Nie mam czasu na spokojne życie


Wywiad z Urszulą Raczkowską-Cieślik, farmaceutką, poetką, łyżwiarką, założycielką „Klubu Uśmiechniętych”.

Podobno ma Pani kilka miłości?

Farmacja to moja pierwsza miłość. Poezja – druga, dalej sport, głównie łyżwiarstwo, i zwiedzanie świata. Te moje cztery miłości są moimi wyborami albo darami losu.

Dzieciństwo spędziłam w Pułtusku, w rodzinie, w której z farmacją nikt nie miał nic wspólnego. Jako dziecko z zachwytem wchłaniałam zapach aptek. Farmacja zawsze była dla mnie przybytkiem ciszy, spokoju i skupienia.

Jeśli chodzi o łyżwy, jeżdżę na nich już 56 lat! Chodzę na lodowisko z prawnuczkiem i kręcę piruety. Urodziłam się przed drugą wojną światową, zimy były wtedy mroźne i śnieżne. Jeżdżenie na łyżwach należało do zajęć z wychowania fizycznego.

Kolejne zauroczenie to poezja. Mój pierwszy wiersz „wyszedł ze mnie” w pierwszych dniach wojny 1939 roku: „Wstał dzionek jesienny// blady i przymglony// grozę przeczuwając w smutek otulony// Był to dzień umartwień// dzień w tygodniu piąty a rok był to wtedy 39…”.

Potem były „Refleksje dziewiętnastoletniej dziewczyny”, gdzie pisałam: „mnie nie wolno rzucić// ja nigdy w życiu nie będę rzucona// mnie tylko możesz przestać kochać// sama odejdę nie będąc kochana…”. Te słowa stały się sentencją mojego życia.

Tomiki poetyckie zaczęłam wydawać dopiero w 1991 roku. Zaczęło się zwyczajnie – jeden z kolegów na spotkaniu Towarzystwa Przyjaciół Pułtuska namówił mnie, żebym przeczytała swoje wiersze, a Basię Wiernicką-Domagałę, żeby pokazała swoje obrazy. I tak powstał nasz wieloletni tandem: ja piszę, a Basia moje wiersze maluje.

Czwarta miłość to zwiedzanie świata?

Mój mąż był pilotem wycieczek zagranicznych. Od 1960 roku mieliśmy samochód. Ja byłam kierowcą, a on oglądał świat, jak i kiedy chciał. Uwielbiam prowadzić auto, to daje mi poczucie wolności.

A co dała Pani farmacja?

Jestem romantyczką, ale jednocześnie człowiekiem stabilnym i uporządkowanym. Farmacja dawała mi to, czego w życiu bardzo potrzebowałam: poczucie ładu. Stabilność zawodu farmaceuty pasowała do mojego charakteru. Ja tak mam, że kocham taniec, łyżwy, mogę bawić się całą noc, piszę wiersze, a więc bujam w obłokach, ale jednocześnie potrzebuję ładu.

Przez wiele lat pracowała Pani w aptece.

Studiowałam farmację po to, żeby pracować w aptece. Zaczynałam na Żelaznej w Warszawie. Po czterech latach pracy dostałam propozycję przejścia na stanowisko kierownika apteki na Wolskiej. Zostawiłam tam co najmniej 10 proc. swojego serca. Była naprawdę pięknie urządzona – poukładane słoiczki, wszystko na swoim miejscu, ułożone aż do bólu. Otrzymałam za nią wiele nagród.

Później był awans i koniec pracy w aptece?

Zostałam inspektorem jakości leków. Apteka, którą kierowałam, należała do Cefarmu. Jego ówczesny dyrektor pan Kuczyński zaproponował mi stanowisko wspomnianego inspektora.

Wojsko trzymało w swoich magazynach (na wypadek wojny) tony leków i gdy zbliżał się koniec terminu ich ważności oddawało je do hurtowni farmaceutycznej. Zzieleniałe tabletki, choć miały być niebieskie, hurtownia przyjmowała bez żadnych zastrzeżeń. Stwierdzono więc, że niezbędny jest inspektor jakości leków. Padło na mnie. Sprawdzałam datę ważności, datę produkcji, stan opakowania, czy leki nie zostały zalane itp. Skończyło się przyjmowanie wszystkiego przez hurtownie, a tym samym znacząco zmalały straty.

