Z Małgorzatą Wiśniewską, dziennikarką redakcji Panoramy w TVP2, laureatką wielu nagród, rozmawia Justyna Hofman-Wiśniewska.
Propagowanie medycyny to trudny temat. Co jest tu najważniejsze?
Najważniejsza jest rzetelna, dobrze wyważona informacja. Z ogromną ciekawością śledzę doniesienia na temat cudów w medycynie.
Cudów? To nie brzmi najlepiej.
Dla mnie to, co dzieje się w medycynie nowoczesnej, to cuda. Cuda, czyli coś, co do niedawna było sprawą beznadziejną, nie do wyleczenia, a dziś – dzięki postępowi – stało się możliwe. Cudem w medycynie są dla mnie także postawy ludzi chorych, nie tylko leki czy nowe metody terapeutyczne. Pamiętam historię chłopaka z zanikiem mięśni. Przez 11 lat siedział na wózku. Jego pasją był taniec, więc został tancerzem na wózku. W pewnym momencie zorientował się, że użycie specjalnej techniki poruszania się daje mu szansę na chodzenie. I stał się cud – po 11 latach ten chłopak wstał z wózka. Dziś jest takim tancerzem, że jak się na niego patrzy, nikt nie podejrzewa, że on od pasa w dół nie ma czucia. To fascynujące, jak wiele człowiek może dla siebie zrobić sam. O tym trzeba mówić.
Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jakie siły tkwią w człowieku i ile można osiągnąć, gdy potrafi się je uruchomić i wykorzystać.
W informacji dotyczącej medycyny chodzi też zawsze o to, by pokazywać ludziom, jak wiele zależy od każdego z nas, by ich inspirować do działania, do walki o siebie. Nie wszystko zależy od wspaniałości medycyny, choć medycyna wiele dziś może. Odkrywajmy siebie, swoje możliwości, swoją siłę…
Co jest najtrudniejsze w propagowaniu medycyny?
Odpowiedzialność za słowo. Nie wolno dawać ludziom złudnej nadziei, ale też nie wolno tej nadziei nie pokazywać. Wolę przekazywać informacje pozytywne, pokazujące ludziom ścieżki, jak można w różnych sytuacjach korzystać ze zdobyczy medycyny. Ogromna ilość informacji, jakie do nas docierają, kreowanych przez firmy farmaceutyczne, producentów sprzętu, stowarzyszenia pacjentów, lekarzy itp. powinna zmuszać do rozsądnego i rzetelnego wyboru, o czym mówić i jak mówić. To ważne, by zawsze wybrać temat wynikający z autentycznej potrzeby, odpowiadający oczekiwaniom pacjentów czy ich bliskich. Oczywiście ważne też jest, jak wielu ludzi sprawa dotyczy.
Jakie zagadnienia najbardziej panią interesują?
Historie pacjentów. To, jak żyją z chorobą, jak ona wpływa nie tylko na ich sposób życia, lecz także na myślenie i system wartości. Jakie są ich oczekiwania związane np. z nową metodą leczenia, jak funkcjonują w trakcie terapii i po niej. To oni są cichymi bohaterami, oni na własnej skórze sprawdzili, co jest skuteczne, a co nie.
Mówi pani o zalewie informacji i trudnych wyborach w związku z tym. Tymczasem do wielu możliwości terapeutycznych polscy pacjenci nie mają dostępu…
To jest bardzo duży problem. Pamiętam, gdy wróciłam w 2003 czy 2004 roku z kongresu w USA. Na rynki właśnie wchodził Glivec – pierwszy celowany lek na raka. Przywiozłam świetny materiał. Tymczasem moi ówcześni wydawcy powiedzieli: „Fajnie, ale polscy pacjenci nie mogą o tym leku nawet marzyć.”. Uparłam się, żeby ten materiał pokazać. Co z tego, że w Polsce Glivec był wówczas niedostępny? Warto, żeby pacjenci o nim wiedzieli. Pokazaliśmy ten materiał. Był to bardzo ważny moment – od tego czasu gdzieś się ludziom „wdrukowało”, że taki lek istnieje. Dziennikarze medyczni zaczęli używać nazwy Glivec, zaczęto o tym leku coraz więcej mówić, a dziś polscy pacjenci są nim leczeni.
Co oznacza „ciekawy temat” w medycynie?
