literatura. Wiem coś o tym, bo przetłumaczyłem dwie powieści Maríasa. I szczerze powiem, niechętnie kończyłem przekłady, bo być może była to moja największa przygoda artystyczno-intelektualna w życiu. W każdym razie jedyne i swoiste spotkanie z królem niezwykłym.
A o królestwie Redondy jak dotąd nikt w Polsce nie napisał. Choć, być może, powinienem bardziej przestrzegać zaleceń króla Xaverego I, który swe ostatnie dzieło, trylogię „Oblicze twe nazajutrz” zaczyna od następującego zdania: „Człowiek nigdy nie powinien czegokolwiek opowiadać, przekazywać informacji ani snuć historii i w ogóle nie powinien przykładać ręki do tego, by ludzie wspominali kogoś, kto nigdy nie istniał i czyja noga nigdy nigdzie nie postała, kto świata nie zwiedził i nie nawiedził, a nawet jeśli spędził tu czas jakiś, to już doznawał łaski wielce kapryśnego i nader niepewnego zapomnienia”.