Kiedyś, gdy akurat byłam w hurtowni, do dyrektora Kuczyńskiego przyjechał generał. Zima, chłód, więc ja w ciepłych, długich butach, spodniach, jakiejś kufajce. Dyrektor poprosił, żebym przyszła na górę. Poszłam, jak stałam. Jestem mała, drobna. Generał – wysoki, postawny mężczyzna – wstał i powiedział: „Gdybym wiedział, że pani tak wygląda, to bym się pani tak nie bał”.

Inspektorem jakości leków byłam przez 20 lat, aż do emerytury. Wciągnęło mnie to. Ta praca idealnie do mnie pasowała. Mogłam spełnić swoje ambicje, pokazać swój charakter i wiedzę zawodową.

Ma Pani dwie córki. Czy któraś kontynuuje pasję mamy?

Nie. Jedna jest technikiem dentystycznym, druga lekarzem.

A mężczyźni w Pani życiu?

Oczywiście byli. Kochałam, byłam kochana. Wystarczyło spojrzenie i już byłam zauroczona. Ale żeby z tego zauroczenia wytrysnęła miłość, to ten ktoś musiał mieć i inne atuty.

Kiedyś zauroczył mnie pewien przystojny młodzieniec. Wpatrywałam się w niego cielęcym wzrokiem, ale jakoś nie było okazji, aby się przedstawił. Trzymałam więc dystans i czekałam, aż ta okazja się nadarzy. Pewnego dnia stało się: Raczkowski – powiedział podając mi rękę. Odetchnęłam z ulgą. Pobraliśmy się, potem rozstaliśmy, bo  jak to w życiu bywa – coś nie wyszło.

Później spotkałam mężczyznę swojego życia. Przeżyliśmy wiele wspaniałych lat. Wspólne podróże, zachwyty pięknem tego świata.

Życie codzienne nazywa Pani teatrem. Dlaczego?

Uważam, że nasze życie to sztuka, którą można zagrać dobrze, gorzej lub źle. Ja w tym teatrze gram dobrze. W sierpniu 2007 roku napisałam: „Nie wiem, czy ja wybrałam poezję czy poezja mnie. Spotkałyśmy się jednocześnie…”. Poezja to symbioza serca i rozumu. Samo serce prowadzi donikąd, sam rozum również.

Nie wiedzie Pani jednak „spokojnego życia emerytki”?

Nie mam na to czasu. Aktywnie uczestniczę w spotkaniach Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego. Przygotowuję ósmy tomik wierszy, mam spotkania autorskie. Jeżdżę też na łyżwach i dużo czytam. Jestem w nieustannym ruchu. Życie, świat ciągle mnie interesują. Mam więcej myśli niż czasu na nie.

Dziękuję za rozmowę.


Prośba
Nie gniewaj się Boże
Za moje marzenia
Przebacz mi Boże
Błagania moje
Gdy inni troszczą się o codzienność dnia
Ja Ciebie proszę:
„zostaw mi jeszcze młodości szaleństwa”
(z tomiku „Ptaki dopóki żyją śpiewają”, 1998)


znów stanęłam na krawędzi
moje – ja – uciekło ode mnie
boi się wrócić
nie lubi zagmatwanych meandrów istnienia
stan nieważkości mojej duszy
w którym ciągle błądzi pytanie – dlaczego – jest niszczącym urojeniem
a moje – ja – walczy o trwanie w spokoju
(j.w.)

Rzeczywistość
– szczęście moje –
– mój mały domek z kart –
podmuch wiatru łatwo cię wywrócił
asy damy walety zgubiły swoje twarze
w zamęcie tasowania życia
(j.w.)

Wspomnienie 1
Nie było mnie tam dawno
bo nie ma już ciebie
a ja ciągle błądzę po tych gajach oliwkowych
drogach kwitnących oleandrem
widzę smutne osiołki szukające cienia
ludzi ospałych spieczonych południowym słońcem
nas tam nie ma
a jednak ciągle jesteśmy
(z tomiku „Gdy już przekwitł kwiat paproci”, 23.08.2004)

Refleksja 1
żal po Tobie – to tęsknota do życia
które minęło
smutek który tkwi we mnie
to smutek tęsknoty do dni
które spędziliśmy razem
to marzenia o palmach oleandrach gorącym morzu
i ciepłym wietrze
który wiał dla nas na trasach autostrad
i serpentynach dróg
z Tobą minęła wiara w to co będzie
bo my tworzyliśmy nasze dni
pełne marzeń nadziei szaleństwa
(j.w. 18.04.2003)

4.6/5 - (188 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH