Za nami kolejne wybory do struktur Naczelnej Izby Aptekarskiej. Jakie wyzwania czekają na władze VI kadencji?
Krytycy poprzedniej kadencji prezesa Kucharewicza nie byli dla niego zbyt łaskawi. Głównym zarzutem była zbyt ugodowa postawa w sprawach kluczowych dla polskich aptek – przede wszystkim w sprawie nowej ustawy refundacyjnej, rozporządzenia w sprawie recept lekarskich oraz kształtu umów z NFZ, których treść przez nieprzyzwoicie długi czas pozostawała tajemnicą Poliszynela. Wiele osób krytykowało również prezesa za ociąganie się z zaskarżeniem ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.
Kiepski start
Ostatnie wybory odbywały się w napiętej atmosferze sporów i protestów wokół nowej ustawy refundacyjnej oraz rozporządzenia w sprawie recept lekarskich. Był to czas, kiedy media – na fali zainteresowania protestem lekarzy – dostrzegły wreszcie problemy aptek. Odbywał się wtedy niezbyt uciążliwy dla pacjentów protest farmaceutów (zamykanie aptek na godzinę w ciągu dnia), który, poza tym że doczekał się kilku wzmianek w mediach, nie wniósł niczego nowego do dyskusji publicznej.
Kolejnym orężem aptekarzy miał być strajk włoski, polegający na skrupulatnym sprawdzaniu każdej recepty przyjętej do realizacji oraz odsyłanie pacjenta z kwitkiem nawet przy najdrobniejszych uchybieniach formalnych. Na początku lutego prezes Kucharewicz zaapelował o podjęcie tej formy protestu. Spotkał się jednak z negatywnym odbiorem ze strony farmaceutów. Wprawdzie wiele aptek – w obliczu tak licznych niejasności związanych z interpretacją nowych przepisów – dla własnego dobra postanowiło odsyłać wszystkie nieprawidłowo wystawione recepty, ale nazywanie „protestem” czynności, które de facto powinny być codzienną praktyką pracy aptekarzy, zdaniem wielu ośmiesza nowo wybranego prezesa, a farmaceutów przedstawia jako nieudolną grupę zawodową, która nie rozumie, że polski rząd reaguje jedynie na radykalne protesty. Do takich jednak środowisko aptekarskie cały czas nie wydaje się gotowe (czyt. „Manager Apteki” nr 1/2012, „Czy aptekarska solidarność istnieje?”).
W walce o interesy zawodowe nie pomaga bierna postawa prezesa NRA, który z jednej strony zapowiada, że „zrobi wszystko, by…”, a z drugiej wyciąga broń, która zamiast armatą okazuje się pistoletem na wodę.
Dość tych cięgów!
Zdaniem niektórych obecna kadencja NRA jest najważniejszą od czasu powstania samorządu aptekarskiego. Kolejne rządy uparcie ignorują problemy środowiska aptekarskiego, traktując nas jak wielką skarbonkę, do której resort zdrowia może sięgnąć, jeśli uzna, że istnieje taka potrzeba.
To na aptekarzy zrzuca się odpowiedzialność finansową za niedokładność lekarzy przy wystawianiu recept, a w praktyce za nieudolny system, który nie jest w stanie zapewnić uprawnionym pacjentom właściwego dostępu do leków refundowanych, bo tu i ówdzie brakuje iksa, a numer recepty jest krzywo wydrukowany.
Pacjent wychodzący z gabinetu lekarza zazwyczaj nie orientuje się, że z jego receptą jest coś nie tak. Udaje się do apteki z nadzieją, że otrzyma leki, które poprawią stan jego zdrowia. Tymczasem już na miejscu okazuje się, że leków nie otrzyma wcale, otrzyma tylko ich część i/lub będzie musiał zapłacić za nie pełną cenę, ponieważ recepta nie spełnia wymogów formalnych. Wprawdzie jednoznacznie wynika z niej, że leki są dla niego, że ma otrzymać po dwa opakowania Kalipozu po 30 tabletek oraz Metocardu 50 mg, ale niestety recepta jest o cztery milimetry za szeroka. Komu w takiej sytuacji nie puściłyby nerwy? Na kogo w takim przypadku wrzeszczy pacjent? Wprawdzie to nie farmaceuta jest odpowiedzialny za te mrożkowe absurdy, ale to przecież w aptece najłatwiej dać upust swojej frustracji.
