WOŚP – Tego dnia nie można stracić


O fenomenie Orkiestry i o tym, dlaczego musi ona grać dłużej niż będzie trwał świat, z Jurkiem Owsiakiem rozmawia Katarzyna Pinkosz.

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (WOŚP) zmieniła polską medycynę pediatryczną. Jak to się stało, że zaczęła grać dla dzieci?

Zadecydował przypadek. Oglądałem w telewizji program, w którym lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka mówili, że potrzebują sprzętu, aby wykonywać więcej operacji u chorych dzieci. Prowadziłem wtedy w radiowej „Trójce” program, opowiedziałem o tym. Nie miałem żadnej wizji przyszłości. To młodzi ludzie pociągnęli akcję. Ktoś przysłał 5 tysięcy zł – nie było to dużo, dziś jest to równowartość 50 groszy. Ale było, i ­– jak o tym powiedziałem – dostałem kolejne pieniądze. Coś trzeba było z nimi zrobić. Spotkałem się z lekarzami z Centrum Zdrowia Dziecka – dr. Maruszewskim, dr. Burczyńskim – kardiochirurgami. Powiedzieli, że potrzebne jest im płucoserce: to urządzenie jest niezbędne, gdy robi się operację na otwartym sercu. Suma pieniędzy, jaka była potrzebna, była tak kosmiczna, w porównaniu z tym, co mieliśmy, że… trzeba było powiedzieć sobie: wchodzimy w to. Udało się: podczas pierwszego finału zebraliśmy – w przeliczeniu na dolary – 1 milion 500 tys. USD!

Wystarczyło nie tylko na płucoserce?
Tak. Polacy… zwariowali! To było coś niesamowitego: tuż po obaleniu gospodarki socjalistycznej stopień zaufania do akcji społecznych w skali od 0 do 10 wynosił może pół punktu… Byliśmy obezwładnieni dyskredytacją wszystkich takich akcji w poprzednim systemie. Nikt nikomu nie ufał. I nagle zebraliśmy półtora miliona dolarów. Pieniądze oddaliśmy Centrum Zdrowia Dziecka.

Początkowo nie myśleliśmy o powtórzeniu akcji, jednak pół roku później stworzyliśmy fundację WOŚP, a w statucie określiliśmy, że głównie będziemy zajmować się dziećmi – do 18. roku życia. Dziś kupujemy sprzęt dla szpitali, sprzęt indywidualny, jeśli jest to akcja ogólnopolska, tworzymy ogólnonarodowe programy medyczne, których celem jest zdrowie dzieci.

Skąd pomysł, dla kogo w danym roku grać?
Pierwszy finał to była kardiochirurgia dziecięca. Wszyscy się wtedy uczyliśmy: co to jest pompa infuzyjna, respirator. Tematem drugiego finału była neonatologia. Uczyliśmy się samego słowa „neonatologia”. Ewa, moja druga córka, jest wcześniakiem. Nie było to dla mnie impulsem do działania, jednak często do tego wracam. Ewa urodziła się w Warszawie, w szpitalu na Inflanckiej, gdzie nie było inkubatora. Została zawieziona do szpitala na Działdowską. Na szczęście był tam inkubator, starej generacji, ale jednak. Strach pomyśleć, co by było, gdyby go nie było…

W ciągu tych kilkunastu lat doposażyliśmy szpitale dziecięce w inkubatory, kupowaliśmy pompy insulinowe dla dzieci chorych na cukrzycę (program ten przejęło od nas państwo). Dzięki Orkiestrze funkcjonują powszechne badania słuchu u noworodków, jest program badania wzroku i leczenia retinopatii u wcześniaków. Udało nam się stworzyć, niemal od podstaw, sieć nowoczesnej diagnostyki onkologicznej. A wiadomo, jak ważna jest wczesna diagnostyka w onkologii.

XX finał kolejny raz jest poświęcony neonatologii. Pierwsze inkubatory, które kupowaliśmy dla szpitali, mają już kilkanaście lat. A postęp technologiczny w tej dziedzinie jest ogromny. Najnowsze inkubatory, tzw. hybrydowe, to zupełna nowość, zastępują mały szpital. Chcemy, by 80 oddziałów w Polsce miało minimum profesjonalnego sprzętu na najwyższym poziomie: inkubator, respirator, Infant Flow – najnowsze urządzenie do ratowania oddechu. Zawsze kupujemy sprzęt najwyższej jakości.

Jak to się dzieje, że Orkiestrze nigdy nie brakuje chętnych do zbierania pieniędzy?
Często podchodzą do nas na ulicy ludzie i mówią: „Dziękuję za sprzęt, uratował życie mojemu dziecku…”. Ci ludzie wracają do nas. Uciekam od takich słów: „pokolenie WOŚP”, ale przychodzą do nas młodzi ludzie z rodzicami, mówiąc: „Moja mama zbierała, ja też chcę zbierać”, „Urodziłam się 17 lat temu, jestem z pokolenia Orkiestry”, „Mama mówiła, że urodziłam się w waszym inkubatorze”. Ci ludzie przychodzą do nas, bo albo mają do spłacenia jakiś dług (np. dziewczyna, której jako jednej z pierwszych osób dr Bohdan Maruszewski operował serce, długo pracowała z nami w fundacji, jako wolontariuszka), albo mówią po prostu: „To nasze życie, tu się realizujemy”.

