Pierwsze półrocze 2013 r. w polskiej ochronie zdrowia to czas niekończących się skandali, sporów i kłótni. Sukcesów nie było wiele.
Ogromna przepaść dzieli medycynę „urzędniczą” od tej wykonywanej przez polskich lekarzy. Po każdej medialnej wpadce w systemie ochrony zdrowia była kontrola, po niej kary, a następnie zapowiedzi zmian. Sukcesy odnieśli jedynie ci, którzy wbrew przepisom i presji na oszczędzanie za wszelką cenę, zdecydowali się robić swoje.
Nocna pomoc lekarska
Początek roku 2013 zdominował problem nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Tragiczna śmierć 2,5-letniej dziewczynki ze Skierniewic obnażyła wszystkie słabości nocnej i świątecznej pomocy. Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, w wywiadzie dla Radia (Program 1) przyznał, że „system pomocy medycznej w Polsce nie działa tak, jak powinien”. I nic dziwnego, skoro – jak wykazała szybko zarządzona kontrola NFZ – w co trzecim punkcie udzielania nocnej i świątecznej pomocy nie było właściwej (tj. deklarowanej w umowie) liczby lekarzy i pielęgniarek. Placówek tych jest zdecydowanie za mało, poza tym obsługują one zbyt wielu mieszkańców. Na nocnych i świątecznych dyżurach często pojawiają się pacjenci, którzy w ciągu dnia nie dostali się na wizytę do lekarza rodzinnego. Lekarze stosują więc spychologię – odsyłają chorych do innych placówek.
Dopiero groźby Jurka Owsiaka, który chciał zrezygnować z przeprowadzenia kolejnych akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (WOŚP) na rzecz polskiej pediatrii, wymusiły na Ministerstwie Zdrowia chęć zmian. Jedną z nich są dodatkowe szkolenia dla dyspozytorów pogotowia. Najważniejszy problem, czyli zbyt niska wycena nocnych dyżurów lekarskich, nie został jednak rozwiązany, a to oznacza, że wciąż brakuje chętnych do tej pracy. Nieprecyzyjność przepisów powoduje bałagan – nie wiadomo, jakie obowiązki ma pogotowie ratunkowe, a jakie nocna pomoc lekarska.
Nowy NFZ
Mimo licznych zapowiedzi nie ruszyły przygotowania do decentralizacji Narodowego Funduszu Zdrowia. – Chcemy zaproponować i poddać debacie publicznej likwidację centrali NFZ. Chcemy, aby w miejsce tego urzędu powstał Urząd Ubezpieczeń Zdrowotnych, który będzie nadzorował funkcjonowanie regionalnych oddziałów NFZ, oraz zajmie się m.in. wyceną świadczeń – informował w marcu minister Bartosz Arłukowicz. Dwa miesiące później jego zastępca powiedział, że zmiany w NFZ mogą się zacząć najwcześniej w 2014 roku.
Według założeń projektu likwidacja centrali NFZ ma być poprzedzona stworzeniem regionalnych map zapotrzebowania zdrowotnego, co pozwoli na budowanie spójnego systemu planowania inwestycji medycznych w danym regionie. Planowane zmiany pozwolą także kontraktować świadczenia według rzeczywistych potrzeb. Wątpliwości budzi jednak pomysł, by zamiast centrali NFZ powołać w jej miejsce urząd nadzoru nad rynkiem ubezpieczeń i świadczeniodawców – byłoby to połączenie NFZ, AOTM i Centrum Monitorowania Jakości. To oznacza, że jedna instytucja będzie kontrolować, oceniać i wyceniać świadczenia, czyli nic się nie zmieni. Romuald Krajewski, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, były przewodniczący Rady Konsultacyjnej AOTM, jest zdania, że taki kierunek zmian jest „odwrotnym do tego, którego by oczekiwało środowisko lekarskie”.
Ustawa z emocjami
Przez sześć miesięcy resortowi zdrowia udało się skierować do Sejmu tylko jeden akt prawny, tzw. małą nowelizację ustawy refundacyjnej. Nowela ustawy umożliwiła uproszczenie procedur związanych z ponownym objęciem refundacją leków. Dzięki temu można było uniknąć niekończących się negocjacji Komisji Ekonomicznej z firmami farmaceutycznymi (pod koniec 2013 r. kończy się dwuletni okres obowiązywania decyzji refundacyjnych). Dodatkowo wprowadzono zapisy, które pozwalają szpitalom na zakup potrzebnych leków, a nie tylko tych najtańszych (zniesiono obowiązek zakupu po cenie limitu).
