Gdy cichnie bicie serca, rozpoczyna się walka o czyjeś życie. Podejmę każde ryzyko, by właśnie tu i teraz, właśnie temu człowiekowi życie uratować. Dla mnie zawsze argumentem będzie życie – mówił Profesor Zbigniew Religa.
Walczył do końca. Była to trudna walka, przegrana w końcu, jednak w pamięci wszystkich, którzy jej towarzyszyli, na długo pozostanie nie tylko jej heroizm, ale i wiarygodność Profesora we wszystkim, co czynił i mówił. Walczył o swoje życie tak, jak walczył o życie pacjentów. Do końca. Własna śmierć nie stanowiła nigdy dla Niego problemu.
Ponad dziesięć lat temu, zapytany, czy lekarz może zrozumieć śmierć, odpowiedział: Własną – tak. Cudzą – nie wiem. Mogę powiedzieć tak: poznałem pewne jej procesy. Wiem, że jest czymś naturalnym i nieuniknionym. I w gruncie rzeczy obojętne jest, jak i kiedy człowiek umiera, skoro umrzeć musi. Śmierć jest tylko śmiercią. Tak myślę o swojej śmierci. Natomiast zawsze jestem przeciw śmierci pacjenta. I nigdy nie postawię na szali np. pacjenta do transplantacji wobec dwóch (koszt ten sam) do innego zabiegu kardiochirurgicznego, z mniejszym ryzykiem. Tu jeden – tam nawet kilku. Nigdy w tych kategoriach. Mam ogromny szacunek dla życia. Każdego życia. I ludzkiego. I zwierzęcego. Seneka powiedział: „Przez cale życie trzeba się uczyć żyć”. Ale naprawdę przez całe życie uczymy się umierać. W ekstremalnej sytuacji, w jakiej znajdowali się moi pacjenci, zawsze mówiłem o życiu. Wyłącznie o życiu. Rolą lekarza jest ratowanie życia, a nie usprawiedliwianie śmierci.
Profesor, mówiąc publicznie o swojej chorobie i umieraniu, przełamał tabu. Nikt do tej pory tak otwarcie o śmierci nie mówił. Ani o swojej chorobie. Przeszedł cztery operacje, jakich większość chirurgów by się nie podjęła. Trafił na lekarza, który miał odwagę. Profesor przeszedł rutynowe w takich przypadkach leczenie; niestety niepełne, bo organizm go nie wytrzymywał.
Nadzieję miał do końca, bo zawsze dawał ją swoim pacjentom. Nie ma sytuacji beznadziejnych, bo operacja jest zawsze szansą. Nikłą, kruchą, minimalną, ale jest. Nie operowałbym, gdybym sam nie miał nadziei. A poza tym… W medycynie bardzo rzadko, ale jednak, od czasu do czasu zdarza się cud. I człowiek, który powinien umrzeć – żyje. Medycyna to nie jest matematyka, to nie jest fizyka, to nie jest konstrukcja statku. Jestem lekarzem już bardzo długo i wiem, że wszystko może się zdarzyć – wbrew jakimkolwiek prognozom. W jedną i drugą stronę.
Dużo myślał o pacjentach. Zawsze byli dla Niego ważni. Umiał z nimi rozmawiać. Był rzeczowy i konkretny, przedstawiał wszystkie argumenty „za” i „przeciw”, uczciwie mówił o związanym z daną operacją ryzyku. Historię medycyny tworzą nie tylko opromienieni sławą bohaterscy lekarze, odważni chirurdzy, odkrywcy nowych leków, ale i pacjenci – cisi, będący zawsze w cieniu. Także i ci, którzy umarli…
Bardzo ważna była dla Profesora rodzina. Zawsze.
Zostałem wychowany w poczuciu odpowiedzialności za to, co robię. Miłość, małżeństwo, dzieci – świat zapełniony. Rodzina jest miejscem powrotu z każdej podróży. To jedyne miejsce, gdzie bez względu na to, co się dzieje, człowiek może bezpiecznie wrócić, być.