Jeżeli mam pacjenta, którego historia jest interesująca, to właściwie cały temat jest już zbudowany. Oczywiście, ciekawy temat to także ciekawa, bo np. mało znana choroba czy nowa metoda leczenia. Dla mnie temat zawsze jednak zaczyna się od człowieka. Nawet jeżeli wydarzyło się w medycynie jakieś epokowe odkrycie, to interesuje mnie przede wszystkim, co to oznacza dla chorych. Choćby ten wspomniany już Glivec. Świetnie. Jednak najpierw chcę dotrzeć do pacjentów, którzy z tego leku skorzystali. Chcę wiedzieć, jak przebiegało ich leczenie, jak je znosili, jaki jest jego efekt, jak żyją ci, którzy dopiero czekają na ten lek. Kilka dni temu rozmawiałam z pacjentem, który miał porażenie nerwu twarzowego, a więc sparaliżowaną połowę twarzy, i czekał na operację. Dla mnie to jest już cała historia. Widzę człowieka, który wygląda okropnie, widzę jego lęk, ale i wielką nadzieję. Gdy mam człowieka, to temat już sam się rysuje i ten człowiek mnie przez dany temat prowadzi.
Jak pani odbiera występujących w telewizji pacjentów?
Do dzisiaj spotykam się z pytaniami: po co ci pacjenci się pokazują? To są przecież tematy o medycynie, a nie o konkretnych ludziach, a tu zdradza się ich intymne tajemnice, itp. Uważam, że pokazanie pacjenta w telewizji, mówienie o chorobie to wielka siła i odwaga. Ci pacjenci robią kawał dobrej roboty. Jeśli oni się pokażą, zwłaszcza gdy pokażą, że wygrali czy wygrywają z chorobą, to ktoś chory na taką samą chorobę dowie się, że i dla niego jest szansa. Niezwykle szanuję i cenię ludzi, którzy godzą się ujawnić, opowiedzieć o swojej chorobie, leczeniu, obawach, lękach, nadziei. Między innymi właśnie takim ludziom zawdzięczamy to, że o pewnych sprawach, dotąd przemilczanych, dziś zaczynamy otwarcie mówić.
Czy zauważyła pani, że od pewnego czasu sporo się mówi o łuszczycy? Przedtem ten temat właściwie w mediach nie istniał. Jeszcze 2-3 lata temu trudno było przekazać informacje z kongresu na temat łuszczycy. Mniej więcej rok temu ludzie chorujący na łuszczycę z Fundacji „Tak, mam łuszczycę” wyszli z ukrycia. Pokazują swoje łokcie, ręce, opowiadają o leczeniu, o życiu przed zastosowaniem leczenia biologicznego i po nim. To samo zaczyna się dziać z pacjentami chorymi na AIDS. Do tej pory samotnym białym żaglem był tu Wojciech Tomczyński. Teraz takich ludzi przybywa, powstają nowe stowarzyszenia, ludzie mówią o swojej chorobie, ale i swoim życiu w rodzinie, funkcjonowaniu w otoczeniu. W edukacji społeczeństwa tacy pacjenci odgrywają ogromną rolę.
Jakie tematy są dla pani najbardziej porywające?
Historie, w których dzieją się cuda, gdy ludzie robią coś pozytywnego dla siebie, ale i dla innych. Ostatnio robiłam temat o dorosłych i dzieciach z zespołem Aspergera i ADHD. Dotarłam do grupy wsparcia, gdzie spontanicznie spotykają się dorośli z zespołem ADHD i dorastające dzieci z zespołem ADHD. Ci chorzy wpływają na mentalność i zmieniają świat na lepszy. Oni np. na ostatnim spotkaniu zadali pytanie: kogo z bliskich wczoraj pochwaliłeś? Czy to nie jest piękne? Każdy musiał sobie przypomnieć, kogo pochwalił. Porywają mnie też tematy, które w jakiś sposób oddziaływują na moją wyobraźnię i sprawiają, że ja się staję lepsza.
Ostatnio porywającym dla mnie tematem jest sprawa żywności nie tylko jako jedzenia, lecz także… leku. To jest inspirujący temat. Specjaliści od spraw żywienia, z którymi rozmawiałam, pokazali mi, jak wiele chorób można wyleczyć odpowiednią dietą, jak wiele z nich może nas dopaść z powodu nieodpowiedniego odżywiania, jak ważna jest żywność w procesie leczenia i zdrowienia, przebiegu samej choroby, a przede wszystkim w profilaktyce. Myśląc o tym, wprowadzając pewne zasady swojego stylu życia, czuję się, jakbym odkryła jakąś ważną tajemnicę.