Ustawa wciąż budzi emocje – poszczególne grupy pacjentów mają do niej zastrzeżenia. Jak wynika z raportu firmy doradczej Sequence, wprowadzenie ustawy refundacyjnej w 2012 roku ograniczyło koszty refundacji cukrzycy o 500 mln zł. „W sumie aż 25 proc. spadku wydatków Funduszu na leki w poprzednim roku miało źródło w zmniejszeniu wydatków na paski do glukometrów i insuliny” – czytamy w raporcie. To efekt m.in. restrykcyjnego zakresu wskazań refundacyjnych (np. niektóre insuliny są dostępne tylko dla pacjentów z cukrzycą typu 1) oraz zagrożenia karami dla lekarzy, co spowodowało, że częściej przepisują leki pełnopłatne. Przeciętne wydatki pacjenta na insulinę wzrosły z około 103 zł (w III kwartale 2011 r.) do 111 zł (w III kwartale 2012 r.) za mniejszą ilość kupowanych opakowań leków.
Zastrzeżenia budzi zakres ustalania grup limitowych (tzw. jumbo grup) i poziomów odpłatności. – Efekt jest taki, że to pacjenci w dużej mierze przyczynili się do oszczędności w wydatkach budżetu na leki, płacąc za nie 100 proc. – uważa Michał Pilkiewicz z IMS Health Poland. Według jego wyliczeń, tylko w 2013 roku dopłaty pacjentów do leków wzrosną o 885 mln zł. Z danych IMS wynika, że rynek bardzo się zmienił: aż 55 proc. sprzedawanych leków to produkty pełnopłatne (w poprzednich latach było to około 45 proc.). – Aż 30 proc. antybiotyków jest przepisywanych na 100 proc. – podaje przykład Michał Pilkiewicz. Zyskali jedynie pacjenci chorujący na nadciśnienie: tu ceny leków (nawet tych nierefundowanych) znacząco spadły.
Listy refundacyjne
Znaczących przełomów w udostępnieniu nowych terapii w pierwszym półroczu br. nie było. Największą zmianę przyniosła styczniowa lista, gdzie znalazł się, w ramach programu lekowego, lek biologiczny przeznaczony dla pacjentów z ciężką postacią łuszczycy. Walka o wprowadzenie tego leku do refundacji trwała pięć lat. W styczniu na liście znalazł się także kolejny lek stosowany w stwardnieniu rozsianym i zmieniono formułę leczenia szpiczaka mnogiego.
W marcu na liście refundacyjnej pojawiły się nowe leki: penicylamina, etambutol oraz konestat alfa. Zostały rozszerzone wskazania refundacyjne dla 34 leków, m.in. preparatów stosowanych przy padaczce i wczesnym raku piersi w I rzucie hormonoterapii. Z majowych wykazów refundacyjnych zadowoleni byli przede wszystkim chorzy na epilepsję.
Na początku lipca na liście refundacyjnej znalazło się 75 leków, m.in. do leczenia zakrzepicy żył głębokich. Refundacją został objęty także nowy preparat stosowany w hematoonkologii do leczenia przewlekłej białaczki limfocytowej. Nowe zapisy ułatwią leczenie pacjentów z chorobami rzadkimi: chorobą Pompego oraz Gauchera.
Awantura o etykę
Wakacje rozpoczęły się gorącym sporem wokół Kodeksu Etyki Lekarskiej. Wywołał ją nie prof. Jan Hartman, tylko kilka miesięcy wcześniej minister Arłukowicz, wystosowując „List do przyjaciół lekarzy”. Według ministra niezbędna jest dyskusja o zmianach w kodeksie etyki lekarskiej, aby lekarze nie kryli wzajemnie swoich błędów. Reakcja środowiska była jasna do przewidzenia. Maciej Hamankiewicz nie krył: „List przyjęliśmy z wielkim oburzeniem. To był list do przyjaciół Moskali, a nie do przyjaciół lekarzy.”
W publicznej dyskusji głos zabrał prof. Jan Hartman, kierownik Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum UJ w Krakowie, a także członek powołanej przez ministra zdrowia komisji etycznej. Skrytykował on kodeks etyki jako „mieszaninę mowy-trawy oraz ekspresji różnych korporacyjnych fobii, urazów i zaklęć; amatorszczyzny i oportunizmu”. Według profesora, kodeks to anachronizm. W środowisku zawrzało. Pod apelem o odwołanie profesora z ministerialnej komisji podpisało się prawie dwa tysiące lekarzy. Minister stwierdził jednak, że nie ma powodu do odwołania. Samorząd lekarski przypomniał, że etyką lekarską zajmuje się w ramach Komisji Etyki Lekarskiej. Ks. prof. Andrzej Muszala, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, dołączył się do dyskusji, mówiąc: „Od lat 90. samorząd lekarski jest niezależny od władz politycznych. O tę niezależność lekarze walczyli od samego początku upadku systemu komunistycznego w Polsce”. Romuald Krajewski, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, jest zdania, że „o zasadach etyki, zasadach będących także podstawą odpowiedzialności zawodowej, trzeba dyskutować stale, ale musi to być dyskusja rzeczowa i oparta na faktach. Organizacja systemu ochrony zdrowia i finansowanie go nie zależą od etyki lekarskiej, lecz raczej stanowią dla niej duże zagrożenie”.
Elektroniczne rewolucje
Wprowadzeniu systemu eWUŚ, czyli elektronicznej weryfikacji uprawnień świadczeniobiorców, towarzyszyło wiele obaw, czy system zadziała. Owszem, zadziałał, czasem nawet za dobrze, jak w przypadku, gdy dziecko dowiedziało się, iż jest adoptowane. „Czy system eWUŚ był przygotowany pod kątem ujawniania poufnych danych pacjentów i przeanalizowany pod względem skutków takiego ujawnienia? Czy tworzącym system zabrakło wyobraźni, delikatności i ludzkiego wyczucia?” – pytała w liście do Rzecznika Praw Obywatelskich Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
Wprowadzenie tego systemu skończyło inną kłótnię – o możliwości karania lekarzy za wypisanie recepty na lek refundowany osobom nieuprawnionym.
Teraz jesteśmy świadkami kolejnej elektronicznej rewolucji w NFZ, czyli wprowadzania Zintegrowanego Informatora Pacjenta (ZIP). Środowisko lekarzy odbiera to jako kolejne narzędzie kontroli ich pracy.
Sukcesy lekarzy
Niewątpliwym sukcesem polskiej medycyny był przeszczep twarzy przeprowadzony przez zespół prof. Adama Maciejewskiego: pierwszy na świecie przeszczep przeprowadzony dla ratowania życia. To sukces nie tylko dlatego, że udało się przeprowadzić operację, ale także dlatego, że – zgodnie z wyceną ministerstwa zdrowia – szpitalowi zapłacono 220 tys. zł za zabieg. Dla porównania, w USA przeszczep twarzy kosztuje około 4 mln dolarów.
Kolejnym sukcesem był zabieg wszczepienia pozaustrojowej, pulsacyjnej protezy serca Religa Heart XT, potocznie nazwanej polskim sztucznym sercem. Dzięki temu pacjent z niewydolnością serca ma szansę doczekać na przeszczep serca od dawcy. Tym samym Polska dołączyła do bardzo wąskiego kręgu państw dysponujących własnym sztucznym sercem.
Adam Kozierkiewicz,
ekspert ds. ochrony zdrowia
##Ocieplenie wizerunku
Moim zdaniem, najciekawszym zjawiskiem, jakie obserwujemy od kilku miesięcy, jest stopniowe ocieplanie wizerunku przez NFZ. Wdrożenie systemów eWUŚ i ZIP oraz wyłapywanie koincydencji – to z pewnością sukcesy funduszu. Oczywiście są to działania, które NFZ powinien wykonywać już wcześniej. Technologiczne możliwości istniały przecież od lat, ale dopiero prezes Agnieszka Pachciarz wprowadziła je w życie. W efekcie tych działań obserwuję poprawę społecznych emocji wokół tej instytucji. Jeśli dojdzie do decentralizacji NFZ, to nie obędzie się bez protestów.
Jedynym widocznym działaniem Ministerstwa Zdrowia jest refundacja in vitro, która zresztą wzbudza wiele emocji. Jest to problem dotyczący niewielkiej grupy osób, więc nie poprawia to notowań ministra Arłukowicza. Mógłby zyskać on trochę sympatii, gdyby konsekwentnie zrealizował wojnę z lekarzami, którą rozpoczął słynnym listem „Do przyjaciół lekarzy”. Zamiast tego rozpoczął dyskusję o kodeksie etyki, który w praktyce ma niewielkie znaczenie. Warto podkreślić, że nie jest to akt prawny, a jedynie zbiór wytycznych. Praktyczny wymiar tej dyskusji będzie niewielki i – moim zdaniem – ma jedynie na celu poprawę słupków popularności ministra.
Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska
##Przeciw pacjentom
Ostatnie pół roku w ochronie zdrowia rozczarowuje, co widać chociażby po zmianach na listach refundacyjnych. Chociaż ukazują się one co dwa miesiące, to nie znalazły się na nich żadne nowe cząsteczki i leki, które w istotny sposób zmieniłyby schematy leczenia czy poprawiły sytuację chorych. Dobrym przykładem jest diabetologia – konsekwentnie resort zdrowia nie chce refundować inkretyn, zmuszając tym samym lekarzy i pacjentów do używania bardzo starego leku – metforminy, mimo że niesie ryzyko powikłań. Podobnie jest z paskami – Ministerstwo Zdrowia ogłasza sukces, bo ich zużycie spadło, chociaż lekarze alarmują, że rośnie liczba powikłań wśród diabetyków. Warto też podkreślić, że jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o profilaktykę tzw. stopy cukrzycowej. Zamiast zapobiegać, wolimy amputować…
Warto też dodać, że w refundacji nie tylko nie ma nowoczesnych leków, ale też większość z tych wpisanych na listę to leki bardzo tanie. Natomiast droższych leków nie ma, by w ten sposób zmuszać pacjentów do ponoszenia coraz większych wydatków. To polityka aspołeczna.
Konstanty Radziwiłł, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej
##Oddalamy się od Europy
Dyskusja wokół Kodeksu Etyki Lekarskiej (KEL) to klasyczna zasłona dymna – w ten sposób minister zdrowia chce zatuszować swoją bezczynność. Nic z tego, co się zdarzyło w ciągu ostatnich miesięcy, nie prowadzi do naprawy systemu ochrony zdrowia. A działania Ministerstwa Zdrowia – jeśli już jakieś były – to jedynie gaszenie pożarów, które wywołali sami urzędnicy. Mówi się o KEL, tak jakby to kodeks był powodem nieetycznych zachowań lekarzy. Moim zdaniem, należałoby upowszechniać wiedzę o nim, a nie go krytykować.
„Wielki” sukces, jaki ogłosiło NFZ wprowadzając eWUŚ, to raczej porażka. To narzędzie naprawienia problemu, który się wcześniej wytworzyło. Cała ta maszyneria jest niepotrzebna i kosztowna – w wielu dużych szpitalach trzeba było oddelegować lub specjalnie zatrudnić osoby, które zajmują się tylko weryfikacją. Czy nie prościej byłoby uznać, że każdy obywatel Rzeczpospolitej ma prawo do bezpłatnego leczenia? Uniknęlibyśmy wtedy ogromnych wydatków i chaosu, jaki towarzyszył wdrożeniu eWUŚ. Podobnie jest z kolejnym „sukcesem”, czyli Zintegrowanym Informatorem Pacjenta (ZIP). To nic innego jak zaprzężenie obywateli do kontrolowania lekarzy i świadczeniodawców. Dochodzimy do absurdu. Zamiast zmieniać system ochrony zdrowia, z którego nikt nie jest zadowolony, funduje się nam jakiś obłęd kontroli. A system jest coraz bardziej nieprzyjazny zarówno dla pacjentów, jak i dla pracowników.
To wszystko sprawia, że coraz bardziej oddalamy się od Europy, w której głównie dyskutuje się o zdrowiu publicznym. Od lat nie możemy doczekać się zmian w tej sprawie.
Andrzej Mądrala,
wiceprezydent Pracodawców RP, właściciel Centrum Medycznego Mavit
##Sposób na przetrwanie
Prywatne placówki nie mogą zaliczyć minionego półrocza do udanych. I zanosi się na to, że sytuacja dla naszego sektora raczej się pogorszy niż poprawi – chodzi o plany NFZ, aby aneksować umowy na kolejne dwa lata. Dla niedawno powstałych placówek oznacza to, że przez dwa lata nie mają szans na kontrakt z NFZ. Niektóre mogą tego nie przetrzymać. Prywatne placówki nigdy nie miały równych szans na rynku, ale sytuacja zamiast się poprawiać, raczej się pogarsza. Reasumując – sektor prywatny „idzie na przetrwanie”. I to będzie nasze hasło na 2013 rok.