Bałem się, że Orkiestra może się z nami zestarzeć, ale tak nie jest, co roku grają nowe, młode osoby. Nawet ustawa o zbiórkach publicznych została zmieniona z naszego powodu! Było w niej zapisane, że trzeba mieć skończone 18 lat, aby zbierać pieniądze. Teraz jest tak, że mogą zbierać młodsi, pod opieką 18-letniej osoby.

To fenomen, że nie brakuje wolontariuszy…
Mamy 120 tysięcy wolontariuszy, a chętnych jest dużo więcej. Dlaczego chcą z nami grać? Bo mamy do nich zaufanie, mówimy: dostaniesz puszkę, sam się rozliczasz, ja ci ufam. W szkole często nawet klucza od sali gimnastycznej nikt im nie daje! A my im w pełni ufamy. Przeżywają to nieprawdopodobnie. Piszą maile: „Bałem się, ale ktoś pierwszy wrzuca i pieniądze, naklejamy serduszka, ludzie się do nas uśmiechają”. I jeszcze jedna ważna sprawa: nasze finanse są bardzo dokładnie rozliczne przez MSW. Nie dostaniemy zgody na kolejną zbiórkę, jeśli nie rozliczymy poprzedniej.

Najmłodsi wolontariusze to… dzieci w wózkach (kwestują z rodzicami). Najstarsi mają po 80 lat. Cieszy bardzo, że w naszą akcję angażują się też osoby z biznesu. Pamiętam takie sytuacje: serduszko za ponad milion złotych zlicytowało dwóch młodych developerów. Dlaczego? „Powiedzieliśmy sobie, że jak zarobimy pieniądze, to będziemy się nimi dzielić”. Inny powód: „Moje dziecko zachorowało”. Wtedy cały świat jawi się w innych kolorach. Niektórzy dają dużo, inni dwa złote. To też niemało, bo za dwa złote możemy wydrukować kilkadziesiąt serduszek. A produkujemy ich na każdy finał 35 milionów. I ciągle brakuje serduszek!

Ile dzieci zostało uratowanych dzięki Orkiestrze?
Dziesiątki tysięcy! Zdecydowana większość inkubatorów, która jest w polskich szpitalach, została zakupiona przez WOŚP. 3 miliony dzieci miało przebadany słuch dzięki Orkiestrze, codziennie spływa do nas 1500 ankiet, bo tyle rodzi się nowych dzieci. Ale Orkiestra nie jest płaczącą orkiestrą. Nie szantażujemy ludzi, tylko pokazujemy to, co jest radosne. Dostajemy mnóstwo listów z podziękowaniem, że uratowaliśmy dziecku życie. A my mówimy: „Nie my. My tylko przełożyliśmy pieniądze na sprzęt. To lekarze, pielęgniarki – oni ratowali. My tylko spowodowaliśmy, że ten sprzęt był na miejscu, gdy był potrzebny”. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy w ciągu 20 lat diametralnie zmieniła polską medycynę dziecięcą.

A co panu daje Orkiestra?
To najlepsza odtrutka na codzienność. Gdy jestem za granicą, chwalę Polskę. Gdy jestem w Polsce, boli mnie wiele rzeczy. I nagle, robiąc Orkiestrę, widzę, jaki to ma ogromny sens. Ludzie mówią: „Jurek, to wszystko funkcjonuje, mojemu dziecku zbadano słuch!”, „Dziecko znajomych miało retinopatię, zostało wyleczone, będzie widzieć”, „Wszędzie w szpitalu widziałem nasze serduszka”. To ogromne poczucie satysfakcji ze zrobienia dobrej roboty.

Nie zabraknie pomysłów, na co zbierać w kolejnych latach pieniądze? Jak długo Orkiestra będzie grać?
Zawsze powtarzam: do końca świata i jeszcze dzień dłużej. Czy tematów nam nie zabraknie? Manna z nieba nam nie grozi… Ale z drugiej strony, to nawet, jeśli ta manna by spadła i stalibyśmy się bogaci, to… to czy nie byłoby nam szkoda tego dnia? Takiego momentu, gdy jesteśmy wszyscy razem? Dla samego bycia ze sobą w taką niedzielę, dla tych zabaw na ulicach, dla tego uśmiechania się – warto.

W dzień Bożego Narodzenia wszyscy się wyciszają. I tak samo jest w dzień, gdy gra WOŚP. Tak więc nawet, gdybyśmy wszyscy stali się bogaci, to szkoda by było stracić ten dzień!

4.4/5 - (280 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH