Igor Radziewicz-Winnicki, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia mówi o zaletach ustawy refundacyjnej
Jakie są plusy ustawy refundacyjnej?
Największym jest to, że leki staniały, i to w sposób nieprawdopodobny – w tej chwili mamy najtańsze leki w Europie. W przypadku niektórych preparatów obniżka cen była wręcz spektakularna, np. cena inhibitorów aromatazy stosowanych w terapii raka sutka spadła z 260 zł do 76 zł (chodzi o koszt dla budżetu, gdyż dla pacjentów lek nadal kosztuje 3,20 zł). Obniżenie cen umożliwiło inwestycje w nowe technologie. Wprowadziliśmy nowe leki na osteoporozę, a na ostatniej liście – omalizumab – nowoczesny lek stosowany w terapii najcięższych przypadków astmy oskrzelowej. Dzięki niemu ciężko chorzy ludzie być może będą w stanie wrócić do normalnego życia. Udało nam się także wprowadzić na listy refundacyjne długo działające analogi insuliny.
Ustawa uregulowała rynek lekowy. Skończyły się promocje dla pacjentów, leki za 1 grosz, które – jak wiadomo – wcale tyle nie kosztują, oraz promocje z punktami, za które dostawało się np. czajniki albo lodówki za pieniądze refundacyjne.
Dzięki ograniczeniu wartości marży hurtowej i obniżkom cen zmniejszyły się wydatki płatnika na leki. Jest to korzystne dla chorych, bo można spożytkować te środki na zakup innych leków. Tych wydatków nie możemy ograniczyć, gdyż ustawa reguluje ich wysokość. Zarzuty stawiane NFZ są więc bezzasadne. Nie można mówić o oszczędnościach. To są inwestycje w zdrowie ludzi.
Czyli jest szansa, że w przyszłym roku na listach refundacyjnych pojawią się nowe leki, na które chorzy tak czekają?
Tak, wymaga to jednak analizy finansowej. Budżet lekowy to ogromne, niewyobrażalne dla przeciętnego człowieka źródła finansowania – ponad 10,5 mld zł. Trzeba jednak pamiętać, że te środki są ograniczone. Rozszerzenie listy leków refundowanych jest możliwe. Wszyscy tego chcemy i szukamy dróg, żeby pacjent miał dostęp do najnowocześniejszych leków. Ale musimy też twardo stąpać po ziemi, bo z pustego i Salomon nie naleje. Ze środków, które udało się nam wygospodarować dzięki obniżeniu cen leków i – co ważne – zmniejszeniu konsumpcji leków przez chorych, opłacamy nowe technologie.
Większość ekspertów mówi o zaletach ustawy, ale też o jej wadach. Podkreślają, że dopłaty pacjentów wzrosły.
To nieprawda. Dysponujemy twardymi danymi – wiemy, ile NFZ dopłaca do refundacji każdego opakowania leku. Od zeszłego roku wydatki na przeciętne opakowanie wzrosły o 4 proc., co oznacza, że pacjent dopłaca mniej.
Skąd taka rozbieżność danych? Według raportów IMS Health pacjenci płacą więcej…
Instytucji badających rynek leków jest bardzo dużo. Proszę pamiętać, że ustawa zmieniła sposób obliczania cen leków. Można wręcz powiedzieć, że wprowadziła rewolucję na rynku, ponieważ ustaliła limity dopłat. W grupie limitowej, w której obniżył się limit, cena leku, który do tej pory przyjmował pacjent – a raczej wysokość dopłaty ze strony pacjenta – być może przejściowo rośnie. Jednak obniżenie limitu oznacza, że na listę wszedł preparat, który jest jego zamiennikiem. Pacjent ma dostęp do tańszego leku, o którym ma obowiązek poinformować apteka. Według naszych obliczeń dopłata wyniosła mniej – w ciągu ostatniego roku o 4 proc. W 2012 r. pacjenci dopłacili do leków najmniej od siedmiu lat.
Oczywiście, po prawie roku funkcjonowania ustawy refundacyjnej, odkrywamy jej słabsze i mocniejsze strony – jak w przypadku każdej innowacji. Znajdujemy pewne elementy, które być może należałoby przemyśleć, doprecyzować czy poprawić. Dyskutujemy również o problemach zgłaszanych nam przez hurtownie, branżę farmaceutyczną, organizacje pacjenckie, producentów leków, lekarzy – rozmawiamy więc ze wszystkimi uczestnikami rynku. Negocjujemy i zastanawiamy się, w jakim obszarze ustawa wymaga w przyszłości doprecyzowania.
Czy pacjenci mogą więc liczyć na zmianę ustawy?
Resort stale nad tym czuwa, jednak nie chciałbym wiążąco mówić o konkretnym terminie. Oczywiście myślimy o jakiejś formie nowelizacji, ale to nie znaczy, że wejdzie ona natychmiast w życie.
Pacjenci kupują mniej leków. Czy to oznacza, że stali się mniej rozrzutni, czy nie stać ich na leki? Czy nie wpłynie to negatywnie na ich stan zdrowia?
Pacjenci faktycznie kupują mniej leków. Proszę sobie wyobrazić, że w niektórych przypadkach sprzedaż insuliny zmalała o 18 proc. Nie słyszałem, żeby u kogoś ustąpiła cukrzyca. Skoro tak, to powstaje pytanie: co się działo z tą insuliną? Po co pacjenci kupowali ją za 1 grosz? Mieli ją w domu, wyrzucali? Tylko w Warszawie w ubiegłym roku zostało zutylizowanych sześć ton produktów z aptek – w ramach specjalnej zbiórki leków przeterminowanych.
Ustawa spowodowała racjonalizację konsumpcji leków. Szacuje się, że rynek farmaceutyczny zmniejszył się o 24 proc. Ale czy to znaczy, że jest gorzej? Zajmuję się zdrowiem publicznym i widzę, że konsumpcja leków zmalała, ale wskaźniki zdrowotne populacji nie zmieniły się. Nie wzrosła umieralność ani chorobowość, ani liczba hospitalizacji. Mamy twarde dane z NFZ mówiące, że liczba hospitalizacji nie zmienia się od kilku lat. Przecież gdyby było tak, że pacjentów nie stać na wykupywanie leków, to częściej trafialiby do poradni albo do szpitali, co by było widoczne w twardych danych epidemiologicznych. Nie można powiedzieć, że Polacy częściej chorują albo że kupują mniej leków, bo ich na to nie stać. Cena leku refundowanego obniżyła się, co nie zmienia faktu, że jeśli chory stosował lek x, a weszła nowa lista, która spowodowała obniżenie limitu, to być może będzie on droższy przez miesiąc czy dwa. Potem jednak zwykle koncern farmaceutyczny kieruje wniosek do ministra zdrowia o obniżenie ceny. Na tym właśnie polega mechanizm wymuszania konkurencyjności przez państwo, mający na celu obronę szeroko rozumianego interesu pacjenta.
Podnoszona jest też często kwestia grup limitowych…
Grupy limitowe zostały tak zaprojektowane, by znalazły się w nich leki o tym samym lub podobnym działaniu. Wprowadzając nowy lek, każdy koncern chciałby mieć swoją własną grupę limitową, czyli nie mieć konkurencji. Jeżeli chcemy zmusić producenta do obniżenia ceny i konkurowania z innymi podmiotami, to musimy tworzyć takie grupy limitowe. Na rynku farmaceutycznym nie ma nic lepszego niż zdrowa konkurencja. Okazało się, że w przypadku Polski to bardzo dobrze działa.