Wywiad z prof. dr. hab. n. farm. Aleksandrem Mazurkiem, kierownikiem Zakładu Chemii Leków Wydziału Farmaceutycznego WUM
Kończy się kadencja prof. Marka Naruszewicza na stanowisku dziekana. Jakby pan profesor ją podsumował?
Prof. Naruszewicz ma wewnętrzną chęć i wolę tworzenia czegoś pozytywnego i – co bardzo ważne – w spornych kwestiach potrafi przekonać ludzi do swoich koncepcji. Dziekan wydziału, ale i każdy człowiek na kierowniczym stanowisku, powinien pracownikom pomagać, a przede wszystkim – nie przeszkadzać. W czasie jego kadencji, dużo się zmieniło. Siedem osób uzyskało tytuł doktora habilitowanego, cztery profesora nauk farmaceutycznych. Profesor stworzył ku temu odpowiednią atmosferę. Dbał, aby pracownicy uzyskiwali odpowiednie tytuły naukowe zaraz po spełnieniu kryteriów, bez zbędnych opóźnień. Znacząco wzrosła też liczba tzw. publikacji impactowanych, i to zarówno w polskich, jak i w zagranicznych czasopismach naukowych. W widoczny sposób zwiększyła się także liczba przyznawanych grantów. Na studiach doktoranckich jest około 50 doktorantów, powstały nowe zakłady, nowe profile nauczania, wprowadzono coroczne sprawozdania w postaci konferencji naukowych, które jednoznacznie wskazują, kto i co zrobił. Dzięki nim wiadomo również, nad czym pracują aktualnie poszczególne zakłady, który jest liderem itp.
Bardzo zaostrzyły się ostatnio wymogi dotyczące uzyskiwania stopni naukowych…
Tak, ale dotyczą one bardziej kategoryzacji Wydziału. Oczywiście, istnieją też określone wymogi wobec indywidualnych pracowników, które określa nowa ustawa, np. doktorant musi w ciągu dwóch lat zgromadzić pięć liczących się publikacji. Liczących się, czyli ogłoszonych w czasopismach punktowanych. Liczą się też cytowania – to dotyczy głównie samodzielnych pracowników naukowych. Zdarza się oczywiście, że praca zostaje opublikowana w nieimpactowanym czasopiśmie, ale jest szeroko cytowana. Nauka staje się trochę bardziej wymierna. Obecnie zagląda się też do poszczególnych publikacji i zbiera informacje, kto ile wniósł do danej pracy. Nie tylko po to, aby ocenić, czy może być współautorem pracy, lecz także po to, by każdy ponosił odpowiedzialność za to, co napisał.
Jak powinien wyglądać nowoczesny wydział farmaceutyczny?
Placówki naukowe muszą, a przynajmniej powinny, być z czegoś znane. Trzeba by było ujednolicić więc tematykę badań. Nie na zasadzie, że wszyscy robią to samo, ale w tym samym kierunku. Tak jest w firmach farmaceutycznych. Nie produkują one leków ze wszystkich możliwych grup terapeutycznych, ale wybierają np. leki cukrzycowe, nadciśnieniowe, kardiologiczne itp., i w tym kierunku się specjalizują.
Wydział Farmaceutyczny WUM powinien się niejako automatycznie kojarzyć z konkretną specjalizacją. Tematyka badań powinna być więc bardziej koherentna. Tymczasem obserwuję, że nawet w Centrum Badań Przedklinicznych i Technologii (CePT) WUM jest ona zróżnicowana. Naukowcy mają tendencję do uznawania, że ważne jest tylko to, nad czym osobiście w danej chwili pracują.
Po drugie, Wydział powinien zaistnieć przynajmniej w skali europejskiej. Jedną z metod na osiągnięcie tego celu jest utworzenie tzw. oddziału English Division, o czym myślimy. W przypadku medycyny jest to dużo łatwiejsze. W przypadku farmacji trzeba walczyć o studentów zagranicznych i zaoferować im coś na tyle atrakcyjnego, żeby uznali, że warto studiować w Polsce. Trzeba ich przyciągnąć dobrymi nowoczesnymi programami, dobrym wyposażeniem aparaturowym i dobrymi wykładowcami, także z zagranicy. Bardziej dynamicznie należałoby też rozwijać staże naukowe, na co w UE są środki. Niezbędne jest też doposażenie i modernizacja naszych budynków. Poza tym podział na katedry i zakłady wymaga scalenia. Struktura wydziału jest za bardzo rozproszona.
Młodzi pracownicy… Wymaga się od nich coraz więcej, ale pensje, jakie otrzymują, nie tylko nie ułatwiają rozwoju naukowego, ale wręcz go hamują.
To jest problem. Mam doktorantów, którzy często mówią mi, że muszą łapać sto srok za ogon, bo nie mają z czego żyć. Za wymaganiami powinno iść wynagrodzenie pozwalające młodemu człowiekowi się utrzymać. Jeżeli instytucja ma na to pieniądze, może np. młodemu pracownikowi dać premię za impact factor. W skali kraju nie dąży się jednak do tego, aby wynagrodzenie było adekwatne do wymagań stawianych młodym ludziom nauki. Dotacje, które Wydział otrzymuje z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, nie wystarczają na pokrycie pensji pracowników. Niskie pensje i konieczność dorabiania to marnotrawstwo zdolności i potencjału naukowego młodych ludzi. Kiedyś rozwiązaniem była ucieczka za granicę. Dziś za granicą też jest trudno o pracę, ale dużo młodych zdolnych ludzi i tak wyjeżdża. Trudno im się dziwić. Państwo dba np. o prawników, ale o naukowców już nie.