Dożyłem czasów, w których zapotrzebowanie na intelekt – i na intelektualistów – nieustannie maleje.
Żyję w bardzo dziwnych czasach. Przez całe lata wiedziałem, byłem święcie przekonany, że najważniejszy jest intelekt. Tymczasem dożyłem czasów, gdy zapotrzebowanie na intelekt – i na intelektualistów – nieustannie maleje.
Nie znaczy to, że zapotrzebowanie intelektualne na intelektualistów nie wzrasta, ale… No właśnie, cena intelektu jako wartości spada. Współcześnie „bogactwo intelektualne” w przeciwieństwie do finansowego staje się w powszechnej ocenie coraz mniej atrakcyjne.
Bohaterem wszelkich spotkań (hero of the party) jest zazwyczaj skuteczny człowiek biznesu. Wśród celebrytów dominują ludzie z dobrze wypchanym portfelem. Ludzie bardzo bogaci w Polsce obdarzani są szacunkiem (i – oczywiście – powszechną zawiścią) i to niezależnie od sposobu zdobycia majątku. W powszechnej opinii elita finansowa stała się nie tylko konkurencyjna dla elity naukowej, lecz także znacznie bardziej od niej szanowana, podziwiana, preferowana. Złoty cielec cieszy się niemal bałwochwalczym kultem.
Zastanawiam się więc: czy możemy w takim razie obejść się bez elity naukowej w naszym życiu społecznym? Brak elit oznacza przeciętność, miernotę, małość. A sztuczne, fałszywe kreowanie elit, z którym mamy do czynienia niemal co krok? Co ono oznacza?
Pozostanę przy środowisku naukowym, ściślej lekarsko-naukowym. Czy w tym środowisku – poczynając od najmniejszego, jakim jest zakład, poprzez klinikę, a na wielkich instytutach kończąc – w którym niemalże nikt już o nic, poza mamoną, nie walczy, nikt nie przeciwstawia się patologiom, istnieje i funkcjonuje jeszcze elita naukowa? Tak, gdzieniegdzie jeszcze tak. Tyle że nie wszyscy jej członkowie chcą być w środowisku naukowym strażnikami zbiorowego sumienia. A szkoda. Qui tacet, consentire videtur – kto milczy, zdaje się zezwalać. Konsekwencje takiej obojętności będą dramatyczne. Jeśli powszechna działalność naukowa nie może być oparta po prostu na moralności, to oczywistością jest, że nieuczciwość nie może być opłacalna, lecz musi być przykładnie zgodnie z prawem karana przy założeniu, że nie wysokość kary, lecz jej nieuchronność jest najbardziej skuteczna. Bezkarność „to gorzej niż przestępstwo – to błąd”.
Dewiza Uniwersytetu Jagiellońskiego wprowadzona przez Karola Estreichera w roku 1964 głosiła siłę rozumu (plus ratio quam vis – więcej znaczy rozum niż siła). Dziś z ogromnym smutkiem muszę stwierdzić, że w naszym obecnym życiu codziennym mądrość nie posiada siły, „wymięka”, jak mówi młodzież, przy sile i potędze pieniądza. I tak biedny, choć mądry bywa – w ramach „ubawu” – arogancko i z pogardą traktowany przez możnych, a więc silnych. Oczywiście istnieją też mądrzy, uczciwi i bogaci. W każdym zawodzie i stanie istnienie elity, w tym naukowej i finansowej, kierującej się prawdą, mądrością i uczciwością jest dla „prosperity” kraju czy też jakiejkolwiek organizacji bezwzględnie konieczne. Tylko w mediach i w życiu publicznym to nie jej członkowie są bohaterami, nie oni stanowią elitę, nie o nich się mówi.