Wojna o szczepionki

Czy szczepionki są bezpieczne?


Nieskuteczność szczepień, niebezpieczeństwa płynące z ich stosowania, nadmierne obciążanie układu immunologicznego dziecka oraz spiskowanie rządów z koncernami farmaceutycznymi – to najczęstsze argumenty przeciw szczepieniom wysuwane przez aktywistów tzw. ruchów antyszczepionkowych.

Trudno powiedzieć, kiedy na świecie pojawiły się pierwsze ruchy antyszczepionkowe, czyli grupy osób kwestionujące zasadność szczepień oraz bezpieczeństwo ich stosowania. Prawdopodobnie ich korzeni należy poszukiwać w latach 90. na Zachodzie, skąd moda na unikanie szczepień trafiła do Polski. Zdaniem antyszczepionkowców przed ogółem społeczeństwa ukrywana jest prawda o ryzyku związanym z przeprowadzaniem obowiązkowych szczepień ochronnych, a obywatelom odmawia się prawa do decydowania o sobie i swoich bliskich.

Dr Google
80 proc. użytkowników internetu poszukuje informacji zdrowotnych online, a 16 proc. jest zainteresowanych zamieszczanymi tam informacjami na temat szczepień ochronnych. Wśród nich najliczniejszą grupę stanowią rodzice. Prawie dla 25 proc. korzystających z rad „dr. Google” w kwestii szczepień, znalezione informacje mają znaczenie dla ich decyzji terapeutycznych.

Powszechność dostępu do internetu oraz możliwość zamieszczania w sieci prywatnych opinii przez wszystkich użytkowników ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony pacjenci stają się coraz bardziej świadomi w kwestiach dotyczących własnego zdrowia oraz profilaktyki chorób, z drugiej jednak coraz częściej zdarza się, że informacje uzyskane online służą kwestionowaniu porad lekarzy.

W anonimowym świecie internetu każdy może być ekspertem w sprawach medycznych – lekarz, filozof, student czy krawcowa. Trudno jest dociec, z kim faktycznie mamy do czynienia po drugiej stronie kabla, a niektórzy „eksperci” potrafią brzmieć niezwykle przekonująco. Powołują się na dane naukowe, których wiarygodność mało który użytkownik internetu ma chęć weryfikować. Często okazuje się, że takowe dane nie istnieją lub, że dany „ekspert” wyciągnął z nich niepoprawne wnioski, naciągając je do teorii, którą próbował obronić. Tą drogą spirala nieporozumień zatacza coraz szersze kręgi, a w internecie mnożą się informacje, które ze stanem faktycznym mają niewiele lub nic wspólnego.

Nie inaczej jest w przypadku profilaktycznych szczepień ochronnych, wokół których narosło wiele kontrowersji – prawdopodobnie żaden inny produkt leczniczy nie wzbudza tylu niepotrzebnych emocji oraz ideologicznych przepychanek między swoimi zwolennikami i przeciwnikami.

Winny system?
Nie bez winy jest z pewnością nasz system opieki zdrowotnej, w którym pacjenta nie traktuje się indywidualnie, a krótka wizyta w gabinecie lekarskim nie pozwala na zebranie szczegółowego wywiadu pozwalającego na rzetelne oszacowanie ryzyka zdrowotnego związanego z danym szczepieniem. Przyjęcie każdego leku wiąże się z jakimś ryzykiem i nikt nie twierdzi, że ze szczepionkami jest inaczej. Nieporozumieniem jest natomiast demonizowanie tego ryzyka w stosunku do szczepień oraz marginalizowanie niebezpieczeństwa wynikającego z ekspozycji osoby niezaszczepionej na czynnik zakaźny.

Obecnie przed wizytą u pediatry rodzic wypełnia bardzo krótką ankietę, w której zawarte są pytania o ostatnie szczepienia, reakcje na nie oraz choroby, na które cierpi dziecko. Problem jednak w tym, że ankieta daje jedynie niezbędne minimum informacji o pacjencie, a zdarza się również, że lekarz nie pofatyguje się, by na nią spojrzeć (przypadek z autopsji). Po szczepieniu rodzic otrzymuje ulotkę z opakowania po szczepionce, skąd może uzyskać informacje na temat przeciwwskazań oraz potencjalnych odczynów poszczepiennych, jednak sprawy te powinny być omawiane z lekarzem jeszcze podczas wizyty kwalifikującej na szczepienie. Trudno jednak oczekiwać, że w ciągu 10-minutowej wizyty lekarz odpowie na wszystkie nurtujące nas pytania. W tak krótkim czasie wizyta w gabinecie ogranicza się zazwyczaj do rozebrania dziecka, pobieżnego zbadania, założenia ubrania oraz przystawienia przez lekarza pieczątki na karcie z kwalifikacją do szczepienia.

STOP NOP
Efektem niedoinformowania oraz ignorowania rodzicielskich wątpliwości i obaw przez część pracowników służby zdrowia jest strach rodziców przed szczepieniami najmłodszych oraz ich sceptycyzm w kwestii potrzeby szczepień. Rodzice zrzeszeni wokół Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP”, które powstało w 2011 roku, postulują o uznanie prawa rodziców do odmowy szczepienia swoich dzieci, wstrzymanie wszelkich restrykcji wobec rodziców odmawiających szczepień, usprawnienie systemu identyfikacji, kontroli i leczenia niepożądanych odczynów poszczepiennych oraz utworzenie specjalnego funduszu odszkodowań dla osób dotkniętych trwałym uszczerbkiem zdrowia lub utratą bliskich w wyniku szczepienia. Dlaczego nie chcą szczepić?

Niebezpieczne szczepionki
Podstawowym argumentem aktywistów ruchów antyszczepionkowych jest to, że niepożądane odczyny poszczepienne są bardziej groźne od przechorowania choroby zakaźnej. Ich zdaniem prawdopodobieństwo wystąpienia poważnego odczynu poszczepiennego jest większe aniżeli cierpienie z powodu komplikacji po przechorowaniu choroby zakaźnej. Guru polskich antyszczepionkowców – prof. Maria Dorota Majewska – w 2008 roku w liście do Polskiego Towarzystwa Wakcynologii napisała: „Trwałe okaleczenia i ciężkie choroby będące następstwem toksycznych szczepień wydają się dziś większym problemem i zagrożeniem dla społeczeństwa niż przejściowe, uleczalne choroby zakaźne”. Tymczasem wiadomo, że poważne powikłania poszczepienne zdarzają się sporadycznie, średnio raz na 100 tys. dawek. Dane te nie przekonują jednak antyszczepionkowców, którzy twierdzą, że są one niedoszacowane, ponieważ lekarze niechętnie raportują niepożądane działania leków, w tym również niepożądane odczyny poszczepienne, do właściwych organów. W internecie można znaleźć relacje rodziców, którzy skarżą się na ignorowanie tego tematu przez lekarzy.

Tymczasem nawet zakładając, że problem taki rzeczywiście istnieje, trudno znaleźć merytoryczne potwierdzenie obawy, jakoby ryzyko wystąpienia niepożądanych odczynów poszczepiennych przewyższało ryzyko ucierpienia z powodu choroby zakaźnej, zwłaszcza w sytuacji, w której – zgodnie z postulatami ruchów antyszczepionkowych – szczepienia przestałyby być obowiązkowe.

Granica bezpieczeństwa
Wypowiadający się eksperci podkreślają, że „granicą bezpieczeństwa” jest szczepienie nie mniej niż 95 proc. dzieci. Poniżej tego poziomu zaczynają wybuchać lokalne epidemie, a odporność populacyjna spada. Przykłady przekroczenia tej granicy obserwujemy już w wielu krajach Europy, w których odnotowano znaczący wzrost zachorowań na odrę (przede wszystkim we Francji). W Stanach Zjednoczonych zaobserwowano z kolei znaczny wzrost zachorowań na krztusiec. Latem 2010 roku w Kalifornii miała miejsce największa od 1958 roku epidemia krztuśca, która pochłonęła życie dziesięciorga niemowląt. Żadne z nich nie było zaszczepione. W Polsce na tę chorobę zapada każdego roku około 1,5-2 tys. osób. Przypadków śmiertelnych na chwilę obecną się nie odnotowuje, natomiast przed pojawieniem się szczepionki przeciw krztuścowi każdego roku z powodu tej choroby umierało 1,5 tys. niemowląt. Jeśli w każdym roczniku nie zaszczepi się co dziesiąte dziecko, będzie to oznaczało, że po pięciu latach aż 20 tys. dzieci w Polsce będzie zagrożone zakażeniem. Taka zaś liczba w zupełności wystarczy, by doszło do epidemii.

Nierealne oczekiwania
Żaden lekarz nie da rodzicom gwarancji, że szczepienie będzie dla ich dziecka w 100 proc. bezpieczne, czyli że na pewno nie doświadczy ono żadnego niepożądanego odczynu poszczepiennego. Niestety, rodzice, którzy odmawiają zaszczepienia dzieci zgodnie z obowiązkowym kalendarzem szczepień koncentrują się na ryzyku, a nie na korzyściach płynących z uodpornienia dziecka na czynnik zakaźny. Rozumowanie antyszczepionkowców jest proste – jeśli nie udowodniono, że szczepionki są w każdej sytuacji i dla każdego dziecka bezpieczne (a jest to niemożliwe), oznacza to, że są one niebezpieczne i należy zaprzestać stosowania ich na ogólną skalę.

Antyszczepionkowcy lekceważą ryzyko związane z kontaktem z czynnikami zakaźnymi. Nie biorą pod uwagę powikłań pochorobowych. Nie przeraża ich zapalenie mózgu, które może być powikłaniem odry czy świnki, ani porażenie nerwów podniebiennych, zapalenie mięśnia sercowego czy zmiany w nerkach, nadnerczach, wątrobie i mięśniach po błonicy. Skupiają się raczej na niepowikłanych przypadkach chorób i pytają retorycznie: co wolisz, świnkę czy autyzm?

Tiomersal
Wiele emocji wśród rodziców budzi obecność w niektórych szczepionkach tiomersalu (pochodnej rtęci). W Polsce są to Euvax B oraz opakowania wielodawkowe, np. DTPw, które można zastąpić za opłatą odpowiednio szczepionką Engerix B oraz szczepionkami skojarzonymi. Prof. Majewska, która prowadziła w Polsce projekt badawczy Komisji Europejskiej na temat potencjalnej roli tiomersalu w powstawaniu autyzmu twierdzi, że przyczynia się on do rozwoju autyzmu oraz ADHD u dzieci. Związek ten nie został jednak potwierdzony w innych badaniach, zaś prof. Majewskiej zarzuca się nierzetelność naukową (m.in. wybiórcze przedstawianie danych oraz mylenie hipotezy badawczej z dowodem naukowym).

Zarówno badania FDA, jak i EMEA wskazują, że pochodząca z tiomersalu etylortęć jest usuwana z organizmu niemowlęcia w ciągu 4 do 9 dni. W przeciwieństwie do metylortęci nie ulega ona kumulacji i nie powoduje zaburzeń neurologicznych. Jedynym udowodnionym naukowo niepożądanym skutkiem ekspozycji niemowląt na tiomersal są łagodne miejscowe odczyny poszczepienne. Tymczasem, jak przekonuje dr Paweł Grzesiowski, kierownik Zakładu Profilaktyki Zakażeń w Narodowym Instytucie Leków, puszka sardynek czy tuńczyka zawiera o wiele więcej rtęci niż pojedyncza dawka szczepionki. Na Zachodzie odradza się ich spożywanie przez kobiety ciężarne i małe dzieci. Na dodatek w rybach tych występuje o wiele groźniejsza metylortęć. Ale w Polsce niewiele się o tym mówi.

Przeciążenie układu odpornościowego
Zdaniem przeciwników szczepionek obowiązujący kalendarz szczepień jest zbyt napięty. Uważają oni, że nagromadzenie szczepień w pierwszym roku życia dziecka przeciąża układ odpornościowy niemowlęcia i go uszkadza. Tymczasem każdego dnia nasz organizm kontaktuje się z całą masą najrozmaitszych antygenów, trudno więc oczekiwać, że częstsze niż przed laty szczepienia będą miały negatywny wpływ na nasz układ immunologiczny. Szacuje się, że liczba komórek bytujących w organizmie ludzkim mikroorganizmów przewyższa około 10-krotnie liczbę komórek człowieka, tak więc nasz układ odpornościowy w sposób naturalny kontaktuje się z ogromną liczbą różnych obcych antygenów.

