Z mgr farm. Ewą Zygadło z Centrum Informacji o Leku rozmawia Katarzyna Pinkosz.
Wydaje się, że w dobie internetu mamy wystarczającą ilość informacji o lekach. Czy jest jeszcze potrzeba tworzenia specjalnego ośrodka?
Tak, ale nie dlatego, że nie ma informacji o lekach. Wręcz przeciwnie: obecnie spotykamy się wręcz z nadmiarem tego typu wiadomości. Jest tylko pytanie, które z nich możemy uznać za wiarygodne, pełnowartościowe, niewprowadzające w błąd ani specjalistów, ani pacjentów. Najczęściej dane, jakimi dysponujemy na temat leków, pochodzą od firm farmaceutycznych. W Polsce nie ma czegoś takiego, jak niezależna informacja naukowa o lekach.
W jaki sposób ośrodki informacji o lekach funkcjonują w innych krajach?
W USA, Niemczech, Hiszpanii oraz Wielkiej Brytanii ośrodki informacji o lekach działają przy uczelniach, korporacjach zawodowych izb lekarskich, izb aptekarskich, przy instytucjach publicznych, a często też przy szpitalach klinicznych. W Wielkiej Brytanii jest 316 ośrodków informacji o lekach. W USA, gdzie narodziła się idea tworzenia tego typu ośrodków, istnieją dwa rodzaje: pierwsze są finansowane ze środków publicznych, drugie – wspierane przez konsorcja firm farmaceutycznych. Nie przez jedną firmę, tylko przez całe konsorcjum – właśnie po to, by informacje na temat leków były niezależne i wiarygodne.
Zwykle z takich ośrodków korzystają specjaliści: lekarze i farmaceuci. Z niektórych mogą korzystać również pacjenci.
Dlaczego w Polsce nie istnieje niezależna informacja o lekach? Czy nikt nie jest nią zainteresowany?
Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Takie ośrodki powinny być niezależne, finansowane ze środków publicznych.
W tej chwili bardzo dobrze funkcjonują biblioteki przy uniwersytetach medycznych, mają one bardzo dobre bazy danych, z których można skorzystać. Używają ich jednak głównie studenci. Problem polega też na tym, że nie zawsze są oni edukowani, w jaki sposób korzystać z tego typu baz danych.
Nasz ośrodek nie jest finansowany ze środków publicznych, nie finansują nas też firmy farmaceutyczne. Zainwestowaliśmy nasze własne środki finansowe i utrzymujemy się sami. Jesteśmy bardzo małym centrum i tylko w niewielkim procencie wypełniamy zadania, które – zgodnie z definicją WHO – powinny wypełniać ośrodki informacji o lekach. Niestety, jak już mówiłam, w Polsce do dnia dzisiejszego nie istnieje ośrodek informacji o lekach, który – zgodnie z wytycznymi WHO – przekazywałby regularnie lekarzom i farmaceutom niezależną informację o lekach. To przykre, bo nawet w krajach afrykańskich, jak Gabon czy Ghana, istnieje Narodowy Ośrodek Informacji o Leku (finansowany ze środków WHO). W Polsce nadal nie dorobiliśmy się takiej struktury z prawdziwego zdarzenia…
Nie ma też w Polsce niezależnych biuletynów o lekach…
W latach 90. był wydawany taki biuletyn przez Instytut Leków. Dziś jednak żadna tego typu publikacja się nie ukazuje. To wstyd, że w Polsce nie istnieje narodowa, aktualizowana publikacja o lekach.
Jak powstało wasze Centrum i w jaki sposób funkcjonuje?
Jesteśmy lekarzami lub farmaceutami. W swojej pracy zawodowej nieraz dostawaliśmy od pacjentów pytania, na które nie potrafiliśmy odpowiedzieć. I nie było instytucji, której tego typu pytania moglibyśmy zadać. Widzieliśmy, jak takie ośrodki funkcjonują w innych krajach. Ponad pięć lat temu postanowiliśmy z naszych własnych środków założyć Centrum Informacji o Leku. Wcześniej szkoliliśmy się w regionalnym centrum informacji o lekach we Francji, z którym do tej pory współpracujemy. Stworzyliśmy autorski projekt, by zobaczyć, czy będzie zapotrzebowanie na tego typu wiedzę, czy specjaliści i pacjenci będą chcieli korzystać z tego serwisu.
Jak duże jest zainteresowanie portalem?
Bardzo duże. W tej chwili mamy miesięcznie około 200 tys. użytkowników serwisu: mniej więcej 50 proc. to specjaliści, a 50 proc. – pacjenci. Serwis nie jest sponsorowany przez żadne firmy farmaceutyczne. Korzysta z materiałów firm tylko w zakresie charakterystyki produktów leczniczych.
Jakich informacji szukają pacjenci, a jakich specjaliści?
Niedawno zrobiliśmy takie badania. Okazało się, że pacjenci pytają o nieco inne kwestie niż specjaliści. Pacjentów najczęściej interesuje ogólna informacja o leku: na jakie jest on schorzenia, czy już wszedł do obrotu. Pytają też o działania niepożądane oraz o interakcje pomiędzy lekami. Często pacjent bierze kilka leków naraz i pyta, czy to, że zaczęły puchnąć mu nogi oraz ma nudności i wymioty, może być spowodowane jakimiś działaniami niepożądanymi albo interakcją leków. Co ciekawe: znacznie rzadziej o działania niepożądane i interakcje pytają farmaceuci i lekarze. Z naszej praktyki wynika, że lekarze i farmaceuci zwykle niewiele wiedzą na temat działań niepożądanych leków oraz interakcji pomiędzy nimi.
Często pojawiają się też pytania o stosowanie leków w czasie ciąży i laktacji. W Polsce trudno takie informacje znaleźć.
Dla większości społeczeństwa źródłem informacji o nowych lekach jest prasa…
Owszem, tylko problem w tym, że dziennikarze w dość specyficzny sposób piszą o lekach. W 2003 roku zostało opublikowane badanie, w jaki sposób dziennikarze pisali o lekach, które wówczas wydawały się przełomem w terapii. Była to jedna ze statyn, lek na chorobę Alzheimera, przeciwgrypowy i na osteoporozę. Okazało się, że w każdym z artykułów wymieniono co najmniej jedną korzyść ze stosowania leków, ale prawie nigdy nie wspominano o możliwych działaniach niepożądanych. Przedstawione informacje podkreślały wyłącznie zalety. Brakowało informacji dotyczących przeciwwskazań, kosztów oraz alternatywnych terapii. Dziennikarze zwykle przedstawiali sprawę tak: mamy nowy lek, z jego stosowaniem wiąże się szereg korzyści. Nie było jednak informacji, czy istnieje jeszcze jakiś starszy lek, który przy danym schorzeniu może być zastosowany.
Pacjenci nie mają też informacji o suplementach diety. Czy warto je stosować?
Z suplementami diety trzeba bardzo uważać. O ile można powiedzieć, że wiedza o lekach jest dobra, ponieważ są one pod ścisłą kontrolą, to suplementy – nie. Wiedza na ich temat jest bardzo znikoma, nie tylko w Polsce, ale także na świecie. Okazuje się, że suplementy wręcz mogą szkodzić. W Katedrze i Zakładzie Farmakognozji Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu badano skuteczność i bezpieczeństwo stosowania preparatów zawierających miłorząb japoński (ma usprawniać krążenie mózgowe, poprawiać pamięć). Badano 11 preparatów z miłorzębem, w tym 3 produkty lecznicze i 8 suplementów diety. Okazało się, że te trzy produkty, które były produktami leczniczymi, spełniały wszystkie wymogi, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, a ich skład był zgodny z deklarowanym na opakowaniu. Jeśli natomiast chodzi o suplementy diety, to tylko jeden spełniał wszystkie warunki. Pozostałe zawierały mniej standaryzowanych wyciągów niż to było zadeklarowane oraz miały podwyższone ilości kwasów glikolowych, które uważa się za potencjalnie toksyczne. Jeden z badanych suplementów miał aż tysiąckrotnie podwyższoną zawartość kwasów glikolowych!
To badanie potwierdziło dane uzyskiwane z innych analiz dotyczących suplementów: często nie zawierają one deklarowanych przez producentów ilości związków czynnych, za to znajdują się w nich znaczne ilości związków potencjalnie toksycznych. Temat bezpieczeństwa i skuteczności suplementów diety jest jeszcze trudniejszy niż leków. Jeszcze trudniej zdobyć na ten temat wiarygodne informacje, choć są one potrzebne zarówno specjalistom, jak i pacjentom.