Pacjent, lekarz i NFZ


W Polsce pacjent ma pecha. Często musi walczyć nie tylko z samą chorobą, ale też z przepisami i NFZ.

Co łączy wirusowe zapalenie wątroby typu B i hemofilię? Zły sposób finansowania leczenia przez NFZ, który odbija się nie tylko na zdrowiu pacjentów, ale też powoduje marnotrawienie pieniędzy przeznaczanych na ochronę zdrowia.

Wbrew stardardom
– Sposób leczenia w Polsce WZW typu B jest wręcz niezgodny ze światowymi zaleceniami medycznymi
– oburza się prof. Jacek Juszczyk, koordynator Polskiej Grupy Ekspertów WZW B. – Większość chorych dostaje najtańsze leki, które od dawna są mało skuteczne i wycofywane z Unii Europejskiej i USA.

W Polsce leki pierwszego rzutu to interferon alfa pegylowany 2a lub 2b oraz lamiwudyna. Tyle że lamiwudyna to lek już z lekka przestarzały, np. w USA wycofany i rzadko kiedy stosowany w Unii Europejskiej. Tam pacjenci dostają nowsze leki, bezpieczniejsze i skuteczniejsze, jak entekawir i adefowir. Tyle że droższe. W Polsce NFZ finansuje tylko leczenie lamiwudyną, gdyż jest ona tańsza. Tyle że przy kuracji po roku u 30 proc. pacjentów pojawia się oporność na lamiwudynę, a po kilku latach – u prawie 70 proc. Dopiero wtedy lekarz może wystąpić do NFZ o zastosowanie u pacjenta leków, które na Zachodzie są już od dawna lekami pierwszego rzutu. Tyle że wtedy trzeba ich podać dwa razy więcej niż gdyby były stosowane od początku kuracji.

– To wyrzucanie pieniędzy w błoto, czego NFZ nie rozumie – dodaje prof. Juszczyk. – Lekarz powinien mieć prawo wyboru leków, co do których ma pewność, że rzeczywiście pomagają. Tak niestety w Polsce nie jest. A złe metody terapii prowadzą do utraty kontroli nad zakażeniami HBV.Brak skutecznego leczenia dla pacjentów oznacza postęp choroby, która może doprowadzić do raka wątroby lub konieczności przeszczepu, co pociąga ze sobą nieporównywalnie większe koszty. Znacznie mniej kosztowne jest od początku dobre leczenie.

Pilna operacja
Na operację endoprotezowania zwykle pacjent czeka od kilku miesięcy do roku. Jeśli jednak w dodatku jest chory na hemofilię – to czekać może w nieskończoność, chociaż jego zdrowie stale się pogarsza, a doraźne leczenie zniszczonych stawów kosztuje krocie. Przez wiele lat hemofilicy dostawali za mało czynników krzepnięcia krwi, czego efektem jest poważne uszkodzenie stawów. Każdy ruch, każdy krok powoduje ból. Stawy są w tak złym stanie, że często jedynym wyjściem jest tylko operacja endoprotezowania.

– Przy tak zniszczonych stawach jest to zabieg pilny. Co prawda nie można go nazwać ratowaniem życia, ale jak kogoś boli tak, że musi brać narkotyczne środki przeciwbólowe, to nie jest to operacja, którą możemy odłożyć na kolejne pół roku – mówi doc. dr hab. Jerzy Windyga, kierujący Kliniką Hemostazy i Zakrzepic Insty-tutu Hematologii i Transfuzjologii.

Koszt samej operacji wcale nie jest wysoki – to około 7 tysięcy zł (do tego trzeba jednak doliczyć koszt pobyt w szpitalu oraz podawanego osłonowo czynnika krzepnięcia). Te pieniądze jednak bardzo szybko by się zwróciły. Hemofilik, który wymaga endoprotezowania, ma bowiem bardzo dużo samoistnych wylewów krwi do zniszczonego stawu, które wymagają leczenia drogimi czynnikami krzepnięcia. Wykonanie operacji zmniejszyłoby liczbę wylewów, a więc także ilość stosowanego czynnika. Powinno się więc opłacać, a Ministerstwo Zdrowia, które finansuje czynniki krzepnięcia, powinno zrobić wszystko, by NFZ – który płaci za operacje – mocno naciskał na szpital, żeby ten jak najszybciej je wykonywał.

Zmiany w JGP
Tymczasem w Polsce od ponad roku praktycznie przestano wykonywać operacje endoprotezowania u hemofilików. Nie może ich robić Instytut Hematologii, gdyż nie ma własnego oddziału ortopedycznego. Do tej pory wykonywano je więc w oddziale ortopedycznym Szpitala Klinicznego WUM Dzieciątka Jezus przy Lindleya. Jednak po utworzeniu Jednorodnych Grup Pacjentów i zmianach, jakie w związku z tym zaszły w finansowaniu hemofilii, każda taka operacja – jak twierdzi dr n. med. Włodzimierz Wiśniewski, dyrektor medyczny szpitala – wpędza szpital przy Lindleya w długi. A więc nie chce ich więc wykonywać.

– U chorego na hemofilię koszt endoprotezowania jest znacznie wyższy niż u „zwykłego” pacjenta, tymczasem wyceny NFZ są coraz niższe. A na taką operację musimy mieć indywidualną zgodę NFZ dla każdej osoby – wyjaśnia dr Wiśniewski.

– Zaraz po wprowadzeniu systemu JGP finansowanie hemofilii było na odpowiednim poziomie, szpital za leczenie chorych otrzymywał pieniądze, które zwracały koszty leczenia i diagnostyki. Po dwóch miesiącach jednak utworzono w JGP trzy dodatkowe grupy: S05, S06, S07, w których znalazła się hemofilia. Po tych zmianach szpitalom praktycznie przestało opłacać się leczyć
– wyjaśnia doc. Windyga. – Hemofilię potraktowano w tak szczególny sposób, że niezależnie od tego, czy pacjent jest w szpitalu dwa dni, czy dziewięć, szpital dostaje za to 11 punktów. Punkt to 51 złotych, czyli nasz oddział dostaje 565 złotych za 9 dni leczenia – w najbardziej wyspecjalizowanym pod tym względem ośrodku w Polsce. Z takiej kalkulacji NFZ wynikałoby, że hemofilia jest najtańszą chorobą w Polsce!

Szpital nie chce wykonywać operacji, żeby się nie zadłużać. Ministerstwo Zdrowia czuje się w porządku, bo przecież chorzy dostają czynniki krzepnięcia. Tylko że pieniądze przeznaczone na ochronę zdrowia są bezmyślnie wyrzucane w błoto, a chorzy cierpią i na operację czekają w nieskończoność.

4.6/5 - (160 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH