Obchody rocznicy urodzin kompozytora muzyki poważnej nie są dziś w stanie przyćmić kalejdoskopowej sceny współczesności z jej celebrytami, kryzysami i skandalami. Jednak rozpoznawalny z powodu swego wydatnego nosa i osobliwego uczesania Fryderyk Chopin tu i ówdzie się pojawia.
W tym roku daje się odczuć w mediach oraz „życiu kulturalnym” obecność Fryderyka Chopina. Piszę: „daje się”, bo oczywiście nie sposób uczynić smutnego młodzieńca sprzed półtora wieku dominującą postacią życia medialnego kraju na okres całego roku. No to może spójrzmy przez chwilę na ten dziwny profil i zastanówmy się nad Chopinem. W zasadzie dlaczego uważamy go za tak Wielkiego, Narodowego czy wręcz Międzynarodowego, Ponadczasowego? Kim tak naprawdę był i jest ten człowiek?
Muzyczny wieszcz
Kto jest najbardziej rozpoznawalnym polskim kompozytorem i dlaczego Chopin? Oto pytanie o wymiar tej postaci w aspekcie sztuki naszego europejskiego kręgu kulturowego. A w tej sztuce – o pozycję muzyki, bo warto uwzględnić fakt, że to właśnie muzyczny wieszcz jawi się jako postać o międzynarodowym oddziaływaniu, czego nie można było sobie wyobrazić dziesięć lat temu podczas obchodów dwusetniej rocznicy urodzin Mickiewicza. O wciąż istotnej (a może i coraz bardziej istotnej) internacjonalności Chopina nie sposób powątpiewać. Na początek zapytajmy, dlaczego miałaby to być zasługa jego muzyki.
Na mapie muzycznej romantyzmu sztuka Chopina była postrzegana jako wyjątkowa kraina, nie tylko piękna, ale – jak powiadano – „przedziwnie piękna”. Pianistyczna strona jego twórczości jawi się jako wybitnie trudna, co przy mnogości innych przymiotów czyni z warsztatu chopinowskiego rodzaj osobnej dziedziny pianistyki. Znana jest głęboka atencja, podszyta nieraz pewną życzliwą zazdrością, jaką dla naszego Fryderyka żywił wielki wirtuoz Ferenc Liszt (z węgierskiego – Franciszek Mąka). Niewątpliwie nowatorska harmonika muzyki Chopina zainspirowała Wagnera do rozwinięcia nowszych koncepcji systemu dur-moll. Na wysublimowany afekt, ażurową fakturę i ogólnie niebywałą delikatność jego kompozytorskiej ręki wyczuleni byli kompozytorzy francuscy (Fauré, Debussy, Ravel) i rosyjscy (młody Prokofiew i „wychowany” na Chopinie Skriabin w swych wczesnych utworach fortepianowych). Wymieniać można by długo, bo do podziwu dla rozmaitych aspektów kunsztu i muzyki Chopina przyznawały się z równą żarliwością całe pokolenia twórców – od romantyzmu aż po pierwszą połowę XX wieku. Można więc uznać, że polski kompozytor w sposób jak najbardziej pozytywny odcisnął piętno w krajobrazie muzyki europejskiej.
Siła folkloru
Zrozumienie tego zjawiska należy poszerzyć o pewien ciekawy aspekt sztuki Chopina, w jego czasach czarownie nowatorski, obecnie jednak mało nośny – tak silny w dziełach Chopina element folkloru. W tym przypadku był to oczywiście polski folklor (i to zasadniczo mazowiecki). Chopin jako jeden z pierwszych, lub wręcz pierwszy, nie tylko zastosował taki pomysł (w opozycji do salonowej stylistyki czasów, które zastał), ale i przesycił swój styl środkowopolską nutą tak silnie i totalnie, że przejął jej rytmikę, melodykę i zwroty harmoniczne oraz owo nieuchwytne coś, co tak pilnie studiują teraz pianiści z całego świata, setkami zasilając szeregi studentów w kraju, gdzie bije źródło: tajemniczy idiom chopinowski.
Ale mazurki, kujawiaki i incipity polskich kolęd to nie koniec zasług folklorystycznych Chopina. Wartość, jaką im nadał, pchnęła zainteresowania wielu kompozytorów w kierunku folkloru ich narodów. Jednym z pierwszych naśladowców Chopina był Grieg na gruncie norweskim; zaraz po nim do dzieła zabrali się kompozytorzy rosyjscy, następnie w muzyce pojawił się folklor wielu innych europejskich narodowości.
Niezgoda na zniewolenie
Z powołaniem kultury muzycznej swego narodu do współudziału w dziele artystycznym – i w ten sposób z inicjacją zjawiska szkoły narodowej – nierozerwalnie łączy się kolejny bardzo ważny aspekt chopinowskiego idiomu. Rzewne kujawiaki, podniosłe mazurki czy szlacheckie polonezy były rozumiane nie tylko jako ludowa nuta na scenie Europy, lecz w tamtych czasach szczególnie silnie jako wołanie o wymiarze historycznym, więc i politycznym.
Chopin na zawsze opuścił ojczyste ziemie w wieku 20 lat, z początkiem listopada 1830 roku, a był już wówczas sławnym kompozytorem i pianistą. W tym czasie cały polski romantyzm, zamiast poetyką ruin i werterowskim afektem, naznaczony był niezgodą na zewnętrzną zależność polityczną i boleścią zniewolenia. Manifestacyjnie narodowe – czyli w tym wypadku polskie dźwięki, które dzięki Chopinowi zaczęły naznaczać atmosferę sal koncertowych i salonów w miejscach o pretensjach kosmopolitycznych – były jak sygnał pobudki dla wielu twórców, reprezentujących narodowości nieliczące się dotąd na etnicznej mapie Europy.
Poeta fortepianu
Spójrzmy dziś na Chopina w tych dwóch wymiarach: wartości artystycznej oraz idiomu narodowego.
Fryderyk zmarł na gruźlicę w wieku 39 lat, a jednak zdążył zasłużyć na międzynarodową sławę, i to tę prawdziwą, tworzącą się samorzutnie wokół wartości obiektywnych, odpornych na próbę czasu, nie zaś wokół „medialnych” skandalów i prowokacji. Nazywano go „poetą fortepianu” – a nad poezją trzeba się pochylić w milczeniu, bo nie komunikuje wprost i publicznie, lecz w swej intymności stara się zauroczyć. Może takie ujęcie ukaże Chopina nieco pełniej, niż ten czy tamten banner lub plakat.
Jeśli zatem pochylimy się nad Chopinem, to albo uznamy w nim muzyka i twórcę tak wielkiego, jak wielkim był Polakiem, a rolę jego sztuki zobaczymy przez pryzmat kanonów historii narodowej i uniwersalnego piękna, albo pozostanie dla nas niezrozumiałym młodzieńcem z epoki przedstawianej dziś jako „obciachowa”, zmarłym przedwcześnie na gruźlicę (tak, jak to oni wtedy umierali…), zaś z tej okrągłej rocznicy pozostanie nam tylko dwukrotne zero.