Niejednokrotnie zdarza się, że farmaceuta łamie się pod wpływem prośby pacjenta, by przyjąć receptę pomimo błędów formalnych. Takich recept jest w istocie dużo i trudno jest odsyłać każdą. Na takich właśnie przejawach ludzkiego stosunku do pacjenta żeruje NFZ i za takie przejawy płacą potem apteki.
Niestety, aptekarze pozostawieni są samym sobie w bataliach z pacjentami, NFZ i innymi organami kontrolnymi. Udział samorządu aptekarskiego w walce o interesy aptek jest mizernie oceniany przez środowisko. Tymczasem do zrobienia jest bardzo wiele.
Ustawa o zawodzie farmaceuty
Zarówno lekarze, lekarze dentyści, lekarze weterynarii, jak i pielęgniarki czy położne dysponują ustawami precyzującymi zasady i warunki wykonywania ich zawodów. Farmaceuci jak dotąd nie doczekali się swojej ustawy. Uważamy, że najwyższy czas to zmienić.
Zapisów o tym, kto może wykonywać zawód farmaceuty, szukamy w ustawie o izbach aptekarskich, zaś o tym, jak realizować receptę, głównie w rozporządzeniu w sprawie recept lekarskich, które powstało na podstawie ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty.
Ustawa refundacyjna i rozporządzenie w sprawie recept lekarskich
Dura lex, sed lex – ta stara rzymska zasada świetnie opisuje stosunek polskiego ustawodawcy do stanowienia prawa. Lista absurdów nowej ustawy o refundacji oraz rozporządzenia w sprawie recept lekarskich jest bardzo długa, tymczasem nowy Minister Zdrowia przekonuje obywateli, że jest dobrze, a nawet jeszcze lepiej.
Historia naszego kraju pokazuje, że zwyciężają ci, którzy wbrew obowiązującemu systemowi potrafią przeskoczyć przez płot, a skuteczne akcje protestacyjne to tylko te, w których stawia się kogoś pod ścianą i trzyma tam długo. Lekarze od dawna świecą tu przykładem – farmaceuci zaś przybierają srogie miny i stoją w miejscu. Nasze władze lubią przyglądać się z boku i czekać na rozwój wydarzeń. Nie wiadomo, na co liczą (na interwencję Kosmy i Damiana?). Jeżeli władze VI kadencji nie podejmą aktywnej walki o interesy aptekarzy, rząd sobie sam o nas nie przypomni. Lekarze będą się cieszyć z wywalczonych swobód, za które zapłacimy my. Bo przecież ktoś musi.
Kredytowanie systemu refundacji
Nowa ustawa refundacyjna wprowadziła zmiany w zakresie elektronicznego systemu rozliczeń sprzedaży leków refundowanych. W teorii wszystko wygląda dobrze – właściwy oddział NFZ weryfikuje przesłane przez aptekę dane elektroniczne i w terminie pięciu dni roboczych od ich otrzymania przekazuje komunikat zwrotny, który zawiera wynik wstępnej analizy poprawności danych oraz projekt zestawienia zbiorczego. Apteka koryguje ewentualne błędy lub inne nieprawidłowości i odsyła komunikat do NFZ, który ma znowu pięć dni na weryfikację poprawionych danych. Po tej procedurze apteka składa uzgodnione zestawienie w formie pisemnej i od jego złożenia NFZ ma 15 dni na wypłatę refundacji.
W rzeczywistości jednak system ten kładzie kłody pod nogi aptekarzy. Po pierwsze, NFZ nie dotrzymuje terminów określonych w ustawie i pozostaje w tej kwestii bezkarny, a po drugie, jeśli apteka nie zgadza się z poprawkami NFZ, wzajemne odsyłanie komunikatów może trwać w nieskończoność. Pojawiają się już sygnały o problemach z zachowaniem płynności finansowej aptek. Z pewnością jest to problem, któremu nowe władze NIA powinny poświęcić sporo uwagi.
Apteki dla farmaceutów
Środowisko farmaceutów od lat postuluje, by apteki w Polsce mogły należeć tylko do farmaceutów. Takie rozwiązanie z powodzeniem funkcjonuje w wielu krajach (choćby w Niemczech czy Francji).
Przeciwnicy tego pomysłu, w tym biznesmeni, którzy o farmacji wiedzą jedynie tyle, że da się na niej zarobić i dla których pacjent to portfel, powołują się na wolny rynek i konkurencję. Tyle tylko, że apteka to nie jest przedsiębiorstwo jak każde inne i trudno jest uznać serwowane przez biznesmenów-niefarmaceutów metody konkurencji za zdrowe. Dziw bierze, że tak trudno jest przekonać co poniektórych o tym, że apteka to nie sklep z lekami, lecz coś znacznie więcej.
Tymczasem konflikt interesów między właścicielami aptek a farmaceutami daje się coraz boleśniej we znaki. Kierownicy aptek mają zazwyczaj niewiele do powiedzenia w kwestii prowadzenia aptek. Niejednokrotnie są zmuszani do nieetycznych i niezgodnych z prawem zachowań, np. wydawania leków po upływie ich terminu ważności, wydawania leków bez recepty – pomimo tego, że znajdują się one na liście leków dostępnych z przepisu lekarza, odmowy realizacji recepty na lek recepturowy, jeśli apteka nie dysponuje akurat potrzebnym składnikiem, a jest on używany tak rzadko, że istnieje ryzyko, że się przeterminuje w aptece oraz wielu innych. Oczywiste jest, że tego rodzaju nieetycznych zachowań dopuszczają się również właściciele aptek będący farmaceutami, jednak z racji specyficznego wykształcenia, wychowania w duchu niesienia pomocy pacjentowi oraz wykonywania zawodu zaufania publicznego, farmaceuci jako grupa zawodowa lepiej odpowiadają profilowi właściciela placówki ochrony zdrowia, jaką jest apteka – sądzę, że łatwiej im poza cyframi na koncie dostrzec chorego człowieka.
Opieka farmaceutyczna i wizerunek farmaceuty
Kolejna sprawa to opieka farmaceutyczna. Jeśli środowisko farmaceutów nie popracuje nad swoim wizerunkiem, nie uda nam się skutecznie walczyć z mianem aptekarzy-sprzedawców. Żeby jednak zmiana wizerunku była możliwa, potrzebne są przede wszystkim zmiany w prawie oraz reforma programu studiów, które zwiększą kompetencje zawodowe farmaceutów tak, by mogli oni realnie wpływać na przebieg farmakoterapii pacjentów.
Nocne dyzury w aptekach
Pomiędzy samorządami lokalnymi a aptekami trwa wojna o pracę aptek w porze nocnej i dni wolne od pracy. Zgodnie z art. 94 ustawy – Prawo farmaceutyczne rozkład godzin pracy aptek powinien być dostosowany do potrzeb ludności i umożliwiać jej zakup leków w nocy, w niedzielę i święta, zaś grafik dyżurów określa w uchwale rada powiatu. Aptekarze tłumaczą, że dyżury generują straty, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie w porze nocnej i święta nie można znaleźć żadnej otwartej przychodni. Ich praca ogranicza się w gruncie rzeczy do gotowości świadczenia pracy lub sprzedawania prezerwatyw i strzykawek. Dyżurującemu farmaceucie trzeba zapłacić, zapewnić bezpieczeństwo pracy w porze nocnej oraz opłacić media. Tymczasem społeczeństwo zdaje się oczekiwać od farmaceutów judymowej postawy.
Przy okazji głośnego buntu aptekarzy w Miastku padł pomysł (zresztą nie po raz pierwszy), by za pracę aptek w porze nocnej i święta płaciły samorządy. Chętnych oczywiście nie ma. Wygospodarować dodatkowe fundusze z publicznej kasy jest przecież o wiele trudniej niż zmusić prywatnych przedsiębiorców do ponoszenia strat w imię „dobra ludzkości”.
Identyfikatory
W sporej części aptek właściciele nie chcą, by ich pracownicy nosili identyfikatory. Uważają, że pacjent nie powinien wiedzieć, czy obsługuje ich farmaceuta czy technik farmaceutyczny. Być może jest to spowodowane tym, że właściciele aptek chętniej zatrudniają tańszych pracowników, jakimi są technicy, jednak woleliby przy tym, aby pacjenci odwiedzający aptekę (a może również kontrolerzy z IF) sądzili, że mają do czynienia z magistrami. To dość kuriozalna sytuacja i należałoby się zastanowić, czy nie warto wprowadzić obowiązku noszenia w aptece identyfikatorów z imieniem, nazwiskiem oraz zajmowanym przez pracownika stanowiskiem.
Zaufanie zobowiązuje
W tym ważnym dla aptekarzy czasie liczmy, że nowe władze NIA podejmą walkę o interesy polskich farmaceutów. Wyzwania, jakie przed nimi stoją, nie są łatwe, ale gdyby było inaczej, nie byłyby one wyzwaniami. Zaufanie okazane przez koleżanki i kolegów po fachu zobowiązuje.
Podczas VI Krajowego Zjazdu Aptekarzy w Szczyrku (20-22 stycznia br.) delegaci ponownie zaufali kandydaturze dr. n. med. Grzegorza Kucharewicza – farmaceuty wykształconego na Wydziale Farmaceutycznym Akademii Medycznej w Gdańsku. Po raz drugi został on prezesem NRA. Wiceprezesami będą: zajmujący to samo stanowisko także w poprzedniej kadencji
dr Marek Jędrzejczak z Kielc oraz członek prezydium NRA V kadencji – mgr farm. Michał Pietrzykowski z Gdańska. Na sekretarza NRA wybrano dr. Tadeusza Bąbelka, zaś na skarbnika – mgr. farm. Krzysztofa Przystupę. Członkami niefunkcyjnymi zostali: mgr farm. Piotr Bohater, mgr farm. Lidia Czyż, mgr farm. Barbara Jękot, mgr farm. Piotr Pasierbiak, mgr farm. Dariusz Smoliński oraz mgr farm. Marian Witkowski.
Tylko dwie spośród wyżej wymienionych osób są nowe w strukturach NIA – są to mgr farm. Barbara Jękot oraz mgr farm. Dariusz Smoliński. Pozostałe osoby zasiadały wcześniej w Naczelnej Radzie Aptekarskiej lub też działały w innych strukturach Izby.
W 39. numerze „Rzeczpospolitej” (z 16.02.2012 r.) czytamy niezwykle pouczający komentarz pana Igora Janke, który uważa, że skoro państwo daje aptekarzom przywileje – m.in. ogranicza dostęp do zawodu farmaceuty oraz liczbę aptek poprzez przepisy, zgodnie z którymi: „kierownikami aptek mogą być wyłącznie farmaceuci ze specjalnymi certyfikatami”, to może też wymagać. W dalszej części komentarza pan Janke pisze, że „farmaceuta to zawód zaufania publicznego, co nakłada na tę grupę zawodową specjalne obowiązki”. Według pana Janke „obowiązki te nie są bardzo bolesne, zwłaszcza że to biznes dochodowy”. Szkoda słów, by komentować tak głęboką ignorancję redaktora, jednak faktem jest, że jego poglądy podziela pewna część społeczeństwa. Wprawdzie według sondy „Rzeczpospolitej” aż 81 proc. zapytanych uważało, że apteki powinny mieć wolną rękę w decydowaniu o pracy w nocy, jednak z drugiej strony każdy obywatel czułby się bezpieczniej, jeśli miałby dostęp do leków o każdej porze dnia i nocy. Ktoś jednak za ten dostęp powinien zapłacić i, ale niech to nie będą znowu farmaceuci!
Według danych firmy IMS Health, ustawa refundacyjna spowoduje bankructwo nawet 1,5 tys. z prawie 14 tys. aptek funkcjonujących obecnie na rynku. Z jej prognoz wynika, że jednorazowe koszty związane z adaptacją do nowych przepisów wyniosą około 110 mln zł, czyli ponad 8 tys. zł dla pojedynczej apteki.