Chickenpox party
Kolejnym argumentem antyszczepionkowców jest to, że szczepionki nie są czymś naturalnym. Ich zdaniem o wiele lepiej jest nabyć odporność na czynnik zakaźny w sposób naturalny, a więc poprzez zachorowanie. Zwolennicy tej teorii organizują np. chickenpox parties, czyli przyjęcia, podczas których dzieci zarażają się nawzajem ospą wietrzną. Pewna stacja telewizyjna w Stanach Zjednoczonych doniosła swego czasu o kobiecie, która zażyczyła sobie 50 dolarów za smoczki polizane przez jej chore na ospę dzieci. Wymienianie przedmiotów, których dotykały dzieci przechodzące ospę, odbywa się również na odległość.

Szczepienia nie mają sensu?
Aktywiści ruchów antyszczepionkowych twierdzą ponadto, że to nie szczepionki chronią nas przed chorobami zakaźnymi. Ich zdaniem to poprawa warunków życia ludzkości, a więc dostęp do czystej wody, zmniejszenie zatłoczenia oraz poprawa warunków higienicznych sprawiły, że choroby te przestały być groźne. Dowodem na poparcie tej tezy mają być wykresy, z których wynika, że liczba zgonów z powodu chorób zakaźnych zaczęła spadać jeszcze zanim wprowadzono powszechne programy szczepień ochronnych. Dla antyszczepionkowców bez znaczenia wydaje się fakt istnienia innych wykresów, z których wynika, że dalszy spadek śmiertelności zaobserwowano po wprowadzeniu szczepień.

Etyka kontra pieniądze
Działania aktywistów ruchów antyszczepionkowych znacznie przybrały na sile po publikacji brytyjskiego lekarza Andrew Wakefielda, byłego pracownika Szpitala Royal Free i Akademii Medycznej w Londynie, który wraz z Johnem Walkerem-Smithem w 1998 roku opublikował w czasopiśmie „Lancet” słynny artykuł wskazujący na bezpośredni związek między podaniem 12 dzieciom szczepionki MMR (przeciw odrze, śwince i różyczce), a nowym, wymyślonym przez siebie zespołem klinicznym, obejmującym zapalenie jelit i autyzm z regresem rozwoju.

Autorzy artykułu sfabrykowali wyniki, na których oparli wnioski z pracy. W toku śledztwa okazało się, że pacjenci byli rekrutowani przez organizację zrzeszającą przeciwników szczepienia MMR, a samo badanie było zamówione w celu przygotowania pozwu sądowego. Wyszło na jaw, że u części dzieci nigdy nie stwierdzono żadnego rodzaju autyzmu, u części zaś już wcześniej występowały zaburzenia w rozwoju. Okazało się również, że część pacjentów rozwinęła nieprawidłowości w zachowaniu wiele miesięcy po szczepieniu, a nie, jak podawał Wakefield, kilka dni po podaniu szczepionki MMR. Wyniki badań histopatologicznych wycinków okrężnicy w rzeczywistości nie wskazywały na nieswoiste zapalenie jelita grubego. Wiele do życzenia pozostawiało też traktowanie pacjentów przez osoby prowadzące badanie.

Wakefield przez dwa lata przed pojawieniem się publikacji otrzymywał pieniądze od swojego zleceniodawcy, osiągając zysk brutto wynoszący łącznie 435 643 funtów oraz zwrot poniesionych kosztów. Za swoje oszustwa brytyjska General Medical Council odebrała Wakefieldowi prawo wykonywania zawodu lekarza, uznając go za „nieuczciwego”, „nieetycznego” oraz „niewrażliwego”.

Dopiero po 12 latach od publikacji „Lancet” wycofał artykuł ze swojego archiwum. Niestety, 12 lat krzewienia kłamstwa zebrało swoje żniwo. Artykuł wywołał panikę wśród rodziców i zapoczątkował spiralę lęku, która znacząco wpłynęła na zdrowie publiczne. Jej echo daje się odczuć do dziś, mimo że informacja o oszustwie ujawnionym przez dziennikarza śledczego Briana Deera została nagłośniona za pomocą wszelkich dostępnych środków masowego przekazu. Wielu rodziców pozostało nieprzekonanych. Jeden z aktywistów ruchu antyszczepionkowego powiedział nawet, że „Wakefield jest dla nas jak Nelson Mandela i Jezus Chrystus w jednej osobie”. W internecie co jakiś czas pojawiają się nowe doniesienia o rzekomym związku między szczepionką MMR a autyzmem. Żadne z nich, jak dotąd nie znalazło jednak potwierdzenia w badaniach przeprowadzonych w sposób metodologicznie poprawny.

Pozorna neutralność
Stowarzyszenia zrzeszające przeciwników szczepień najczęściej przedstawiają się jako neutralne organizacje monitorujące bezpieczeństwo stosowania szczepień w danym kraju. Nie inaczej jest w przypadku amerykańskiego National Vaccine Information Center, kanadyjskiego Vaccination Risk Awareness Network oraz australijskiego Australian Vaccination Network. W rzeczywistości jednak twórcy powyższych stron internetowych zajmują się propagowaniem wybiórczych, stronniczych informacji na temat szczepień, wykorzystując media społecznościowe do rozpowszechniania swoich antyszczepionkowych poglądów.

Trudno jest również mówić o jakiejkolwiek neutralności w przypadku licznych forów i blogów osób prywatnych, zajmujących się dyskredytowaniem szczepień, skoro ich właściciele i autorzy poddają cenzurze komentarze pozostawiane przez czytelników. Swoje działania usprawiedliwiają tworzeniem „bezpiecznego środowiska do rozmowy”, przy czym trudno oprzeć się wrażeniu, że bezpiecznie mogą się tam czuć jedynie przeciwnicy szczepień.

Bywa, że aktywiści ruchów antyszczepionkowych posuwają się w swoich działaniach dalej aniżeli bombardowanie opinii publicznej swoimi tezami. Autorzy publikacji skierowanych przeciwko ruchom nierzadko są pozywani do sądu. Zarzuca się im publicznie przyjmowanie korzyści finansowych w zamian za propagowanie szczepień. Zdarzały się także przypadki grożenia śmiercią. Trudno uznać tego rodzaju poczynania za element sporu naukowego – to już raczej wojna ideologiczna.

Zjeść ciastko i mieć ciastko
Jest rzeczą naturalną, że z miłości do swoich dzieci rodzice dążą do zminimalizowania ryzyka zachorowania przez nie na jakąś poważną chorobę. Niektórzy z nich, z obawy przed groźnymi powikłaniami poszczepiennymi, decydują się ponieść ryzyko zachorowania przez dziecko na chorobę zakaźną, której można by uniknąć dzięki szczepieniom ochronnym.

Postępując jednak w ten sposób, nie dość, że przyczyniają się do zmniejszenia odsetka osób zaszczepionych, przez co wpływają na wzrost ryzyka rozpowszechnienia się chorób zakaźnych w społeczeństwie, to jeszcze budują swój spokój na fakcie, że w chwili obecnej zdecydowana większość populacji korzysta ze szczepień. To właśnie ta większość sprawia, że osoby nie szczepiące dzieci mogą czuć się względnie bezpiecznie, ponieważ z jednej strony nie ryzykują odczynów poszczepiennych, z drugiej zaś ich dzieci mają mniejsze szanse na zachorowanie na chorobę zakaźną aniżeli w sytuacji, gdyby ogół społeczeństwa ich śladem odmówił szczepień.


Po co są szczepienia?
Celem szczepień obowiązkowych jest nie tylko uzyskanie odporności indywidualnej, ale również efektu populacyjnego, który polega na zminimalizowaniu ryzyka zakażenia u osób podatnych z uwagi na dużo mniejsze ryzyko kontaktu z osobą zakażoną. W ten sposób poprzez program szczepień ochronnych realizowana jest ochrona osób niezaszczepionych lub cierpiących na deficyty immunologiczne, u których szczepionka nie może być zastosowana lub nie uzyska się odpowiedzi poszczepiennej.


dr Paweł Grzesiowski
wakcynolog, prezes Fundacji „Instytut Profilaktyki Zakażeń”

Te informacje powinny być przedmiotem postępowania przed sądem
Rzeczywiście jeszcze 40 lat temu tiomersal był używany w większości szczepionek jako konserwant, obecnie jednak w większości preparatów producenci z niego zrezygnowali, zgodnie z zaleceniami WHO. Moim zdaniem, sensacyjne informacje na temat tiomersalu i szczepionek podawane przez ruchy antyszczepionkowe, w tym ostatnio szczególnie aktywną prof. Majewską, która jest biochemikiem, a nie lekarzem, są nieprawdziwe i powinny być przedmiotem postępowania przed sądem jako wprowadzające społeczeństwo w błąd i zagrażające zdrowiu publicznemu. Kilka lat temu we Włoszech zakończono badania, przeprowadzone wśród ponad 3000 dzieci w wieku 10 lat, które we wczesnym dzieciństwie otrzymały trzy szczepionki z tiomersalem. Pomiędzy nimi a dziećmi, które dostawały szczepionki bez tiomersalu, nie było żadnych różnic, jeśli chodzi o pamięć, zdolności uczenia się czy autyzm. Brak związku między tiomersalem a autyzmem wykazano również w badaniach ponad pół miliona dzieci w Danii.

Być może ustawodawca powinien rozważyć wprowadzenie klauzuli, która mówi, że nie wolno karać rodziców, którzy nie szczepią dzieci np. z powodu poglądów religijnych, ale powinni oni mieć podwyższoną składkę ubezpieczenia zdrowotnego albo partycypować w kosztach leczenia, gdy ich dzieci zachorują na zakażenie, któremu można było zapobiec dzięki szczepieniom.


dr Ewa Maria Duszczyk
Klinika Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego WUM

Szczepionki są bezpieczne
Wydawałoby się, że większość chorób zakaźnych nie powinna być już problemem w XXI wieku. Niestety, coraz częściej zdarza się, że rodzice odmawiają szczepień w przekonaniu, że nie jest to konieczne, gdyż chorób na które się szczepi (np. odra, polio) już nie ma. To błędne myślenie. Dzieci, które nie są zaszczepione, korzystają z ochrony, jaką daje im to, że zaszczepiona jest większość populacji. Zaprzestanie szczepień może spowodować, że powrócą choroby, które wydawało się, że już nam nie zagrażają. W krajach, w których działają silne ruchy antyszczepionkowe, wiele osób odmówiło szczepień. W konsekwencji znów pojawiły się zachorowania na odrę czy polio.

Obecnie stosowane szczepionki są coraz nowocześniejsze, coraz bardziej oczyszczone, bezpieczne, zawierają coraz mniej konserwantów. Po każdym szczepieniu istnieje ryzyko pojawienia się niepożądanych odczynów poszczepiennych: zwykle są to jednak odczyny łagodne, miejscowe np. obrzęk, ból w miejscu ukłucia. Z odczynów ogólnych najczęściej zdarza się gorączka. Poważne niepożądane odczyny poszczepienne zdarzają się bardzo rzadko: raz na milion, dwa miliony szczepień. Najczęściej jest to spowodowane uczuleniem na któryś ze składników preparatów. Poważne odczyny zdarzają się nieporównanie rzadziej niż powikłania po chorobach zakaźnych, które są znacznie poważniejsze.

4.4/5 - (208 votes)

Nikt nie pyta Cię o zdanie, weź udział w Teście Zaufania!

To 5 najczęściej kupowanych leków na grypę i przeziębienie. Pokazujemy je w kolejności alfabetycznej.

ASPIRIN C/BAYER | FERVEX | GRIPEX | IBUPROM | THERAFLU

Do którego z nich masz zaufanie? Prosimy, oceń wszystkie.
Dziękujemy za Twoją opinię.

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH