„Hamlet” bez Hamleta w znanym nam sensie – tytułowy bohater nie przeżywa wewnętr

Narodowe czy globalne?


W Warszawie odbyły się spotkania teatralne, w którym można uchwycić coś na kształt lokalnego charakteru różnych części Europy.

Przed dwoma laty warszawski Teatr Narodowy zaprosił do naszej stolicy kilka teatrów z Europy, które również noszą nazwę bądź mają charakter scen narodowych. W ten sposób narodził się przegląd, w którym można było uchwycić podobieństwa i różnice, może nawet coś na kształt „narodowego charakteru” różnych części Europy.

Większość gości przyjechała wówczas z wyrobami ze swojej narodowej kuchni: Gogol z Rosji, Claudel z Francji, Goldoni z Włoch… Tylko Rumuni i Bułgarzy sięgnęli po europejską klasykę spoza własnego kręgu językowego, Szekspira i Moliera, jednak nacechowaną wyraźnymi śladami ich lokalnej specyfiki.

Podczas drugich już Spotkań w Warszawie (organizowanych jako biennale), program ułożył się nieco inaczej – tym razem jedynie teatry ze Szkocji i Izraela pokazały produkcje o rodzimych korzeniach. Pozostali sięgnęli po repertuar światowy: Teatr Aleksandryjski z Sankt Petersburga przywiózł Szekspirowskiego „Hamleta” w reżyserii Walerego Fokina, Duński Teatr Narodowy (pierwszy raz w Polsce!) „Pokojówki” Geneta, a Teatr Narodowy z Pragi „O tym, co się zdarzyło, kiedy Nora opuściła męża” Elfriede Jelinek w reżyserii Michala Dočekala. Nad spektaklami o lokalnym rodowodzie, przeważały zatem przedstawienia z repertuaru europejskich klasyków.

Teatry klasycznie narodowe
Narodowy Teatr Szkocji to bodaj najmłodszy teatr narodowy na świecie. Powstał zaledwie pięć lat temu. Nic więc dziwnego, że na Spotkania przywiózł szkocką sztukę „Noże w kurach”, poetycki dramat Davida Harrowera, ale za to w reżyserii flamandzkiej artystki, Lies Pauwels. Szkocka krytyka uznała, że o sukcesie inscenizacji zadecydowało spotkanie szkockiego tekstu Harrowera z teatralnym językiem flamandzkiej reżyserki. Przedstawienie to sytuowało się dość daleko od sentymentalnej tradycji teatru poetyckiego, a tym bardziej teatru psychologicznego czy rodzajowego. Była to odmiana performance, pełnego zaskakujących sytuacji i przetworzeń, jak chociażby ukazanie na scenie wiejskiego młyna, jako obrotowego talerza, na środku którego stało krzesło.

Całość przypominała zdemontowaną karuzelę.
W odmiennym kierunku poszła Yael Ronen, reżyserka dramatu „Moris Szimel” Hanocha Levina z Teatru Habima w Tel Awiwie. Scenografia odległa jest tu od dosłowności – krzesła, wewnętrzna kurtynka, zwisające niewielkie fotografie okien, przy których przystają bohaterowie… Tyle, co nic. Jednak aktorstwo nasycone jest rodzajowością, co więcej, rodzajowością żydowsko-polską. Levin najwyraźniej nawiązywał do języka pokolenia swojej babki i rodziców, wywodzących się z Polski i do pewnego typu wrażliwości, którą ukształtował w nim jidysz. I choć tekst napisał po hebrajsku, to wykorzystał w nim tę specyficzną wrażliwość i motyw dominacji matki, regulującej rytm życia rodzinnego. W spektaklu Habimy brawurową postać zaborczej i zrzędliwej Telebrejne tworzy Lia Kenig, z którą współzawodniczy inna wspaniała aktorka jej pokolenia Dvora Keydar w podwójnej roli owdowiałej Telegrepcji i podstarzałej prostytutki Barbuby. Tak czy owak, było to przedstawienie podszyte moralitetem z pytaniem o sens życia. Rodzajowość służyła tu jako trampolina do stawiania pytań wyższego rzędu.

Teatr globalny
Może więc wcale nie ma tak wielkich różnic między lokalnymi spektaklami ze Szkocji i Izraela a kameralnymi „Pokojówkami” Geneta z Danii czy monumentalnym „Hamletem” z Sankt Petersburga? Te niemal skrajnie odmienne inscenizacje, reinterpretując arcydzieła literatury dramatycznej, mówią o naszej współczesności. Inscenizacja „Pokojówek” w reżyserii Staffana Valdemara Holma, który powszechnie uważany jest za następcę Ingmara Bergmana, zachwyca spójnością, klarownością i głębią. Rytualna opowieść o relacjach pomiędzy prześladowczyniami a ofiarą (przy czym zagadką pozostaje, kto tak naprawdę jest prześladowany, a kto jest katem) nabiera tu dodatkowego echa. Mamy bowiem do czynienia z dwoma grupami kobiet. W świecie realnym (na żywo, na scenie) to trzy podstarzałe kobiety, wyglądające na siostry, wśród których trudno odróżnić panią od pokojówek, zwłaszcza że te ostatnie uprawiają grę w panią i w służącą. Ubrane nobliwie na czarno, z czarnymi włosami upiętymi w kok, prowadzą swoją grę na śmierć i życie na tle białych ścian, wśród białych poduszek i ze szklanką trucizny. Tylna ściana, niczym ekran, służy Holmowi do ukazania ich świata wewnętrznego: trzy blondwłose, długonogie gidie, grające bezgłośnie role pani i pokojówek dublują sytuacje, które toczą się na żywo. W pewnej chwili, na początku drugiej części, świat wirtualny przecina się z realnym, na scenie ukazują się aktorki widziane wcześniej na ekranie. Porządek zostaje zakłócony, a na pytania: kto kogo śni i kim się wydaje, trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć.

„Hamlet” Walerego Fokina to oczywiste przeciwieństwo „Pokojówek”. Na scenie zbudowano ogromną żelazną konstrukcję, przypominającą stadion, rusztowania z okazji święta narodowego, zaplecze wielkiej imprezy rockowej. Po schodach przetaczają się tłumy, a wśród nich główni bohaterowie dramatu – zrazu ubrani we współczesne stroje wysokich urzędników państwowych, potem w kostium z epoki elżbietańskiej, jak aktorzy albo zabawiający się w aktorstwo włodarze świata. Bezpieczeństwa ich gry strzegą antyterroryści: na początku i na końcu spektaklu po trybunach spacerują ochroniarze z psami. To jest „Hamlet” bez Hamleta w znanym nam sensie – tytułowy bohater nie przeżywa wewnętrznych dylematów, wygląda na trybik w toczącej się walce sił znacznie go przerastających, sam porównywany raczej do bohaterów z rosyjskich bajek.

A zatem teatry narodowe czy globalne? Może globalne z narodowym kolorytem albo na odwrót – narodowe z globalnym wydźwiękiem.


warto zobaczyć

** „Ariadna na Naxos”**
Opera Krakowska
Premiera: 24 marca
Trudna do wykonania opera Richarda Straussa w Krakowie gościła ostatnio w 1943 r. Tegoroczne przedstawienie aż kipi od pomysłów i niespodzianek. Jest efektownym połączeniem groteskowej arlekinady, komedii dell’ arte, sztuki karnawału, barokowej opery i mitologicznej symboliki. Na tle tego wszystkiego rozgrywa się historia miłości, przedstawionej przez autora libretta – Hugona von Hofmannsthala – zarówno jako wzniosłe uczucie, fatum, jak i rodzaj życiowej gry. „Ariadna na Naxos” to 135 min muzyki, która według jednego z bohaterów spektaklu jest „świętą sztuką, która jednoczy wszelkie uczucia”.

** „Bal w operze”**
Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni
Premiera: 15 kwietnia
Połączenie legendarnego poematu Juliana Tuwima – jednego z najbardziej zagadkowych i wieloznacznych dzieł w historii współczesnej literatury polskiej – z muzyką Leszka Możdżera to prawdziwa gratka dla amatorów musicalu. Na symbolicznym balu na deskach teatru w Gdyni spotykają się politycy, policjanci i złodzieje, generałowie i tajniacy, bogacze i prości pijaczkowie. Nie dostrzegają, że wokół wali się świat i ślepo wierzą, że mają do odegrania epokową rolę. Ta bezprecedensowo ostra satyra polityczna w reżyserii Wojciecha Kościelniaka lokuje się dzisiaj w innym intelektualnym i literackim porządku niż ten, który podpowiada lekturowo-szkolny styl jej odbioru.

** „d o w n_u s”**
Krakowski Teatr Scena STU
Premiera: 3 kwietnia
Sztuka napisana przez Bogdana T. Graczyka jest odważną artystyczną próbą uniwersalizacji zagadnienia integracji dzieci z zespołem Downa. Opowiada o młodym małżeństwie (w rolach głównych Magdalena Walach i Marcin Sianko), które zostaje zmuszone do weryfikacji życiowych planów za sprawą niepełnosprawnego dziecka. „Moim downusem było niepełnosprawne dziecko, downusem widza może być zupełnie inna, nieprzewidywalna sytuacja: choroba, zdrada, śmierć bliskiej osoby. W każdej niespodziance losu zawiera się ostateczna prawda o nas: naszym sumieniu, wrażliwości, odporności i człowieczeństwie” – wyjaśnia metaforyczny charakter tytułu producentka spektaklu i prezes Stowarzyszenia GRAAL – Magdalena Chaszczyńska.

4.5/5 - (205 votes)

Leave a Comment

POLECANE DLA CIEBIE

START TYPING AND PRESS ENTER TO SEARCH